W czasach
antycznych Igrzyska Olimpijskie były zarezerwowane dla młodych
bohaterów oraz dla Zeusa, ku czci którego procesją brała początek.
Na czas olimpijskich zmagań zawieszano konflikty wojenne,
etniczne, waśnie, tak by igrzyska były rzeczywistym świętem.
Nawet bezpardonowa walka pomiędzy Atenami a Spartą była odkładana
na później.
Od paru tygodni przeżywamy czas igrzysk ateńskich, pierwszych
w wieku XXI. Podziwiamy zwycięzców, medalistów, zwycięstwa
najbardziej spektakularne i medialne. Bohaterów kreuje telewizja.
Telewizja może z kogoś uczynić gwiazdę, może też zrzucić z
medialnego piedestału. W pamięci milionów zostają na ogół
zwycięzcy, no i ci, których występ był kompletną klapą. Z
pola widzenia znikają cisi bohaterowie. Sportowcy, którzy
pokonując barierę własnej słabości, poprawiając rekordy życiowe
zdobywają piąte, szóste, no może czasem czwarte miejsca. Są
to tzw. miejsca punktowane. Niby jest to sukces, ale bardziej
osobisty, połączony ze sportową satysfakcją, że wszystko zrobiono
tak jak trzeba. Może w epoce nieuchronnej hiper komercjalizacji
warto zacząć zwracać uwagę na cichych bohaterów igrzysk, których
jeszcze nie dopadła krwiożercza epidemia bezlitosnego sponsoringu.
Na igrzyskach olimpijskich w klasyfikacji medalowej na czele
są przeważnie kraje bardzo ludne i bogate. Bogate nacje sięgają
po najlepszych sportowców oraz najlepsze technologie. Kraje
małe i biedne stanowią tło. Nie jest to jednak tło bezbarwne
i nijakie, skoro Puerto Rico potrafi pokonać gwiazdorów NBA.
Jedna z mieszkanek Puerto Rico powiedziała, że to zwycięstwo
to coś więcej niż mistrzostwo świata. Takie zwycięstwo uzmysławia
opinii publicznej, że Puerto Rico jest na mapie i mieszkają
tam zupełnie fajni i zdolni ludzie. Na olimpiadzie w Rzymie
w 1960 roku maraton wygrał Bikila Abebe - niemal nieznany
Etiopczyk, który trasę wyścigu (42 km 195 m) przebiegł boso.
Kto dziś powtórzyłby jego wyczyn?
Czasami potrzebne jest przysłowiowe szczęście, którego często
po prostu brakuje. Niestety są dyscypliny, które w ogromnej
mierze kreuje grono "sprawiedliwych". Układy etniczne,
animozje, brak sprawiedliwości odbijają się najczęściej na
ubogich krajach. Może należałoby zupełnie odpolitycznić igrzyska
olimpijskie? Klasyfikacje medalowe potraktować jako coś niepotrzebnego,
a start firmować tylko swoim nazwiskiem. Wtedy byłaby większa
przyjemność i radość z olimpijskich występów, które przecież
są znaczącym i wielkim przeżyciem.
Medale wyzwalają ambicje. Ambicja każe być najlepszym, a doping
to znakomity środek do osiągnięcia celu. W wielu przypadkach
mam wrażenie, że w zmaganiach sportowców dochodzi do konfrontacji
żywcem wziętej z dawnego dwubiegunowego podziału świata. Kiedy
sympatyczna i miła dziewczyna, Otylia Jędrzejczak zdobyła
dwukrotnie wicemistrzostwo olimpijskie,a potem złoty medal,
to ważne wydarzenie zostało zauważone pewnie tylko przez zmęczonych
ludzi walczących z niedoborem pracy i wartości socjalnych.
Igrzyska olimpijskie są wydarzeniem, ale kiedy się skończą,
świat będzie wyglądał tak samo albo gorzej. Szkoda, że MKOl
nie wysłał pokojowej misji do Iraku. Byłaby to mocna karta
w historii olimpizmu, którego ideą jest pokój i szczęście.
Igrzyska oglądam z dystansem. Ale popatruję na szafę, w której
leży dres i sportowe buty. Tłuszcz, który urósł w pracy najlepiej
spala się w ruchu. Jeśli sportowcy przekonają nas, że zamiast
pilota do telewizora lepiej chwycić piłkę, to warto będzie
patrzeć na olimpijskich bogów.
|