Kiedy
wylatywaliśmy z Warszawy, termometry pokazywały niewiele kresek
powyżej zera. Spodziewaliśmy się upału i ubraliśmy się tak,
by po wylądowaniu w Tunezji można było szybko się rozdziać
- luźne spodnie, koszulka z krótkim rękawem, przewiewna bluza
i jesienna kurtka. Wiele warstw zapewniało nam ochronę przed
ostrym zimnem porannego warszawskiego powietrza.
Trzy godziny spędziliśmy w klimatyzowanym samolocie tunezyjskich
linii lotniczych. Jeszcze zanim weszliśmy na pokład dreszczyk
emocji zapewniły nam arabskie napisy znajdujące się tuż nad
skrzydłami maszyny - takie same, jakie często oglądamy w telewizyjnych
relacjach pokazujących porwania i zamachy na Bliskim Wschodzie.
Co te media robią z naszą wyobraźnią!
Kiedy samolot dotknął ziemi i przyszło nam wyjść, grube krople
potu momentalnie pojawiły się na czołach. Gorące powietrze
uderzyło dokładnie tak, jak przy otwieraniu nagrzanego piekarnika.
Na nic zdało się ściąganie bluzy oraz odpinanie nogawek i
tak przewiewnych już spodni. Po piętnastu minutach marzyliśmy
tylko o zimnym przysznicu i kąpieli w morzu. Afryka. Ponad
30 stopni w cieniu...
Europejczyk w Afryce
Czujemy się obco. Inny klimat, odmienna kultura, obyczaje,
kórych nie znamy. Po raz pierwszy w życiu dotykam palmę. Moja
kobieta wyciąga aparat fotograficzny i robi kilka zdjęć z
kaktusami.
Autokarem udajemy się do Sousse - trzeciego co do wielkości
miasta w Tunezji. W drodze szybko przeglądamy listę zabytków,
które chcemy zwiedzić jeszcze przed zachodem słońca. Medina,
starodawne katakumby, latarnia morska. Planujemy także udać
się w miejsca mniej oblegane przez turystów, by zobaczyć choć
strzępki codziennego życia miejscowych.
Nasze plany legły w gruzach już na samym początku. Wyszliśmy
z hotelu i ruszyliśmy w stronę zabytkowego starego miasta
- największej w regionie Mediny i zarazem ogromnego targu,
na którym można nabyć przepiękne wyroby z kaszmiru, ręcznie
tkane dywany oraz drewniane i skórzane ozdoby. Nie udało się
nam przejść nawet stu metrów - zmęczyła nas nachalność i wylewność
skepikarzy, którzy prawie przemocą wciągali do swych sklepów
z tandetą i zachęcali do kupna po "okazyjnych" cenach.
Początkowo takie zachowanie szokowało nas, interesowało i
bawiło, jednak po kilkunastu minutach zaczęło przeszkadzać
i irytować. Pierwsze zetknięcie z lokalną społecznością pokazało
nam, jak bardzo nasze kultury się różnią.
Późniejsze kontakty z Arabami nie były łatwiejsze. O tym,
że nie należy się ubierać zbyt skąpo, dowiedzieliśmy się przypadkiem,
kiedy moja kobieta wracając z plaży przeszła w kostiumie kąpielowym
przez centrum miasta. Zaczepiano ją, wygwizdano, a niekiedy
poleciał w jej kierunku drobny kamień. Później dowiedzieliśmy
się, że gdyby do podobnej sytuacji doszło w okresie Ramadanu,
mogło by się skończyć tragicznie.
Kup pan cegłę
Największym bazarem Europy jest Stadion Dziesięciolecia w
Warszawie. Największy bazar w Tunezji to Medina w Sousse.
W obu miejscach można kupić wszystko po wyjątkowo niskich
cenach. Różnica polega na tym, że na arabskim bazarze trzeba
się targować. Jeśli nie potrafimy, nawet najgrubszy portfel
szybko stanie się pusty. Ceny podawane przez arabskich handlarzy
można zbić co najmniej o pięćdziesiąt procent. Jak nabierzemy
wprawy - nawet o osiemdziesiąt!
Handlarze dogadają się w każdym języku. Przed wejściem do
sklepu słyszymy "jak się masz, kochanie", "dobra
cena", "just have a look". Jeśli mimo wysiłków
Araba nic nie kupimy, z pewnością zostaniemy obrzuceni epitetami
"baba jaga", "złodziej" lub bardziej wyszukanymi
zwrotami we wszystkich językach świata. Normą jest także wręczanie
klientom upominków przed wejściem do sklepu i odbieranie ich,
jeśli nasze zakupy nie są zbyt duże.
Na ulicach Tunezji, poza okresem Ramadanu, wystawionych jest
mnóstwo kawiarnianych stolików, przy których Arabowie piją
kawę, herbatę i palą sziszę - tradycyjną fajkę wodną. W oczy
rzuca się także powszechne nieprzestrzeganie przepisów drogowych
- zostawianie samochodu na środku skrzyżowania i ignorowanie
znaków zakazu wjazdu.
Jest brudno - Arabowie rzucają śmieci na chodnik lub wyrzucają
przez okno. Z koszy na śmieci korzystają tylko turyści. Nie
ma za to pijaństwa. Najczęściej spożywanym przez Arabów napojem
jest kawa. I to jeszcze jedna różnica między Tunezją a Polską...
|