Do
bycia snobem nie przyznaje się prawie nikt. Sam oburzyłbym
się oczywiście, gdyby ktokolwiek wskazał na jakąkolwiek moją
cechę, wskazującą na snobizm. Przecież to oczywiste, że taka
ocena dotyczy wyłącznie ludzi z otoczenia!
Zastanawia mnie jednak, że nikt się do posiadania tej cechy
nie przyznaje, choć odrobina snobizmu dodaje smaku nudnemu
i szaremu często, codziennemu życiu. Prawdziwy snob jest czasem
ozdobą towarzystwa dzięki zaskakującym efektom swojego sposobu
rozumowania.
Mam koleżankę, ogromnie lubianą ze względu na jej dobre serce
i skłonność do pomagania potrzebującym. Z drugiej jednak strony,
mogłaby ona występować w roli wzorca snobizmu w Międzynarodowym
Biurze Miar w Sevres po Paryżem. Coraz częściej zastanawiam
się, czy jej charytatywne odruchy, którymi się chlubi, to
też nie jest przejaw pewnego rodzaju snobizmu. Podejrzenia
moje pogłębiły się ostatnio po jej wypowiedzi, będącej reakcją
na pochwały, wywołane oferowaną przez nią sporą kwotą na rzecz
bezdomnych. Wyjaśniła: "cóż, taka drobna ta pomoc...
Przecież nie robię nic innego, jak panie..." i tu wymieniła
z namaszczeniem nazwiska kilku pań znanych z pierwszych stron
gazet, z koronowanymi głowami włącznie. Powiedziała to jak
zwykle z pięknym i skromnym, choć wspaniale wystudiowanym
uśmiechem, wskazującym na zażenowanie. Ten uśmiech powoduje
zresztą, że wybaczam jej różne wypowiedzi i gesty, które inną
osobę skazałyby co najmniej na drwinę. Podejrzewam nawet,
że ten uśmiech oraz ładna "buźka" były istotnym
elementem jej "kampanii wyborczej", która doprowadziła
do małżeństwa z przystojnym kolegą. Jej wybranek, czy raczej
przez nią wybrany, nie mógł oczywiście być mężczyzną tuzinkowym.
I rzeczywiście - zewnętrznie przypomina znanego aktora - zwłaszcza
po odpowiedniej "charakteryzacji", o którą zadbała
jego troskliwa już małżonka. Ostatnio, kiedy zobaczyłem go
z fajką i ubranego według najnowszych kanonów męskiej mody,
ale wyraźnie nie najlepiej czującego się w nowym wcieleniu,
przypomniałem sobie mądre powiedzenie Juliana Tuwima: "Tragedia
- zakochać się w twarzy, a ożenić się z całą dziewczyną"...
Wracając do koleżanki, szczególnie dużą radość daje słuchanie
jej relacji z podróży, czy też z wydarzeń kulturalnych, w
których chętnie bierze udział. Łączy w nich z wdziękiem całkowite
lekceważenie wiedzy na temat tego co widzi z olbrzymim entuzjazmem
dla rzeczy, które w jej kryteriach wartości są najważniejsze.
Ostatnia jej podróż, w czasie której autobus wiozący wycieczkę
zawitał w drodze powrotnej z Hiszpanii do Monako, dostarczyła
jej podobnych wzruszeń. Z entuzjazmem relacjonowała swoje
wrażenia. Słuchacze dowiedzieli się więc na wstępie o tym,
że króla nie było na zamku. Na moją uwagę, że w Monako mogłaby
raczej zobaczyć księcia Rainiera III a nie króla, dała mi
bardzo subtelnie do zrozumienia, że skoro tam nie byłem, to
nie mogę wiedzieć, czy tam rządzi król czy książę... Dalej
następował opis ile Mercedesów, Porsche i Ferrari stało przed
jednym z hoteli oraz jakie setki tysięcy dolarów musiała kosztować
biżuteria zwisająca ze na starszej pani wysiadającej z Rolls
Royce'a. Innych szczegółów o Księstwie Monako nie poznałem.
Znacznie więcej wrażeń dostarczyła koleżance poznańska premiera
opery światowej sławy kompozytora i dyrygenta, Krzysztofa
Pendereckiego, która odbyła się pewien czas temu. Dowiedziałem
się więc po pierwsze, jak była ubrana koleżanka idąc na spektakl...
Bo, wiesz, tłumaczyła - bywanie na takiej klasy imprezie kulturalnej
wymaga odpowiedniego ubioru! Zgodziłem się całkowicie z tym
poglądem. Drugi punkt relacji dotyczył tego, kto ze znanych
w Polsce osób zaszczycił spektakl, kto z kim w antrakcie rozmawiał,
oraz jak były ubrane małżonki tych znanych ludzi. W punkcie
trzecim koleżanka wyraziła zachwyt nad poczęstunkiem jaki
został podany z okazji premiery, sfinansowanym też przez sponsora
spektaklu. Brakowało mi w tej relacji jednego: opisu spektaklu.
Spytałem więc w końcu wprost: czy możesz, Małgosiu powiedzieć
coś o samej muzyce, i jak się Tobie podobał spektakl? Przyjrzała
mi się w pierwszej chwili z pewnym niezrozumieniem, po czym
z niechęcią odpowiedziała: spektakl jak spektakl... Ja już
kiedyś mówiłam Tobie, że te kawałki komponowane przez Pana
Dereckiego są dla mnie przyciężkawe. Zanim zdążyłem się opanować,
żeby nie eksplodować śmiechem koleżanka powiedziała: widzę,
że Ciebie też interesują premiery operowe. Na najbliższą,
jeśli nie zapomnę, załatwię Tobie bilety.
Bardzo serdecznie podziękowałem za szczere chęci. Nie powiedziałem
już tego, że ogromnie lubię spektakle operowe ale niekoniecznie
muszą to być premiery. Chociaż... Dlaczego nie miałbym pojeść
smacznie i "ekskluzywnie", mając przed oczami znane
osobistości i mogąc potem opowiadać, że byłem na ostatniej
premierze operowej? Podkreślam jednak z naciskiem: ja nie
jestem ani trochę snobem!
|