Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PERŁA LŚNI!

Andrzej Przybyło



 


W czwartek 5 czerwca uczestniczyłem w jednym z najlepszych koncertów w moim życiu. We Wrocławiu wystąpił holenderski zespół, wciąż stosunkowo mało znany The Gathering. Tu pojawia się problem: jak napisać o czymś, pod czego wrażeniem pozostaję do dzisiaj? Jak przelać na papier odczucia, przeżycia, emocje, wrażenia? Można napisać po prostu: świetny koncert, wszyscy żałujcie, że tam nie byliście, i tyle. No, ale może spróbuję jednak coś napisać.
Trochę się bałem tego koncertu. Zespół ostatnio trochę zwolnił i bałem się, że jak zaczną jeszcze improwizować, to po prostu będą smęcić. O, jak miło się rozczarowałem! Ostatnia płyta, "Souvenirs", która jest właśnie wolna, zabrzmiała jeszcze lepiej niż w oryginale. Nawet nie trzeba było specjalnie oczekiwać na kawałki z "Mandylion" czy "Nighttime Birds"; nie dlatego, że było ich dużo, ale dlatego że nie było aż takiej potrzeby ich grania.

Koncert odbył się w klubie W-Z. I to kolejny plus. Nie ma to jak bezpośredni kontakt z zespołem. Koncerty na stadionach nie oddają tego klimatu. W klubie staniesz prawie oko w oko z muzykami, widzisz jak grają na gitarach, jak każdy przeżywa to co robi.
Przed The Gathering grały dwa inne zespoły: April Ethernal i Naamah. Nie będę się rozpisywał na ich temat. Elementem wspólnym na pewno jest to, że w każdym z nich śpiewa wokalistka. Ale w odróżnieniu od The Gathering grają o wiele mocniej. Tak na marginesie, The Gathering też wywodzi się z podwórka metalowego.

Na początku zdziwienie: Anneke wychodzi na scenę i bierze gitarę. Tego jeszcze nie było. No dobra, nie jest wirtuozem, ale na pewno niezły dodatek do całego przedstawienia. A może od kiedy nie ma w zespole Jelmera Wiersmy, Anneke próbuje nadrabiać brak jednej gitary?
Kochani, co tu dużo gadać: było i "Strange Machines", i "Nighttime Birds" i "You Learn About It". Zdziwiło mnie jak dużo młodych ludzi jest na koncercie i jak dobrze znają teksty utworów. Mówi się, że najlepsze płyty The Gathering ma już za sobą, ale jakże się mylą ci, co tak twierdzą. Zespół zwolnił tempa i zmienił styl, ale moim zdaniem dowodzi to tylko, że wciąż się rozwija, a nowe utwory nabierają nowych lepszych brzmień Even The Spirits Are Afraid. To, że utwory są tak różnorodne, jedynie urozmaica całe przedstawienie.

Aneke zmieniła znów image: krótsze czarne włosy, już nie sportowy dresik, a biała bluzeczka z odkrytym brzuchem. Generalnie zespół jakby odmłodniał, nabrał świeżości. Chłopcy wystrzyżeni. Bujny długi włos Hugo Prinsena gdzieś zniknął, teraz basista jest prawie łysy. Może to znów uzupełnienie braku Jelmera (który przecież też nie miał włosów). Frank Boeijen (klawisze) jak zwykle wyciszony, potem grał nawet na siedząco, jak wirtuoz fortepianu. Hans Rutten skupiony przy bębnach, w słuchaweczkach na uszach. No i prawdziwy artysta: Rene Rutten; czego on nie robił na swojej gitarze! Świetna gra, świetne efekty z kamertonem, najprzeróżniejsze sprzężenia. No i końcowa zabawa na dwie gitary z Anneke - prawie dziesięciominutowe łojenie riffami doprowadzało publikę do ekstazy.
Publiczność nie dała zespołowi tak od razu wyjść z klubu, kapela dwa razy bisowała. Muzycy byli naprawdę pod wrażeniem takiego przyjęcia. Anneke przyznała, że byli i w Niemczech, i Anglii, i Francji, ale najlepiej czują się w Polsce, zawsze są tu bardzo ciepło przyjmowani. Wierzcie lub nie, ja twierdzę że faktycznie tak jest. Już nie mogę się doczekać, kiedy znów przyjadą.

P.S.

Niedawno Sprawca Naczelny żalił się, że perła The Gathering wyblakła, a zespół się skończył. Nie zgadzam się. Perła wciąż lśni, a koncert we Wrocławiu był tego najlepszym dowodem.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone