Przywykło
się uważać, że kiedy ktoś słyszy tajemnicze głosy, to najprawdopodobniej
szwankuje mu psychika. A jeśli takie głosy nie z tego świata
zarejestruje aparatura elektroniczna?
Eksperymenty z urządzeniami nagrywającymi duchy trwają od
wielu lat. Zresztą to szeroko rozpowszechnione zjawisko. Zajmują
się nim niezliczone stowarzyszenia w jedenastu krajach. Setki,
a może tysiące ludzi uruchamiają swoje komputery i magnetowidy,
by rejestrować dowody komunikowania się ze zmarłymi. Komunikacja
ta ma się odbywać za pośrednictwem radia, telewizji i ogólnie
urządzeń elektronicznych. Zwłaszcza wtedy, kiedy sprzęty te
emitują tzw. biały szum, czyli zakłócenia. Zjawisko to nazywane
jest EVP - od angielskich słów Electronic Voice Phenomenon.
Pierwsze teorie dotyczące EVP pochodzą z lat 20-tych XX wieku.
Sformułował je nie byle kto, bo sam Thomas Edison.
Z EVP zetknie się także bohater filmu "Głosy". Jonathan
Rives, znany i szanowany architekt przeżyje bolesną stratę,
kiedy pewnej nocy w tajemniczych okolicznościach zniknie jego
żona, Anna. Mężczyzna długo nie będzie dopuszczać do siebie
najgorszej myśli. O tym, że żona Jonathana nie żyje, powie
mu spotkany na ulicy człowiek, który w dodatku twierdzi, że
zmarła nawiązała z nim kontakt z zaświatów. Jonathan - realista
i pragmatyk, nie uwierzy w tę opowieść. Dopóki seria niewytłumaczalnych
zjawisk nie wytrąci go ostatecznie z równowagi. Jego komórka
odbierze sygnał od wyłączonego telefonu Anny. Automatyczna
sekretarka zarejestruje dziwne odgłosy. A w radiu Jonathan
usłyszy wołanie swojej żony. Krok po kroku mężczyzna zainteresuje
się aparaturą EVP, a zainteresowanie to wkrótce zmieni się
niemal w obsesję.
"Głosy" reklamowane są jako thriller/horror. Kolejność
jak najbardziej właściwa. O ile początkowo więcej jest w fabule
treści kryminalnej oraz dochodzenia do tajemnicy, o tyle ostatnie
kwadranse filmu mają już klasyczną atmosferę "ghost story".
Akcja zagęszcza się powoli, ale nie nuży. Rozczarować może
natomiast zakończenie. Reżyser niskobudżetowych programów
telewizyjnych, Geoffrey Sax, chyba nie udźwignął ciężaru dużej
produkcji. Myślę, że mimo wszystko nie psuje to ogólnego dobrego
wrażenia, jakie pozostawiają "Głosy".
W roli Jonathana Riversa wystąpił Michael Keaton. To akurat
nie najszczęśliwszy wybór. Za spokojna rola jak na tego aktora,
który o niebo lepiej wchodzi w skórę szaleńców i oryginałów.
Ale skłamałbym, gdybym napisał, że popsuł film. Co to, to
nie. Za wysoka klasa.
Czy film "Głosy" może przestraszyć? Nie ma tu przeraźliwych
upiorów, nie fruwają krwawe szczątki, nie wyją potępieńcy,
a żaden poltergeist nie demoluje mieszkań. Włos jeży się na
głowie głównie dzięki niesamowitej atmosferze pełnej napięcia
i paru ciekawym rozwiązaniom scenariuszowym. Oszczędne dozowanie
efektów specjalnych tylko pomogło filmowi. Mimo wszystko radzę
nie przenosić do domu podpatrzonych eksperymentów z EVP i
przesiadywać przed telewizorem po zakończeniu nadawania nocnego
programu. Nawet jeśli zza zasłony "białego szumu"
nie dostrzeżecie żadnego ducha, to na pewno popsujecie sobie
wzrok.
|