Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ROZŚPIEWANA MŁODZIEŻ

Paweł F. Weiden



 


Mówi się, że Polacy nie są umuzykalnieni. Usiłowałem kiedyś takiemu zdaniu przeciwstawić się na rodzinnym spotkaniu i zacząłem wyliczać znane mi nazwiska muzyków, śpiewaków i kompozytorów, znanych na estradach świata.

Zacząłem z dużą pewnością siebie, ale ten nastrój zmieniał się w miarę dostrzegania na twarzach słuchaczy wyrazu rozbawienia. Wreszcie padło pytanie, które wprowadziło mnie już w pełną frustrację: - No, dobrze! Ale co potrafimy zaśpiewać, spotykając się na imieninach, ślubach i zabawach?
Nieśmiało zacząłem wyliczankę: "Szła dzieweczka", "Przybyli ułani", "Sto lat", "Niech im gwiazda pomyślności"... Intensywnie myślałem nad dalszym repertuarem, ale przerażająco szybko wyczerpywała mi się w pamięci lista piosenek, które mógłbym wymienić. W dodatku z pamięci wypłynęło mi wspomnienie brzmienia piosenek śpiewanych przez towarzystwo, które ma za sobą już znaczną część wieczoru wypełnionego toastami, i zacząłem dowodzić, że może tylko nasze, starsze już pokolenie ma trochę problemów z szerszym repertuarem. Prawie natychmiast wytrącono mi z ręki i ten argument. Przytoczono stare stwierdzenie, że większość z nas, niezależnie od wieku prezentuje zaledwie pierwszy stopień umuzykalnienia, czyli "rozróżnia kiedy grają a kiedy nie"...
Moja nieśmiała próba odwołania się do muzycznego osłuchania młodzieży też spaliła na panewce, w momencie kiedy kuzyn, z niby życzliwym wyrazem twarzy, z dużym talentem zaczął naśladować dźwięki przenikające przez najgrubsze nawet ściany w domach, w których młodzież bez kompleksów słucha muzyki. Rzuciłem się do dowodzenia, że przecież jest w Polsce ogromna ilość zespołów, w których młodzi ludzie z zapałem tańczą i śpiewają piosenki ludowe. Powiedziałem to w ferworze dyskusji na swoją zgubę, ponieważ natychmiast radośnie zaśmiewając się wypomniano mi moje doświadczenia z piosenką ludową. Pomimo zarzekania się, że przecież już tyle razy opowiadałem o mojej przygodzie, zostałem zmuszony do zrobienia tego jeszcze raz, bo jak podstępnie dowodzono, mogę na tym przykładzie udowodnić, że z rozśpiewaniem dzieci i młodzieży nie jest źle.
Historia, do której opowiedzenia mnie zmuszono, wydarzyła się pewien czas temu. Na początku muszę jednak wyjaśnić, że mój kuzyn bardzo lubi spędzać wolny czas grając na gitarze i śpiewając. Gra zupełnie nieźle a jego repertuar zawiera głównie piosenki ludowe oraz liczne ogniskowe. Im więcej przy śpiewaniu wypije piwa - oczywiście wyłącznie dla zabezpieczenia gardła przed wysychaniem - tym bardziej rdzennie ludowe i ogniskowe stają się jego piosenki. Od najmłodszych lat rosną więc jego córki poznając dogłębnie repertuar tatusia.
Moja sympatia z jego córkami mającymi wówczas 7 i 9 lat była wielka i obustronna. Podejrzewam jednak, że w momencie, gdy przy każdej możliwej okazji domagały się pójścia ze mną na zakupy nie były całkiem bezinteresowne. Zazwyczaj we troje wracaliśmy potem solidarnie objuczeni zakupami. To znaczy ja ze szczypiorkiem, pietruszką, chlebem, ziemniakami itd., a one dumnie niosąc nowo nabyte pluszowe misie, kotki, pieski itd. Argument świadczący o konieczności zakupu był jeden: "takiego pluszaka, wujku, jeszcze nie mamy".
Pewnego dnia w czasie takiego wspólnego pobytu w malutkim osiedlowym sklepie stałem jak za dawnych czasów w niezbyt długiej kolejce do kasy. Dziewczynki nie mogły dojść do porozumienia jak się podzielić łupami i zanosiło się na solidną awanturę. Wpadłem więc na fatalny pomysł. Zaproponowałem, żeby coś zaśpiewały. Już po chwili ze zgrozą usłyszałem, jak ślicznymi głosami, czysto i z przejęciem śpiewają:

Jo se spie, jo se śpie
Maryna mnie tronco
Jo Maryne łap za cytryne
Cytryna goronco...

Spąsowiałem i rad, że już możemy wyjść ze sklepu, pakując ostatnie produkty spytałem, przerywając im wykonanie tego skądinąd sympatycznego utworu: może znacie jakąś inną piosenkę? Dziewczynki spojrzały na siebie porozumiewawczo i odpowiedziały zgodnie: "oczywiście wujku - znamy też jedną góralską". Natychmiast zaczęły śpiewać:

Hej! Jakze jo sie ciese,
Ze mi cysie rosnom
Hej!...

Byłem szczęśliwy, że już mogę czmychnąć ze sklepu, choć fragment komentarza zdegustowanej, starszej pani dopadł mnie jeszcze w drzwiach: "ładnie je tatuś nauczył". Do dziś nie wiem, dlaczego jedyna odpowiedź, która wtedy przyszła mi do głowy brzmiała: "ale jak ładnie śpiewają i do tego ludowe piosenki. A pani takich nie umie"...

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone