Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TOWARZYSKA WYLICZANKA

Paweł Oses


Kliknij żeby powiększyć


Muzyków można oceniać nie tylko po tym jak grają. W przypadku sław, które nagrywają własne płyty jest jeszcze jedna rzecz, która daje o nich świadectwo. Tym czymś są książeczki dołączone do krążków CD.

Standardowo można znaleźć w nich informacje o tym, kto skomponował dany utwór, kto gra, kto jest autorem słów piosenek itp. Niemal każdy artysta zamieszcza coś jeszcze. Na wielu płytach można mianowicie znaleźć podziękowania. Muzycy nie są w tym odosobnieni, przecież to samo robią - dajmy na to - pisarze. Piszą na przykład "mojej żonie za nieocenioną pomoc przy pracy nad tą książką". Banalne, ale przynajmniej krótkie. Można wybaczyć. Co ciekawe, podziękowań raczej nie składają plastycy. No bo jak? Na obrazie? Może na ramie od obrazu? Z kolei publicznych hołdów oddawanych wszystkim komu się da nie unikają aktorzy w czasie ceremonii rozdania Oskarów. Zapewne do tej właśnie tradycji podświadomie odwołują się wszelkiego autoramentu muzycy.
Podziękowania mają zapewne przysporzyć splendoru, sugerować, że oto mamy w rękach nagranie naprawdę przełomowe, ważne, przebojowe. Prześledziłem tę "twórczość" na przykładzie własnej kolekcji płyt. Stwierdzam, że tego rodzaju wypociny pojawiają się mniej więcej po koniec lat 80.
Charakterystyczna jest na przykład znakomita płyta basisty John'a Patitucci'ego "Mistura Fina" z 1995 roku Mistura Fina. Poza normalnymi informacjami najpierw jest wstęp o filozofii nagrania. Płyta z brazylijskimi muzykami, żeby pokazać ich bogactwo, bla bla bla. Standard. Ale na samym końcu zaczyna się litania. Podziękowania dla producenta instrumentów - Yamaha, Zildijana, producenta strun D'Addario Strings, i kilka innych w tym tonie. Można jeszcze odpuścić. Być może wypada podziękować sponsorom, ale w następnym akapicie zaczyna się już całkiem towarzyska wyliczanka. Podziękowania dla przyjaciół z wytwórni, dla Mariny, Pitta, itd., itp. Na tym nie koniec. Następują kolejne podziękowania dla każdego członka rodziny z osobna. Patitucci z pewnością nie jest prekursorem tego trendu, ale jest w tym co zrobił bardzo typowy. Tak to wygląda teraz właściwie na każdej płycie.
Najłatwiej jest mi tę tendencję zaprezentować na przykładzie mojej ulubionej grupy Spyro Gyra. W książeczce z płytą "Breakout" z 1986 roku nie ma jeszcze ani jednego zbytecznego słowa. Na płycie "Rites of Summer" z 1988 pojawiają się podziękowania dla producentów instrumentów i sprzętu muzycznego. Są nazwy 6 firm - czyli jedno króciutkie zdanie. Ale już na płycie "Point of View" wydanej zaledwie rok później lider grupy Jay Beckenstein zaczyna: "Chciałbym wyrazić szczerą wdzięczność mojej żonie Jennifer za jej cierpliwość, zrozumienie i wspaniałą miłość, które czynią moje życie wspaniałym". I dalej taki kit przez pół strony.
Do czego to prowadzi? Na wydanej w 1996 roku płycie bodaj największej gwiazdy smooth jazzu Dave'a Koza "Off The Beaten Path" tego typu bufonada zajmuje już bite dwie strony! Najpierw "najgorętsze podziękowania" dla ponad 50 osób wymienionych z imienia i nazwiska! Potem wymienionych jest jeszcze kolejnych 30 osób, kompletnie nie wiadomo po co. Po tej wyliczance następują dedykacje specjalne: "Shelly Heber - jesteś najlepszym menadżerem na świecie. Jestem szczęściarzem, że na ciebie trafiłem. Życzę ci miłości". Prawdę mówiąc obchodzi mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg.
Zupełnie inaczej rzecz wygląda na płycie grupy Special EFX "Butterfly" z 2001 roku. Lider Chieli Minucci tłumaczy w książeczce skąd zna muzyków zaproszonych do nagrania. W ten sposób dowiedziałem się, że zespół Special EFX grywał jako support Spyro Gyra na wielu koncertach tej grupy w połowie lat 80. Pokrótce zostało opisanych paru muzyków - Jay Beckenstein ze wspomnianego Spyro Gyra, Chuck Loeb, albo David Mann. Pod spodem po prostu "thank you all"! Na koniec jeszcze wzmianka o nieuleczalnie chorym muzyku zespołu z prośbą o wsparcie. Krótko, bez nadętych ceregieli. Niestety i tu pojawia się litania osób uszczęśliwionych nie wiadomo po co wymienieniem w książeczce.
Pretensjonalnych nawyków nabierają również rodzimi muzycy. Znakomici Polucjanci (obecnie Poluzjanci) na swojej płycie "Tak po prostu" dziękują każdy po kolei. Czegóż tu nie ma? Pojawiają się podziękowania między innymi za "kopniaki śpileczką [tak w oryginale] w dupę" (Kuba Badach), "za opalcowanie gamy C-dur" (Piotr Żaczek"), "miastu Józefów za spokój i mikroklimat" (Robert Luty). Kogo to do psiej juchy obchodzi??? Lepiej już wydaliby wreszcie płytę, której nie mogę się doczekać, od kiedy ją po raz pierwszy zapowiedzieli w poznańskim klubie "Piwnica 21" w grudniu 2003 roku.
Zadziwiająca jest jeszcze jedna prawidłowość, którą zauważyłem. Muzycy lubią używać książeczki do CD w celach manifestowania swoich uniesień religijnych. Wspomniany na początku John Patitucci dziękuje "Jezusowi Chrystusowi, który jest jego Panem i osią jego życia". Saksofonista Gerald Albright w książeczce do płyty "Groovology" (2002) Groovology pisze natomiast: "nie ma twórczości bez Stwórcy", sugerując boskie natchnienie. Rozbawił mnie znakomity gitarzysta Paul Jackson Jr. W swoich dwóch ostatnich płytach dziękował "swemu zbawcy i wybawicielowi Jezusowi Chrystusowi". Śmieszne jest to, że choć płyty "The Power Of The String" i "Still Small Voice" ukazały się w odstępie dwuletnim (2001, 2003), to Jackson nie zadał sobie trudu, by wymyślić coś nowego. W obu przypadkach używa dokładnie tych samych zwrotów. Mógłby się facet bardziej wysilić. Znacznie śmielej "zagrał" pianista Joe McBride. Na okładce płyty "A Gift For Tomorrow" napisał: "Pragnę podziękować naszemu Panu Jezusowi Chrystusowi za cudowne błogosławieństwa i talenty, którymi mnie obdarzył". Skoro tak, to takiej płyty chyba nie wypada krytykować. W podobne tony uderzył na płycie "Unconditional" (2000) Waltz For David saksofonista Kirk Whalum. Były kapelan ekipy Whitney Houston napisał: "Panie Jezu. Bądź uwielbiony przez moją muzykę i życie". Najgorsze jest to, że muzycy wycierają sobie gębę Jezusem przy niezbyt odkrywczych nagraniach typu "umpa umpa pitu pitu".
Do największego absurdu posunęła się jednak mało znana, acz w mojej opinii bardzo ciekawa lubelska grupa Bloo Zbir. Muzycy Bloo Zbira nie zamieścili podziękowań w książeczce, oni je nagrali ź.m.bla! Na płycie "Looblin Funk" gadali przy tej okazji głupoty, od których można się zarumienić ze wstydu. Miało być zabawnie, wyszło żenująco. W tej sytuacji szczególne uznanie należy się tym twórcom, którzy nie dziękują nikomu. Jednak mimo przewertowania mojej kolekcji, wśród nagrań wydanych w ciągu ostatnich 10 lat nie znalazłem ani jednego, które nie miałoby zbędnych głupot w opisie. Czasami jest to fanfaronada, czasami spowiedź życia, czasami zdawkowe dwa słowa.
Kochane gwiazdy szoł biznesu! Nagrywacie płyty, macie dużo kasy. Nie możecie do tych wszystkich ludzi po prostu zadzwonić?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone