Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



KOLORY TRĄBKI

Plastuch




"Gdyby moja kariera dzisiaj się skończyła, to chciałbym, żeby ludzie zapamiętali właśnie tę płytę" - tak Chris Botti mówił o swoim najnowszym dokonaniu, płycie "When I Fall In Love". To dziwne stwierdzenie, zważywszy, że na albumie, w odróżnieniu od poprzednich, nie ma żadnej kompozycji Botti'ego, a jedynie same covery.

Dobór kawałków jest nieco zaskakujący. Są tu bowiem utwory, które weszły do klasyki, takie jak na przykład "Someone To Watch Over Me" George'a Gershwina, ale też relatywnie świeże hity, jak na przykład "No Ordinary Love" Sade No Ordinary Love.
„When I Fall In Love” to płyta dość zaskakująca. Ma wyjątkowo nostalgiczny klimat. Ale tak przecież można było powiedzieć o niektórych wcześniejszych kawałkach Botti'ego. Tu jednak mamy zupełnie inny "aparat wykonawczy". Do wybornych muzyków jazzowych, takich jak na przykład basista Brian Bromberg, klawiszowiec Jeff Lorber, perkusista Vinnie Colaiuta, czy perkusjonista Paulinho Da Costa dołączyła orkiestra symfoniczna London Session Orchestra. Dodatkowo w jednym z kawałków śpiewa Sting. To akurat nie dziwi, bo obaj gwiazdorzy współpracują ze sobą od dłuższego czasu.
Chris Botti ma 42 lata. To wiek, który już trochę zobowiązuje. Poprzednie płyty trębacza gatunkowo nie bez powodu były określane jako "pop instrumentalny". Były to z reguły bardziej udane kawałki, trochę do pobujania się, trochę do posłuchania w samochodzie na dłuższej trasie, czasem melancholijne. Botti traktowany był raczej jako piękniś z trąbką. W recenzjach częściej niż o jego grze można było przeczytać, że jest "najseksowniejszym trębaczem od czasów Cheta Bakera", albo że w "specjalistycznych" rankingach zaliczony został do 50 najpiękniejszych ludzi na świecie. Przebijała się również informacja o rekordowej w swojej kategorii sprzedaży jego płyt.
Tymczasem "When I Fall In Love" to płyta kompletnie niepodobna do poprzednich. Botti prezentuje się już jako artysta przez duże "A". W każdym utworze odkrywa nowe odcienie brzmienia swojej trąbki, w każdym ma do powiedzenia coś zupełnie innego. Jego trąbka jest eksponowana na pierwszym planie, zdarza się jednak, że jedynie dodaje kolorytu, jest skromnie schowana za innymi muzykami, zwłaszcza, jeśli jednym z nich jest Sting La belle dame sans regrets. Raz jest ballada z towarzyszeniem jedynie perkusji, basu na tle kwintetu smyczkowego, jest aranżacja w klimacie big bandu, kiedy indziej trębacz gra z całą orkiestrą symfoniczną w największym składzie, harfą i innymi cudami. W tej konfiguracji trąbka Bottiego nawiązuje muzyczną rozmowę z orkiestrową "blachą", zwłaszcza z waltorniami. Fantastycznie słychać to w "Time to Say Goodbye" Time To Say Goodbye. Jest wreszcie piękny klimat w rytmie salsy. W każdym kawałku Botti wyczarowuje inną aurę. Z tłumikiem czy bez, w takiej czy innej aranżacji na płycie słyszymy jakby 13 różnych instrumentów.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone