Wenecja - ileż skojarzeń budzi nazwa tego miasta... Najsłynniejszy
karnawał Europy, szaleństwa masek, romantyczne przejażdżki
gondolami - nawet ci, którzy nigdy tam nie pojechali, i ci,
którzy nie pojadą - wyrecytują jednym tchem podobną litanię.
Przesławne to miasto, o którym snuje się opowieści, nie zobaczywszy
go na oczy! Ale przecież pojawia się Wenecja w setkach książek,
reportaży i filmów. Bo malownicze to miejsce, powiadam Wam.
Różne dobre rzeczy mawia się o Wenecji, powtarza się też i
złe opinie. WSZYSTKO jest prawdą. Są tu zachwycające zabytki,
czarowne zaułki i gwarne place. Ale jest i smród brudnej wody
w kanałach, i niszczejące, podmokłe budynki. Krótko mówiąc,
miasto ma dwie twarze. Albo dwie maski.
O bazylice świętego Marka nie umiałbym powiedzieć złego słowa.
To niezwykła świątynia, i w ogóle trudno ją opisywać. Należy
do tych budowli, które trzeba nie tyle zobaczyć, ile raczej
przeżyć. Przy czym lepiej ją przeżywać w bluzkach z długim
rękawem (panie) i długich spodniach (panowie i panie). Powyższa
wskazówka wcale nie ma związku z temperaturą wewnątrz kościoła.
Po prostu strażnicy nie wpuszczą do środka osób odzianych
"nieobyczajnie".
Przepych - to pierwsze słowo, jakie przyszło mi na myśl, kiedy
oglądałem wnętrze bazyliki. Poczynając od posadzki, przez
mozaiki na ścianach, po kapiące złotem ołtarze. Najcenniejszy
z nich wręcz nazywa się Złoty. Pala d'Oro został wykonany
w Konstantynopolu, a do Wenecji trafił jako łup wojenny.
Nie trzeba daleko odchodzić od bazyliki, by ponownie wpaść
w zachwyt, tym razem nad budowlą świecką. Pałac Dożów to wprawdzie
jedna wielka mieszanka stylów architektonicznych, ale harmonijna
i piękna. Na dobrą sprawę wystarczy stanąć pod bramą, przejść
się na dziedziniec, i zatrzymać pod Schodami Gigantów, i już
tchu może człowiekowi zbraknąć. Nie z wysiłku, tylko z nadmiaru
wrażeń.
W środku - można trochę odsapnąć. Najbardziej godna uwagi
jest kolekcja malarstwa, a to nie każdego pociąga (zresztą
dużo ciekawiej jest w Galleria dell'Academia). Wielu emocji
przysparza przejście przez Most Westchnień, tuż za nim bowiem,
po drugiej stronie kanału, znajdowało się weneckie więzienie.
Bazylika, Pałac Dożów i Plac Świętego Marka to tak zwany
program obowiązkowy. Przewodniki (i przewodnicy) zachwalają
jeszcze wiele innych zakątków Wenecji. Ale najlepiej chyba
zapuścić się w labirynt wąziutkich uliczek, przejść, zaułków
i mostów przerzuconych nad kanałami. Fakt, miejscami zapach
unoszący się znad wody nie jest przyjemny, ale trzeba go potraktować
jako jedną z cech tego niesamowitego miasta, albo po prostu
zatkać nos.
Warto pamiętać, że w Wenecji było najstarsze na świecie getto.
Jeszcze w XVI wieku wszystkim żydom z miasta kazano przenieść
się do dzielnicy na wyspie Ghetto Nuovo, gdzie musieli nosić
specjalne odznaki odróżniające ich od chrześcijan. Zawędrowałem
tam w nocy i trafiłem w bardzo ciche, spokojne miejsce, jakże
różne od tętniącego życiem centrum Wenecji.
Miasto najszybciej zwiedza się pieszo. Może to rozczarować
tych, którzy ostrzą sobie zęby na przejażdżkę gondolą, ale
całe miasto można w zasadzie przejść w godzinę. Gondole są
piekielnie drogie. Polecam za to wodne tramwaje albo traghetti
(też gondole, tyle że płynie się w nich na stojąco).
W hotelach panuje straszne zdzierstwo, poza tym na drugi dzień
plątanina kanałów może już przytłaczać. Głupio to zabrzmi,
ale Wenecja jest zdecydowanie miastem, do którego warto przyjechać
tylko na jeden dzień. Inna sprawa, że można tu przyjeżdżać
w nieskończoność...
|