Miesza
się we mnie cynizm ze złością. Czy 7 lipca rzeczywiście wydarzyło
się coś strasznego? W Londynie zginęło tylu ludzi, ilu w ciągu
kilkunastu dni ginie u nas na drogach. Jak zwykle w takich
wypadkach sprawa trafiła na czołówki prasy z paru powodów.
Po pierwsze dlatego, że zaatakowano serce stolicy bogatego
państwa, po drugie zginęli niewinni ludzie, po trzecie łatwo
nam się z nimi identyfikować - byli tacy jak my. Ale co z
tego? Nie obchodzi mnie to, wolę oglądać serial komediowy
niż kolejne rozpamiętywania o zamachu na kanale informacyjnym.
Myślę, że to jest z mojej strony kapitulacja. Przecież nic
nie mogę zrobić! Mam się zadręczać? Zastanawiać się, czy jechać
do Londynu, czy nie? Czy wsiadać do metra w Warszawie, do
autobusu w Łodzi, tramwaju w Krakowie? Przecież to tak samo
jak zastanawiać się, czy wchodzić na pasy dla pieszych, czy
zapalić kolejnego papierosa, albo jeść kotleta. W końcu wszystko
może być przyczyną zgonu. Pora sobie uzmysłowić, że jedną
z takich przyczyn może również być bomba. Takie są fakty.
Jest wojna - trzeba to przyznać nawet jeśli ktoś uzna, że
to patetyczna przesada. Nazwana jest enigmatycznie wojną z
terroryzmem i bierzemy w niej udział. Mamy jasną cerę, podróżujemy,
mieszkamy w bogatszej części świata, pijemy alkohol, nosimy
krótkie spodnie, więc jesteśmy stroną w tym konflikcie - i
również głównym jego celem.
Zamach w Londynie wcale mną nie wstrząsnął. Szczerze mówiąc,
gdy w serwisach słyszałem hasła w rodzaju "tragedia w
Londynie", albo "hekatomba", to myślałem, że
terroryści zdetonowali tam bombę atomową, a zabitych są dziesiątki
tysięcy. Gdy później okazało się, że to były TYLKO "klasyczne"
zamachy to odetchnąłem z ulgą i przełączyłem kanał. To bowiem
wciąż nie jest prawdziwa katastrofa, która się wydarzy.
Oczywiście sam pomysł, by w centrum miasta zabić jak najwięcej
ludzi jest wstrząsający, ale również - bardzo przepraszam
- już całkiem zwyczajny. Taka zaczyna być nasza codzienność.
Histeryczne komentarze pośrednio przyczynią się do kolejnych
zamachów. Terroryści widzą, że osiągnęli swój cel i że metoda
jest skuteczna. To co możemy zrobić najlepszego to nie przejmować
się kolejnymi detonacjami, żyć po swojemu i terrorystów mieć
głęboko w czterech literach.
Sytuacje takie jak ta z Londynu będą się powtarzać coraz częściej.
Wstrząsające zdjęcia zgliszczy nie będą pochodzić z Bagdadu
czy Karbali, ale z Rzymu, Berlina, Warszawy... Pora się do
tego przyzwyczaić.
|