Pomniki mają to do siebie, że podtrzymują trwałość naszej
pamięci. Dlatego były, są i będą. Bo muszą być. Oto dwa krótkie
doniesienia o dwóch różnych pomnikach.
Pierwszy z nich jeszcze nie istnieje. Będzie to pomnik Adama
Mickiewicza. Każdy Polak, który przeczytał w życiu coś więcej
niż tylko instrukcję obsługi telewizora, wie, że to postać
niebylejaka. Czci do wieszcza uczą nas od podstawówki. Poeta
to wielki był, poeta polski, choć Litwę swą ojczyzną nazywał.
No, ostatecznie można się Adamem z Litwinami podzielić. Ale
okazuje się, że chętnych do czczenia Mickiewicza jest więcej.
Jeden ze skwerów w centrum białoruskiej stolicy, Mińska, nosi
od kilku dni imię Adama Mickiewicza. Właśnie w tym miejscu
ma stanąć także w najbliższym czasie pomnik Mickiewicza. W
stołecznym merostwie nie wykluczają, że jego odsłonięcie odbędzie
się już w grudniu - w 205. rocznicę urodzin poety. Urzędnicy
zapewniają, że skwer zostanie przedtem odnowiony i zrekonstruowany.
Skąd ta nagła miłość do Adasia? Otóż Mickiewicz urodził się
w Nowogródku, a to miasto leży dziś na Białorusi. Sąsiedzi
najwyraźniej przesiąkają ideą internacjonalistycznego zbliżania
się do bratnich narodów (jak dotąd ćwiczyli to tylko z Rosją).
Jak pisały agencje prasowe, o wzniesienie w Mińsku pomnika
wieszcza od kilku lat zabiegały polskie środowiska w tym kraju.
Związek Polaków na Białorusi przygotował nawet własny projekt
pomnika, ale władze miasta uznały, że będzie on za mały i
"niegodny wielkości poety". Niech żyje wieczna przyjaźń
polsko-liewsko-białoruska!
Pomnik będzie przedstawiać siedzącego na ławeczce, zamyślonego
Mickiewicza. Jest już prawie gotowy. Do uzgodnienia pozostała
treść napisu, który znajdzie się na cokole. Rozmowy w tej
sprawie prowadzą ministerstwa kultury Białorusi i Polski.
Na zdrowie!
Z drugim pomnikiem, o którym chcę napisać, rzecz ma się zupełnie
inaczej. Właściwie to nawet nie pomnik, tylko po prostu rzeźba.
Wybuchła wokół niego niezła awantura. Chodzi o popiersie Nefretete,
wykopane niegdyś w Egipcie przez niemieckich archeologów.
Egipski minister kultury Faruk Hosni domaga się od Niemiec
zwrotu tego jednego z najcenniejszych starożytnych eksponatów,
znajdującego się od blisko stu lat w berlińskim Muzeum Egipskim.
Jego zdaniem w Berlinie Nefretete nie jest bezpieczna i musi
wrócić do swej ojczyzny. Egipski minister zarzucił dyrektorowi
Muzeum Egipskiego Dietrichowi Wildungowi realizację "zwariowanych
pomysłów" i obrazę egipskiej historii.
Otóż Wildung zgodził się na udostępnienie popiersia do artystycznego
happeningu w związku z czerwcowym biennale sztuki w Wenecji.
Dyrektor muzeum zezwolił dwóm węgierskim rzeźbiarzom na postawienie
popiersia Nefretete na wykonanym przez nich z brązu kobiecym
torsie. Władze w Kairze uznały to za prowokację. Happening
spotkał się też z nieprzychylnymi komentarzami prasy egipskiej.
Przytoczę tylko jeden z tytułów: "Królowa Nefretete nago
w berlińskim muzeum"...
Niemieccy archeolodzy znaleźli popiersie Nefretete podczas
prac wykopaliskowych w 1912 r. Władze Egiptu wielokrotnie
podejmowały próby odzyskania cennego eksponatu. Zdaniem strony
niemieckiej, Nefretete przypadła Niemcom zgodnie ze stosowaną
wówczas zasadą podziału eksponatów znalezionych w czasie wykopalisk.
No cóż, takie to były czasy. Gdyby starożytni Egipcjanie mogli
przewidzieć, dokąd trafi jedna z ich najpiękniejszych rzeźb,
pewnie wynaleźliby bombę atomową i zrzucili ją na Europę.
|