Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



POGRZEBANE MARZENIA

Dawid Kucharczyk




Wstyd i upokorzenie, czy raczej złość i poczucie niesprawiedliwości? Reakcje kibiców i komentatorów po przegranej przez Andrzeja Gołotę walce z Johnem Ruizem były różne, jednak tych drugich było jakby więcej.

Gołota zdążył już przyzwyczaić polskich kibiców boksu do swoich spektakularnych, a zarazem kontrowersyjnych porażek. Najbardziej w moją pamięć zapadł przegrany mecz z 14 grudnia 1996 roku z Riddickiem Bowe, w którym wszystko wskazywało na to, że zwycięzcą będzie Polak. Bowe został zmasakrowany, ledwo trzymał się na nogach, a jednak to jego ręka została uniesiona na zakończenie walki. A wszystko przez dwa uderzenia głową i ciosy poniżej pasa zadane przez Gołotę.

Ostatnia szansa

Za Andrzejem Gołotą ciągnie się nie tylko dawna niechlubna sprawa pobicia w Sopocie. W kilku głośnych meczach "popisał się" nieprzepisowymi zagrywkami, co za każdym razem kończyło się tak samo - wygraną przeciwnika. Kibice i fani są jednak cierpliwi. Swojemu ulubieńcowi zawsze dawali kolejną szansę. Gołota stawał na rzęsach, na treningach dawał z siebie wszystko, ale na ringu jakoś mu nie szło. Nic dziwnego, że się w końcu zniechęcił. Zaczął głośno mówić o zakończeniu kariery zawodnika. Walka z Johnem Ruizem miała być ostatnią próbą zdobycia mistrzostwa świata i zarazem wspaniałym zwieńczeniem długoletniej drogi przez ringi świata.
Wbrew temu, co mówią niektórzy z rozgoryczonych komentatorów, 36-letni Andrzej Gołota jest dobrym bokserem. Ma na koncie 38 zwycięstw (w tym 32 przez nokaut!), jeden remis, 4 porażki i jedną walkę uznaną za nieodbytą. W niedzielę 14 listopada stanął po raz trzeci w karierze przed szansą wywalczenia pasa mistrza świata w kategorii ciężkiej. W nowojorskiej hali Madison Square Garden zmierzył się z obrońcą tytułu wersji WBA, 32-letnim Johnem Ruizem. Na trybunach było biało-czerwono od flag. Polacy dopingowali Gołotę szczególnie gorąco. Każdy wiedział - dziś albo nigdy.

Brzydka walka

Już w drugiej rundzie Polak posłał Ruiza na deski. Chwilę później mistrz świata po raz drugi upadł i był liczony! Kibice wstrzymali oddech, ale Ruiz zdołał się podnieść. Wtedy okazało się, że nieprzypadkowo Ruiz zwany jest zapaśnikiem. Jak komentował po walce Dariusz Michalczewski, styl jaki Portorykańczyk zaprezentował w nowojorskiej hali niewiele miał wspólnego z boksem. Zdaniem "Tigera" pojedynek był wyjątkowo brzydki - więcej było klinczowania, trzymania i blokowania Gołoty. Złe emocje najwyraźniej udzieliły się kibicom, bo na trybunach doszło do zamieszek i bijatyk.
Przed walką obaj bokserzy zapowiadali, że znokautują przeciwnika w rundzie szóstej. Nokautu jednak nie było. Ruiz za to faulował i zbierał ostrzeżenia od sędziów. Kiedy po walce ogłoszono werdykt, w hali rozległy się gwizdy. Mimo że to Polak zadał więcej trafionych ciosów, pas mistrzowski zachował Ruiz. Portorykańczyk nie wyglądał za triumfującego zwycięzcę. Był wyraźnie przestraszony, nerwowo się rozglądał i nie unosił rąk w górę.

Sędzia kalosz?

W światku bokserskim zawrzało. "Gołota został po raz drugi w tym roku okradziony ze zwycięstwa! To jemu należał się tytuł" - stwierdzili eksperci z boxingtalk.net, jednej z najpoważniejszych stron internetowych o zawodowym boksie. Zaraz po tym, jak pojawiły się wyniki, komentator walki napisał: "Nie mogę w to uwierzyć. Gołota był lepszy w każdym elemencie pięściarskiego rzemiosła. Publiczność była zirytowana po ogłoszeniu werdyktu". Także dziennikarze transmitującej pojedynek stacji telewizyjnej HBO przewidywali werdykt korzystny dla Polaka. Sam Andrzej Gołota powiedział tylko: "Jestem zażenowany. Byłem przekonany, że wygrałem".
Decyzja sędziów rozgoryczyła polskich kibiców. Na wielu forach internetowych można znaleźć komentarze, których autorzy nie przebierają w słowach: "Gołota dobrze wiedział, że wygra wtedy, jak gościa znokautuje i do tego dążył, bo wtedy już żaden sędzia nie może drukować - gość leży i tyle". "Czemu nikt nie powie otwarcie, że w tym skorumpowanym świecie boksu zawodowego za oceanem Amerykanie mają nas głęboko gdzieś?!". "Nikt z Amerykanów nie da Polakowi wygrać i zgarnąć mistrzostwa!".
Czy doszło do manipulacji, czy sędziowie przyjęli łapówkę za niekorzystny dla Polaka werdykt? Tego pewnie się już nie dowiemy. Być może taka wersja wydarzeń to klasyczna teoria spisku. Jedno jest pewne - Andrzej Gołota nie zdobył tytułu mistrza świata w wersji WBA kategorii ciężkiej. W Madison Square Garden zostały pogrzebane jego marzenia. Nawet jeśli - jak sam zapowiadał - nie będzie już więcej próbował przebić się na szczyt, nie zmieni to faktu, że jest dobrym bokserem. Mógłby być z niego równie dobry trener.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone