Pokażcie
mi kogoś, kto nigdy nie przegrał sobie na kasetę piosenki
lub skopiował na płytę CD filmu, a sam rzucę w siebie kamieniem.
Gdyby każdy taki czyn nazywać piractwem i karać za to więzieniem,
wyludniłyby się miasta, a przepełniły placówki penitencjarne.
Co jest powodem kopiowania utworów muzycznych, bądź audio-wizualnych?
To proste - chęć "posiadania" ich na własność. Nie
chcę kupować całej płyty Madonny, bo podoba mi się tylko jedna
jej piosenka, no to przegrywam ją sobie na kasetę i słucham
z walkmana, spacerując po mieście. W telewizji po raz setny
leci "Casablanca" - nagrywam ją na taśmę, i dzięki
temu sto pierwszy raz obejrzę ją nie za rok, tylko nazajutrz.
Teoretycznie jest to niezgodne z przepisami, bo wszelkie prawa
do dzieła audio-wizualnego mają jego twórcy i dystrybutorzy.
Na wkładkach do płyt i kaset można przeczytać, że m.in. kopiowanie
ich jest nielegalne. W praktyce jest to martwe prawo. Gdyby
na przykład jakimś spadkobiercom Michaela Curtiza przyszło
do głowy ścigać mnie sądownie za to, że bezprawnie skopiowałem
sobie jego film, mieliby marne szanse nie tylko na korzystny
dla siebie wyrok, ale w ogóle na rozpoczęcie procesu. Każdy
adwokat posłałby ich do wszystkich diabłów wiedząc, że każdy
sędzia zamknie rozprawę zanim się ona zacznie. Po pierwsze,
nagrywając film z telewizji nie doprowadzę nikogo do bankructwa,
bo nadawca sam już zapłacił tantiemy. Po drugie, kopiując
film z oryginalnej płyty DVD też nie łamię prawa autorskiego,
ponieważ robię kopię do użytku własnego, a to nie jest zabronione.
Po trzecie, dopóki nie zacznę masowo trzaskać nielegalnych
kopii i sprzedawać ich na Stadionie X-lecia, nikomu nie robię
krzywdy, bo społeczna szkodliwość takiego czynu jest równa
zeru.
Zupełnie inaczej wygląda sprawa rozpowszechniania takich materiałów
w internecie. Tzw. sieci peer-to-peer, czyli systemy umożliwiające
wymianę muzyki, filmów, czy jakichkolwiek innych danych pomiędzy
zwykłymi użytkownikami sieci, od dawna są pod obserwacją różnych
organizacji do walki z piractwem, a nawet podobno służb specjalnych.
Producenci fonograficzni i filmowi twierdzą, że są okradani,
bo internauci za darmo ściągają ich własność. I tak, i nie.
Rzeczywiście, ściągnięcie filmu z internetu automatycznie
zatrzymuje w portfelu 20 zł, które trzeba było by wydać na
bilet do kina. Z drugiej strony, wśród ściągających jest wielu
kinomanów, którzy najpierw wolą zobaczyć film na dużym ekranie,
a potem ewentualnie wypalić na płycie kopię dla siebie. Koronnym
argumentem jest tu przeważnie wysoka cena płyt DVD. Ja sam
zdecydowanie wolę pójść do kina na nowy film, niż męczyć się
oglądając go na ekranie monitora. Tylko wtedy, kiedy uniemożliwiają
mi to jakieś okoliczności (raczej nie finansowe), decyduję
się na ściągnięcie filmu z sieci.
Co jednak począć z osobami, rozpowszechniającymi w internecie
kopie filmów, które nie pojawiły się jeszcze w kinach? Odowiedź
jest tylko jedna: ścigać i karać surowo. To już bowiem ewidentne
przestępstwo. Zrzeszenia producentów audio-wizualnych od dawna
postulują zaostrzenie kar wobec najbardziej bezczelnych piratów.
Wydaje się, że najdalej jak dotąd poszli prawodawcy amerykańscy.
Prezydent George Bush zatwierdził w kwietniu Family Entertainment
and Copyright Act, ustawę zatwierdzoną tydzień wcześniej przez
Izbę Reprezentantów. Ten akt prawny od początku wzbudzał kontrowersje.
Ustawa mówi, że piraci komputerowi dystrybuujący w Internecie
kopie filmów, które nie miały jeszcze premiery, będą mogli
trafić do więzienia nawet na trzy lata. Formuła zapisu jest
bardzo ogólna. Można go zastosować w przypadku osoby mającej
we współdzielonym katalogu kopię filmu, aplikacji lub pliku
muzycznego, które nie znalazły się jeszcze na rynku. Oprócz
aresztu pirat może zostać również ukarany grzywną w wysokości
do 250 tysięcy dolarów. Surowość kary będzie zależała od tego,
czy gromadzone przez pirata dane były pobierane przez innych.
Ustawodawcy amerykańscy poszli jeszcze dalej. Ukarane mogą
zostać również osoby nagrywające filmy w kinie za pomocą kamery.
Czy ten bat nad głową piratów będzie skutecznym straszakiem
zniechęcającym do nielegalnej działalności? Szczerze wątpię.
Tym bardziej, że prawo w wielu innych krajach nie jest jeszcze
tak surowe, a pomysłowość piratów w omijaniu przepisów bywa
zaskakująca.
|