Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



CIENISTA DOLINA

Olaf Ważyński




Tegoroczne lato nie skąpiło gorąca. Były dni, kiedy upał stawał się nieznośny. Każda kropla wody i skrawek cienia były wtedy na wagę złota. W takie dni najlepiej nie ruszać się znad brzegu jeziora albo basenu. A jeśli ktoś lubi się ruszać?

Odpowiedź jest prosta. Spacer albo wycieczka w okolicę, która nie skąpi ani cienia ani wody. Jeśli przy okazji da się zwiedzić interesujący zabytek i popatrzeć na ładne krajobrazy, tym lepiej.

Fantastyczny przełom

Szlakiem wzdłuż rzeki Bóbr na północny zachód od Jeleniej Góry łaziłem kiedyś często. Od kiedy istnieje tam ścieżka rowerowa, można też wypuścić się na wygodną wycieczkę na dwóch kółkach. Trasa na wielu odcinkach biegnie niemal nad samą rzeką, w przyjemnym cieniu i chłodzie, jaki daje stary las.
Bóbr jest najdłuższym i największym lewobrzeżnym dopływem Odry. Wypływa z południowo wschodnich zboczy Lasockiego Grzbietu (we wschodnich Karkonoszach), na wysokości 804 m.n.p.m., powyżej wsi Bobr w Czechach. Długość rzeki wynosi 271 kilometrów z czego 2,6 km na terenie Czech. Jeden z najpiękniejszych odcinków biegnie od granic Jeleniej Góry do Jeziora Pilchowickiego (tzw. górna część Parku Krajobrazowego Dolina Bobru).
Pierwszych kilka kilometrów to głęboka dolina wyżłobiona w twardej materii granitognejsów, zwana Borowym Jarem. Bór rzeczywiście jest tu zachwycający, a przełom rzeki wręcz fantastyczny. Rzeka to pełznie powoli (prąd jest prawie niedostrzegalny), to znów szumi w kaskadach i kataraktach. W miejscu, gdzie Bóbr gwałtownie skręca pod kątem niemal 90 stopni, stał kiedyś duży młyn. Dziś zostały tylko ruiny, równie malownicze co sama dolina. Pamietam, jak z chłopakami z podwórka penetrowaliśmy przed laty opustoszałe i mocno nadgryzione zębem czasu hale budynku - a właściwie to co z nich zostało. Jak wiadomo, dzieci często lekceważą sobie niebezpieczeństwa i groźbę kalectwa - a spacer po sypiących się ruinach ociera się o próbę samobójczą. Na szczęście młyn stoi na sztucznej wyspie, na którą nie tak łatwo się dziś dostać. Hm... Właśnie zdałem sobie sprawę, że chyba się zestarzałem...
Okolicę młyna nazywano kiedyś Końcem Świata. Dlaczego? Bo kiedy dochodzi się drogą do zakrętu rzeki, stromy cypel na drugim brzegu zamyka widok. Wygląda to tak, jakby dalej nic już nie było, a rzeka tu właśnie kończyła swój bieg. Po prostu koniec świata.

Skarb w wieży

Kilkaset metrów dalej zaczyna się Jezioro Modre. Wcale nie wygląda na jezioro, raczej na niewielkie rozlewisko rzeczne. Powstało przez spiętrzenie wody na zaporze. Kolor jego wody nie zawsze odpowiadał nazwie. Pamiętam czasy, kiedy jezioro przypominało barwą ściek, a jego skład chemiczny zdumiałby niejednego laboranta. Do niedawna Bóbr był jedną z najbardziej zanieczyszczonych polskich rzek. Życie biologiczne niemal w niej nie istniało. Ale po unieruchomieniu na początku lat osiemdziesiątych jeleniogórskich zakładów chemicznych "Celwiskoza" (jednego z największych polskich trucicieli) oraz po oddaniu do użytku szeregu oczyszczalni ścieków Bóbr jest jedyną polską rzeką, w której na całej długości od źródeł do ujścia występują pstrąg potokowy i lipień!
Na stromym brzegu Jeziora Modrego stoi gościniec (dawniej schronisko PTTK) Perła Zachodu. To urokliwy drewniany budynek z równie ładnym, stylowym wnętrzem. Zdarzyło mi się kiedyś tutaj przenocować, ale było to całe wieki temu; nie wiem jak dziś wyglądają pokoje.
Parę kilometrów w dół rzeki leży Siedlęcin. Kiedyś typowa wieś pegeerowska, do dziś nie zmieniła specjalnie charakteru, a przynajmniej wyglądu. W samym środku Siedlęcina wznosi się średniowieczna wieża rycerska. To bardzo ciekawa budowla. Wyobrażacie sobie mieszkanie w wieży? Wszelkie wątpliwości rozwiewają się po wejściu do środka. Czterokondygnacyjna wieża ma bardzo przestronne komnaty, choć prawdę mówiąc bardziej przypominają jakieś opustoszałe magazyny. Na jednym z pięter zachowały się resztki średniowiecznych fresków. Powstały one około 1345 roku, to prawdziwy skarb! Aż dziw bierze, że polichromie do dziś nie doczekały się renowacji z prawdziwego zdarzenia. Tym bardziej, że przez wiele lat, kiedy wieża nie była chroniona, wnętrza były dewastowane. Nawet na malowidłach widać ślady działalności bezmózgich wandali...

Schody dla olbrzyma

Za Siedlęcinem Bóbr traci już charakter górskiej rzeki. Jest spokojniejszy i łagodniejszy. Na pozór. Doskonale pamiętam wielką powódź z 1997 roku; byłem wtedy reporterem radiowym i odwiedziłem większość miejscowości zalanych przez wezbrane wody rzeki. Włos jeżył mi się na głowie, a żywioł budził we mnie na przemian przerażenie i podziw. Odwiedziłem wtedy między innymi zaporę we Wrzeszczynie. Pracownicy elektrowni opowiadali o zjawisku tzw. cofki, kiedy to fala powodziowa odbiła się od zapory i wróciła w górę rzeki. Brrr...
Jezioro Wrzeszczyńskie to kolejny sztuczny zbiornik w systemie jezior retencyjnych w dolinie Bobru. Wybudowali je Niemcy w latach 10-tych i 20-tych XX wieku, zmęczeni powtarzającymi się ciągle powodziami. Brzegi jeziora porasta gęsty las. Okolica jest bardzo ładna, nie rozumiem czemu nie znalazł się jeszcze inwestor, który wykorzystałby potencjał jeziora.
Szlak, który biegnie tam wygodną drogą, wkrótce zmienia się w wąską ścieżkę, która zaczyna się wić i piąć po stromych zboczach doliny. Kiedy dochodzi do góry Stanek, w dole widać już Jezioro Pilchowickie. Największe w Parku Krajobrazowym Dolina Bobru i jedyne, które oprócz roli przeciwpowodziowej i energetycznej funkcjonuje też jako teren rekreacyjny. Nad jeziorem leży stanica wodna, można tu spotkać żeglarzy i windsurferów, kiedyś pływał tu stateczek spacerowy.
Na sporym skalnym cyplu wznosi się budynek dawnego hotelu. Jeszcze parę lat temu był on na sprzedaż - czy w końcu znalazł się kupiec, nie wiem. W każdym razie miejsce jest doskonałe nie tylko na weekendowy wypad. A samo jezioro wygląda cudownie. Zwłaszcza z zapory, która robi nie mniejsze wrażenie. To jedna z największych w Polsce zapór, wewnątrz poprzecinana siecią korytarzy. Z boku ma kanał ujścia z gigantycznymi stopniami, jakby zrobionymi dla jakiegoś olbrzyma. W 1997 roku akurat trwały tu prace remontowe, kiedy nadeszła fala powodziowa. Kilkutonowe maszyny zostały wręcz zdmuchnięte przez masę wody, która wdarła się w kanał ujścia. 20 lat wcześniej, podczas poprzedniej wielkiej powodzi woda przybrała tak bardzo, że przelała się przez koronę zapory. Domy w leżącym w dole rzeki Wleniu były wówczas zalane prawie do pierwszego piętra.
Brzegiem Jeziora Pilchowickiego biegnie linia kolejowa z Jeleniej Góry do Lwówka Śląskiego. Przystanek nieopodal zapory to jedna z najbardziej malowniczych stacji, jakie widziałem. Aż szkoda, że jest taka zaniedbana. Tak czy siak, to dobre miejsce na zakończenie wycieczki wzdłuż Bobru i powrót szynobusem do Jeleniej Góry. No, chyba że jest to wycieczka kajakowa - to już zupełnie inna sprawa.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone