Rany boskie, chyba będę miał wrzody. Na każdym kroku dopada
mnie frustracja. A to facet na przystanku pali papierosa i
uszczęśliwia mnie gęstym obłokiem dymu, a przecież nie pójdzie
palić pięć metrów dalej, bo się zmęczy. A to gruba baba w
spożywczym zamiast mówić - warczy, bo śmiałem jej przerwać
dłubanie w nosie (tak, tak - są jeszcze takie sklepy i takie
babsztyle). A to znowu sąsiedzi elegancko zaparkują samochody
jeden za drugim przed blokiem w takiej odległości, że zmieści
się tam tylko pół mojego punto. I tak dzień po dniu. A mój
żołądek to nie bunkier Saddama - wkrótce może nie wytrzymać.
Jakby nie dość było tego wszystkiego, jeszcze jedna instytucja
przykłada swój kamyczek do tego sypanego dla mnie co dzień
pogrzebowego kurhanu. I to taka instytucja, która powinna
być dla mnie ostoją, dawać wsparcie w trudnych chwilach i
stać na straży fundamentu mojej egzystencji - moich pieniędzy.
Bank. Powiem z imienia i nazwiska - Bank Zachodni WBK. Otóż
ta szacowna firma, która chwali się nowoczesnym wglądem w
rzeczywistość, stosuje wobec mnie całkiem tradycyjne metody
łupieżcze.
Bankomatów ma ten bank "od groma i ciut, ciut"
- jak zwykła mawiać sąsiadka mojej babci. Rzeczywiście, nie
narzekam na dostępność tych urządzeń. Sęk jednak w tym, że
wypłacając pieniądze muszę się mieć stale na baczności. Nie
wolno mi się pomylić i włożyć do czytnika karty Visa Classic.
Oczywiście bankomat wypłaci kasę, ale przy okazji pociągnie
sobie niezgorszą prowizję. Bankomat MOJEGO banku z karty wydanej
przez MÓJ bank! Paranoja! Z niezrozumiałych dla mnie powodów
bezprowizyjnie mogę wypłacać gotówkę tylko kartą Visa Electron.
Idźmy dalej. Od dłuższego czasu obsługuję swoje konto przez
internet. To bardzo wygodna forma realizowania przelewów.
Wpisuję numer rachunku, kwotę do przelania, klikam gdzie trzeba
i... zrobione. Nie muszę się fatygować do okienka. W dodatku
przelew kosztuje zaledwie 50 groszy. Tzw. Elixir jest trzy
razy droższy, ale przynajmniej mam możliwość wyboru. Oprócz
jednego przypadku. Kiedy opłacam ZUS, mój bank w ogóle nie
pyta mnie o zdanie i sam odciąga sobie najwyższą opłatę za
przelew. Rewelacja, prawda?!
Opiszę Wam jeszcze dwie ciekawostki przyrodnicze. Bank Zachodni
WBK chyba nie lubi, kiedy klienci powierzają mu swoje pieniądze.
Kiedy chciałem wpłacić gotówkę w kasie, pracownik poprosił
mnie o numer rachunku. Nie miałem go przy sobie, ale w końcu
to mój oddział i można mnie znaleźć po nazwisku. Kasjer jednak
zażądał ode mnie dowodu osobistego. Dokumentów też nie miałem,
wobec czego odmówił przyjęcia pieniędzy! Rozumiecie?! Nie
chciał przyjąć kasy! Zasłaniał się przy tym jakimś punktem
regulaminu. Gdyby chodziło o wypłatę - rozumiem, klient musi
udowodnić, że jest właścicielem konta. Ale ja nie chciałem
wypłacać gotówki, tylko WPŁACIĆ!
Niedawno urząd skarbowy zażądał ode mnie dowodów wpłat na
ZUS z całego poprzedniego roku. Mniejsza o to, że mógł się
zwrócić do samego ZUS-u, zamiast zawracać mi głowę. Ciekawsze
jest to, co mnie spotkało w banku. Ponieważ obsługuję swoje
konto przez internet, nie widzę powodu, by przysyłano mi do
domu sterty wyciągów i zrezygnowałem z tej usługi. Jak się
okazało - niepotrzebnie. Jak tu teraz udowodnić, że opłacałem
wszystkie składki? Wydawałoby się, że wystarczy wydrukować
archiwalne zlecenia i poprosić w banku o stempelek. Może i
tak, tylko że po pierwsze każde takie potwierdzenie kosztuje
10 zł (a ja potrzebowałem 36 druczków...), po drugie zaś archiwum
sięga wstecz tylko do kwietnia zeszłego roku. Bo akurat wtedy
cały bank zmieniał system komputerowy; starszych potwierdzeń
nie da się wydrukować. Aaaaaaaaaarrrrrggghhhhh!!!
Jak mam skomentować te poczynania? Chciałem napisać, że myślę
o zmianie banku. Ale czy gdzie indziej będzie lepiej?
|