Jeśli
przyjąć, że średnia waga człowieka to 70 kg, łatwo obliczyć,
że milion ludzi waży 70 tysięcy ton. Właśnie taka masa każdego
roku przygniata ruiny twierdzy Inków, Machu Picchu w Andach.
Naturalnie jest ona rozłożona w miarę proporcjonalnie na dwanaście
miesięcy, ale nie zmienia to faktu, że turyści po prostu zadeptują
jeden z najsłynniejszych zabytków świata.
Być w Peru i nie wybrać się na Machu Picchu, to tak jak przejechać
obok Wezuwiusza i nie obejrzeć Pompei. Zdaję sobie sprawę,
że raczej niewielu z was planuje w najbliższym czasie wycieczkę
w Andy, ale jeśli już tam będziecie, przyznacie mi rację.
Tych, którzy tak jak ja wręcz marzyli, by postawić stopę na
inkaskiej ziemi, nie odstraszy ani uciążliwy klimat, ani zapowiedzi
peruwiańskiego rządu, który chce przedstawić w ONZ plan ratowania
zagrożonej twierdzy Inków. Peruwiańczycy chcą zainwestować
prawie 133 miliony dolarów, by ocalić warownię przed turystami
i zachować dla niej status zabytku stanowiącego część światowego
dziedzictwa.
Niezdobyta twierdza
Nikt chyba nie ma wątpliwości, że twierdzy Machu Picchu należy
się szczególna ochrona. To nie tylko malownicze ruiny leżące
w sercu pięknych gór. To także dowód potęgi i inżynierskiej
maestrii ludu, który wzniósł te budowle. I zarazem jedno z
najbardziej niesamowitych miejsc na świecie. Sfotografowały
je tysiące ludzi, ale żadne ze zdjęć nie odda nigdy istoty
tego, co można ujrzeć tylko na własne oczy.
Wbrew pozorom do Machu Picchu można dotrzec bardzo łatwo.
Z Cuzco, dawnej stolicy Inków jedzie się pociągiem. Zwykłym,
całkiem tanim (jakieś sześć godzin), lub turystycznym (płaci
się więcej, ale podróż skraca się o dobre dwie godziny). Wysiada
się na stacji Puente Riunas, skąd zabiera turystów autobus.
Komu wstyd wygodnie jechać, ten może sam wspiąć się na górę,
ale ostrzegam, że jest stromo. Autobus zatrzymuje sie na parkingu,
dosłownie kilkadziesiąt metrów od Machu Picchu. Potem można
juz sycić oczy cudownymi widokami.
Twierdza leży na niewielkim płaskowyżu o powierzchni około
5 kilometrów kwadratowych. Z trzech stron otacza je opadająca
niemal pionowo dolina górskiej rzeki Urubamba, z czwartej
wznosi się szczyt góry Huayana Picchu. Hiszpańscy konkwistadorzy
nigdy tu nie trafili. A jednak w 1535 roku to ukryte miasto
nagle opustoszało. Przypuszcza się, że należało ono do Pachacutiego,
dziewiątego władcy Inków. Być może była tu stolica inkaskiego
państwa, ale zdaniem archeologów nigdy nie mieszkało tu więcej
niż tysiąc osób. Co ciekawe, kobiet było dziesięć razy więcej
niż mężczyzn. To dlatego naukowcy doszli do wniosku, że Machu
Picchu było faktycznie miejscem kultu Słońca, zamieszkiwanym
głównie przez kobiety zwane "Dziewicami Słońca".
Zachwyt Binghama
Spacerowałem wśród murów Machu Picchu i nie mogłem wyjść
z podziwu, dotykając wielkich kamiennych bloków. Inkowie w
ogóle nie używali zaprawy murarskiej. Białe bloki granitu
nie są niczym połączone, po prostu leżą na sobie i obok siebie.
Są przy tym tak idealnie dopasowane, że spojenia trudno dostrzec
gołym okiem. Zagadka inkaskiej techniki budowlanej już chyba
na zawsze pozostanie nierozwiązana.
Dużo łatwiej było rozszyfrować przeznaczenie poszczególnych
elementów twierdzy. Wiadomo, że władca mieszkał po drugiej
stronie przełęczy, w wyżej położonej dzielnicy rezydowali
kapłani, a zwykli Inkowie zajmowali domostwa z tyłu. Jeden
z wielkich kamieni używano podczas obrzędów pogrzebowych.
Na innym można dokładnie obliczyć położenie Słońca. Takie
budowle jak Wieża Słońca, czy Świątynia Trzech Okien służyły
inkaskim astronomom. Na podstawie obserwacji słońca obliczano
tu ważne daty, na przykład datę zrównania dnia z nocą. W ogóle
wiedza Inków stała na wysokim poziomie, dużo wyższym niż nieokrzesanych
najeźdźców z Europy. Jak to się stało, że lud o takiej znajomości
matematyki, astronomii, fizyki dał się pokonać garstce konkwistadorów?
Cóż, odpowiem słowami jednego z bohaterów filmu "Dzienniki
motocyklowe": Hiszpanie mieli proch...
Machu Picchu pozostało jednak poza ich zasięgiem. Po opuszczeniu
przez mieszkańców niemal cztery wieki pozostawało puste i
porastało dżunglą. Odkrył je dopiero w 1911 roku amerykański
archeolog Hiram Bingham. Warownia była zasypana warstwą ziemi
i przykryta gęstym lasem. Bingham zabrał się do roboty, a
to co odkopał wprawiło go w zachwyt. "Zacząłem zdawać
sobie sprawę z tego, że ten mur z przylegającą do niego półokrągłą
świątynią... były tak piękne, jak najpiękniejszy wytwór kamieniarski
świata. Całkowicie zaparło mi dech w piersi" - napisał
w pamiętniku.
Plan ratunkowy
Dziś też Machu Picchu zachwyca miliony turystów. Rząd peruwiański
obawia się jednak tego nawału zwiedzających. Tym bardziej,
że cytadela jest również narażona na osunięcia się skał i
kamieni, zwłaszcza podczas pory deszczowej. Już w 2003 roku
UNESCO, będąca ONZ-owską agendą do spraw m.in. kultury, uprzedziła,
że może Machu Picchu umieścić na liście obiektów zagrożonych
przez tłumy turystów oraz górskie lawiny.
W jaki sposób rząd Peru chce ratować twierdzę, dokładnie nie
wiem. Wiadomo że w ramach przygotowanego planu ratunkowego
Machu Picchu ma być monitorowane z kosmosu. Pozostaje mieć
nadzieję, że władze nie zamkną go zupełnie dla ruchu turystycznego,
bo takim skarbem trzeba się dzielić z całym światem.
|