Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ODA DO RADOŚCI?

Radosław Kaczmarek



 


Młodsi wiekiem osobnicy nie pamiętają, że istniał świat bez Unii Europejskiej. Naprawdę. Przed nią była EWG - Europejska Wspólnota Gospodarcza. Obowiązywały cztery podstawowe wolności (swobodny przepływ towarów, osób, usług i kapitału). "I widział Bóg, że to było dobre" - więc człowiek postanowił to zepsuć. Czyli ustanowić zalążek jednego superpaństwa, z centralą, która lepiej od swych członków wie, co dla nich dobre, a co nie. No i wszędzie ma być tak samo.

Ktoś zapomniał, że Europa jako kontynent to zbiorowisko wielu różnych kultur, czasem niepodobnych do siebie języków, temperamentów, doświadczeń historycznych. Jedyne, co stanowi wspólny mianownik, to chrześcijaństwo i biały człowiek - ale paradoksalnie właśnie o tym o tym władze UE nie chcą słyszeć, a sędziwy Valery Giscard d'Estaing doznaje na to pierwsze słowo dziwnego grymasu twarzy, jakby się czegoś brzydził... Oczywiście on i podobni mu panowie rozpromieniają się na hasła typu związki homoseksualistów, eutanazja czy aborcja. Brzydzi ich za to kara śmierci - to przecież byłoby niehumanitarne.
A teraz konkrety - czyli "po pierwsze gospodarka". Czy Unia to wolny handel? Czy dlatego odgórnie ustala się cenę cukru i limity produkcji ziemniaków w Polsce? Najlepiej poniżej polskiego spożycia, żeby resztę dokupić z nadprodukcji "starych członków". Mamy jeszcze pracę dla każdego (w trzech państwach na piętnaście) i swobodę podróżowania (dotąd jej nie było?). A może to ma być po prostu "Europa dwóch prędkości" - przy czym my stale w prędkości niższej, no i bez miejsca wywalczonego w Nicei? Czy o to chodziło?

Kiedyś się zastanawiałem, dlaczego referendum w sprawie akcesji robi się na rok przed datą wstąpienia. Dziś już chyba każdy wie - bo wtedy króluje tylko propaganda, nikt nie zna szczegółów, a zagraniczni wydawcy polskojęzycznych tygodników zamieszczają urzekające zdjęcia dziecka z koniem i tekstem "w przyszłości zostanę weterynarzem". Na koszt własny redakcji. Pamiętacie? Nasze dzieci spełnią się w życiu dzięki UE... Dziś referendum nie miałoby szans.
Uszczęśliwiającym nas wszystkich pomysłem jest wprowadzenie waluty euro - podwyżki wszystkiego z wyjątkiem płac murowane. Zapytajcie znajomych z Niemiec, Włoch czy Grecji. Można by tak jeszcze długo... Najlepsze jest to, że na 2 dni (!) przed godziną "zero" wiele branż nie wiedziało, jak trzeba będzie wystawiać faktury od 1 maja! Rozporządzeń brak. Totalna prowizorka, ale wielkie billboardy Leszka, Który Wprowadził Ojczyznę do Raju Europejskiego gdzieniegdzie jeszcze wiszą - w stolicy na ulicy Rozbrat na przykład...

Jedno jest pewne - charakterystycznej urody Guenter Verheugen podpisał kontrakt stulecia. Ale dla Piętnastki. Największy kraj kandydacki regionu, jeden z większych w Europie, wszedł do Unii na podłych warunkach, które nierzadko dyskryminują polskich pracowników i przedsiębiorców. Mieliśmy być tygrysem Europy, zostaliśmy pieskiem Unii.
Ale jest i światełko w tunelu. W pełni legalnie nie damy rady przetrwać na zasadach, jakie nam przydzielono. Ja wierzę jednak w polski spryt, w umiejętność wchodzenia oknem i omijania prawa, które jest głupie albo niesprawiedliwe. To nasza jedyna szansa.
Czego innym i sobie życzę.

PS. Można jeszcze do NAFTY...?

 

POGONIĆ KLIENTA

Sprawca Naczelny



Stało się. Jesteśmy w Unii. Weszliśmy do niej, wnosząc w walizce naszą codzienność i twardą polską rzeczywistość. Wkroczyliśmy do świata wyczulonego na pieniądz i o pieniądz walczącego. Bliski kontakt z tym światem może się okazać przykrym doświadczeniem. Przynajmniej dla firm, które za nic mają swoich klientów.

Kiedy czytam raporty o tym, jak dynamicznie zmienia się polska rzeczywistość gospodarcza, jak wyczulona na interes klienta jest każda firma - ogarnia mnie pusty śmiech. Interes klienta? A kto to jest klient? To intruz, który pałęta się między sklepowymi półkami, wiecznie z czegoś niezadowolony, zaczepia sprzedawców, domaga się jakichś tam praw i przywilejów. A pogonić go kijaszkiem!
Tak naprawdę niewiele się zmieniło od czasów, gdy przed sklepami ustawiały się wężowe kolejki, a warczące na kupujących panie sklepowe pretendowały do miana pierwszych po Bogu. Dziś, po zaledwie piętnastu latach marszu ku kapitalizmowi, na rynku nadal istnieją firmy lekceważące swoich klientów i działające w myśl zasady: "nie ten, to inny".

W kasach siedzą naburmuszone baby, stoiska obsługują niekompetentni sprzedawcy, a w razie składania reklamacji lub skargi, szefowie i właściciele stają murem za swoimi pracownikami, udowadniając, że mają gdzieś jedną z fundamentalnych reguł biznesu - "klient ma zawsze rację". To oczywisty absurd, bo któż, jeśli nie klient, utrzymuje producentów, handlowców i usługodawców? Bez klienta ich działalność nie miałaby żadnego sensu.
Tacy, pożal się Boże, "przedsiębiorcy" ślepo wierzą w potęgę rachunku ekonomicznego: chcą maksymalnego zysku uzyskanego minimalnym kosztem. Także kosztem klienta. Zapominają przy tym, że w ekonomii istnieją pewne prawidłowości, których lekceważenie może się obrócić przeciwko nim samym. Jedną z nich jest zasada, że jeden niezadowolony klient jest w stanie zniechęcić dziewięciu innych potencjalnych klientów. Biznesmen z wyobraźnią wie, że pozwalając na to, naraża się na katastrofę.

Byłbym zapewne niesprawiedliwy, opisując w ten sposób każde z polskich przedsiębiorstw. Jest wiele firm, które o klienta dbają. Cóż z tego, skoro łatwiej w pamięć zapadają wrażenia negatywne. A takich doświadczyłem ostatnio co niemiara. Podam kilka przykładów. Uważam bowiem, że to, co wyrabiają te firmy, to szczyt bezczelności i brak elementarnego zainteresowania klientem.
Najboleśniej odczułem kontakt z zakładem fotograficznym na osiedlu Jagiellońskim w Poznaniu. Najpierw zmuszono mnie do wydłużonego oczekiwania na odbiór zamówionych odbitek. Kiedy zwróciłem uwagę, że wypadałoby przeprosić za mój stracony czas, obsługująca mnie młoda dziewczyna bezczelnie wypaliła, że w tym zakładzie klient nie jest panem. Dałem się wciągnąć w pyskówkę, czego teraz żałuję, ale do głowy mi nie przyszło, że można tak potraktować kogoś, kto przynosi pieniądze. Zakład ten działa pod szyldem firmy AGFA. Po takim zimnym prysznicu wiem na pewno, że już zawsze szerokim łukiem będę omijać każdy sklep z tym logo.

O kulturze (a raczej jej braku) obsługi podróżnych w PKP można pisać tomy. Tu chyba nigdy nic się nie zmieni. Dlatego nie powinienem się dziwić, słysząc od kasjerki na dworcu Warszawa Wschodnia, że nie może mi wydać reszty ze stu złotych, i że muszę je sobie gdzieś rozmienić. Chyba jestem naiwny, bo zdawało mi się, że stuzłotowy banknot jest prawnym środkiem płatniczym, który kasjerka musi przyjąć. A skąd weźmie resztę - to już jej sprawa, nie moja.
Trzeci incydent zdarzył mi się w sklepie sieci Carrefour w warszawskim Centrum Wileńskim. Pracownicy działu rowerowego przez trzy dni nie mogli sobie poradzić ze złożeniem dla mnie roweru, przez co regularnie odchodziłem stamtąd z kwitkiem. Jeden z nich, z rozbrajającą szczerością, wręcz przyznał się, że on tu w ogóle nic nie wie. Gdybym był jego szefem, natychmiast straciłby pracę.

Kiedy kupuję produkt lub usługę i jestem źle obsłużony, automatycznie stawia to mnie na pozycji przegranego. Oczywiście mam wybór, mogę następnym razem iść do innego sklepu. Ale pieniądze już wydałem. Zapłaciłem więc za chamstwo i brak kompetencji. To nieuczciwe. Mam nadzieję, że europeski rynek, do którego właśnie przystąpiliśmy, skutecznie wyeliminuje takich oszustów.
Niepokojące jest to, że dwie spośród wymienionych przeze mnie firm to firmy z Zachodu. Dlaczego pod szyldem, wydawałoby się, solidnych marek uprawia się wolną amerykankę? Odpowiedź jest prosta: bo firmy te zatrudniają Polaków. Nasze społeczeństwo zostało trwale skażone socjalistycznym niechlujstwem. Wymrze jeszcze kilka pokoleń, zanim nauczymy się szacunku dla pieniądza i tych, którzy je nam przynoszą. Ja się jednak na to nie godzę. I jeśli nasze przystąpienie do Unii może spowodować, że kiepskich polskich pracowników zastąpią solidni cudzoziemcy, to czekam z niecierpliwością.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone