Ho, ho, ho - ale ci nasi hakerzy zdolni. Nie znam się na
ich rzemiośle, ale chyba są nieźli w tym co robią. Wyczyny
polskich hakerów zostały zdokumentowane na stronie "Muzeum
włamań". Wyobraźnia włamywaczy jest całkiem niezła. Trzeba
mieć ułańską fantazję, by zabierać się na przykład za oficjalną
stronę Mela Gibsona (i wkleić tam sporą fotografię... Gabriela
Byrne'a). Czasami włamywacze zostawiają po sobie tylko mały
ślad - znaczek, pojedyncze słowa, albo życzenia. Coś w rodzaju
wetkniętej flagi na szczycie Everestu, albo wysmarowania pisakiem
"tu byłem".
Czasami jednak robią więcej. Oczywiście z reguły oznacza to
odwrócenie o 180 stopni tego, co było na stronie przed włamaniem.
Jeśli chodzi o witrynę Telekomunikacji Polskiej SA, to zamiast
treści reklamowych możemy przeczytać, że "telekomuna"
dyma nas na całego, itp. Jeśli zaś włamywacze sforsują stronę
firmy Pizzy Hut, to zamieniają treść i wypisują, że pizza
to syf, fastfoody zabijają, a w żarciu są robale. Czasami
wypisują rzeczy, które administratorów mogą przyprawić o palpitację.
Tak było na przykład w przypadku włamania na stronę Device
Polska. Gdybym był odpowiedzialny za bezpieczeństwo tej strony,
to palnąłbym sobie w łeb.
Statystycznie rzecz biorąc, najczęstszym obiektem ataków
są strony Telekomunikacji Polskiej SA. Ta firma jest ulubionym
"chłopcem do bicia". Pamiętnym dniem dla administratorów
stron TP SA był 27 maja 2001. Tego dnia dokonano skoordynowanego
ataku na witryny poszczególnych oddziałów regionalnych "telekomuny".
W pozostałych przypadkach trudniej znaleźć jakąś prawidłowość.
Hakerzy biorą na celownik zwłaszcza oficjalne strony uczelni
wyższych, często atakują też witryny międzynarodowych koncernów.
Biorą się za bary z webmasterami z całego świata, robią kawały
i psują im krew, no i przy okazji pośrednio dają im zarobić
- udowadniając, że są niezbędni.
http://www.artur.pl/index2.html
|