Czym
jest naturalne futro? Miękkim, ciepłym okryciem na chłodne
dni? Symbolem luksusu? A może końcowym produktem przemysłowej
rzezi na niewinnych zwierzętach? Futro nie rośnie na drzewach
- zanim stanie się towarem w sklepie, ktoś musi je zedrzeć
z jego właściciela.
Zwierzęta hodowane na futra - m.in. lisy, jenoty, norki,
nutrie, króliki, szynszyle - przeżywają swoje krótkie życie
na specjalnych fermach hodowlanych, budzących najgorsze skojarzenia
z obozami zagłady. Są stłoczone w niewielkich klatkach, pozbawione
możliwości ruchu, co powoduje ich nienaturalne zachowania
takie jak gryzienie własnego ciała czy zjadanie młodych. Żyją
w skrajnie nienaturalnych warunkach. Zabijane są prądem elektrycznym,
gazami spalin samochodowych, chloroformem, uderzeniem w tył
głowy lub złamaniem kręgosłupa. Nie wszyscy ludzie posiadający
luksusowe futra zdają sobie sprawę, że noszą na sobie produkt
będący efektem wyjątkowego okrucieństwa.
Aby uszyć jedno futro przeciętnej wielkości zabija się 27
szopów, 40 soboli, 150 gronostai, 11 rysi, 18 rudych lisów,
55 dzikich norek, 100 szynszyli lub 100 wiewiórek. Pomyśl
o tym następnym razem, kiedy będziesz przechodzić obok sklepu
futrzarskiego.
Minusy hodowli
Hodowla zwierząt futerkowych, oprócz ogromnego cierpienia
zwierząt, ma także inne zasadnicze minusy. Polowania na zwierzęta
z powodu ich futer doprowadziły wiele gatunków do wyginięcia
lub na jego skraj. Konwencja Waszyngtońska, której Polska
jest sygnatariuszem, zakazuje handlu dzikimi gatunkami zagrożonymi
wyginięciem, ale czarny rynek futrzarski wciąż egzystuje.
Do środowiska przenikają obce gatunki - część zwierząt ucieka
bowiem z hodowli. Jeśli uda im się zasiedlić pobliskie środowisko,
często stanowią znaczne zagrożenie dla rodzimych gatunków.
Bardzo ciężko z nimi walczyć, ponieważ nie mają naturalnych
przeciwników. Przykładem może być tu norka amerykańska, której
udało się zasiedlić praktycznie wszystkie kraje naszego kontynentu
i prawie zupełnie wyparła stamtąd swoją krewniaczkę - norkę
europejską.
Hodowala bywa uciążliwa dla mieszkających w pobliżu ludzi.
Wystarczy wspomnieć smród odchodów, ciągły hałas nawołujących
się zwierząt, resztki jedzenia i inne odpadki przyciągające
muchy, szczury i myszy.
Wreszcie zanieczyszczenie środowiska - odchody wymywane przez
deszcz i wsiąkające w glebę mogą doprowadzić do jej skażenia.
Również futro, zanim trafi do kuśnierza i na sklepowy wieszak,
musi zostać oczyszczone i wygarbowane - chemikalia do tego
używane są bardzo szkodliwe dla środowiska.
Futra: problem, czy interes?
Argument, jakoby futro było jedynym materiałem zdolnym zapewnić
nam ciepło, już dawno nie jest prawdziwy. W dzisiejszych czasach,
przy ogromnej rozmaitości materiałów i rozwoju techniki, istnieją
znakomite alternatywy. Czy alpiniści, wspinający się w skrajnie
surowych warunkach, ubierają się w futra? Oczywiście, że nie.
I my też nie musimy.
"Walka z futrem" trwa również na wybiegach kreatorów
mody. Kilku projektantów, np. córka Paula McCartneya - Stella,
programowo w swoich kolekcjach nie korzysta z futer naturalnych.
Część top-modelek również odmawia promowania takich futer.
Nie jest to więc walka z całym "przemysłem modniarskim"
jako takim, a z tą jego częścią, która zaspokaja specyficzne
gusta ludzi, dla których cierpienie zwierząt jest abstrakcyjnym
problemem.
Niestety problem niemal nie istnieje w mediach. Więcej powiem
- sprawa futer często w ogóle nie jest postrzegana jako problem.
Redakcje czasopism dosyć ochoczo promują futrzane kolekcje
i czynią to pomimo protestów wysyłanych przez organizacje
walczące o prawa zwierząt. Być może, jak to się często zdarza,
ostatecznym argumentem są w tym przypadku pieniądze. To smutne,
że przegrywają argumenty odwołujące się do elementarnych zasad
etycznych, mówiących o konieczności niezadawania zbędnego
cierpienia. Jest bardzo ważne, żeby podkreślić, że w naszych
warunkach klimatycznych, tu i teraz, futro jako odzież jest
rodzajem szkodliwego kaprysu. Jest to zwykła zachcianka, okupiona
cierpieniem zwierząt.
Wątpliwa elegancja
W niektórych krajach, np. w Wielkiej Brytanii, publiczne
pokazywanie się w naturalnym futrze wyszło z mody i uważane
jest wręcz za niestosowne. Pamiętam, jak swego czasu żona
któregoś ze znanych i wpływowych polskich polityków popełniła
podczas podróży zagranicznej faux-pas, zakładając na siebie
takie futro, co wypomniały jej media. Niedawno mieliśmy też
przypadek Pani Prezydentowej, Jolanty Kwaśniewskiej, która
wyraziła publiczny zachwyt nad płaszczykiem uszytym ze skór
źrebiąt i chęć jego zakupu! W Polsce wciąż można spotkać sklepy
futrzarskie na głównych ulicach miast, a niektóre znane osobistości
utożsamiają futro z elegancją, szykiem i prestiżem. Ja widzę
to jako zaściankowość elit.
Niestety stoją za tym ofiary, tysiące zamęczonych zwierząt.
Być może zdjęcia i filmy dokumentalne z ferm, na których hoduje
się te zwierzęta, powinny dotrzeć wreszcie do opinii publicznej.
Nic tak dobrze nie przemawia, jak obraz. Pytanie tylko, czy
opinia publiczna będzie chciała przerwać swój sen, żeby spojrzeć
na coś, co tak drastycznie nie pasuje do wizji eleganckiego
świata, jaki kreowany jest w mediach. Bardzo trudno jest uprzytomnić
sobie związek pomiędzy puszystą zawartością witryn sklepów
futrzarskich, a realiami ferm futrzarskich, ukrytymi gdzieś
na peryferiach miast. Dlatego tak ważne są akcje informacyjne
i edukacyjne. Są o wiele skuteczniejsze niż akcje oparte na
przemocy.
Autor jest przewodniczącym Stowarzyszenia Empatia, zajmującego
się między innymi walką o prawa zwierząt (www.empatia.pl).
|