Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



AWANTURY I WYBRYKI (A W TLE DWA POMNIKI)

Tomasz Sznurkowski




Pomniki mają to do siebie, że podtrzymują trwałość naszej pamięci. Dlatego były, są i będą. Bo muszą być. Oto dwa krótkie doniesienia o dwóch różnych pomnikach.

Pierwszy z nich jeszcze nie istnieje. Będzie to pomnik Adama Mickiewicza. Każdy Polak, który przeczytał w życiu coś więcej niż tylko instrukcję obsługi telewizora, wie, że to postać niebylejaka. Czci do wieszcza uczą nas od podstawówki. Poeta to wielki był, poeta polski, choć Litwę swą ojczyzną nazywał. No, ostatecznie można się Adamem z Litwinami podzielić. Ale okazuje się, że chętnych do czczenia Mickiewicza jest więcej.
Jeden ze skwerów w centrum białoruskiej stolicy, Mińska, nosi od kilku dni imię Adama Mickiewicza. Właśnie w tym miejscu ma stanąć także w najbliższym czasie pomnik Mickiewicza. W stołecznym merostwie nie wykluczają, że jego odsłonięcie odbędzie się już w grudniu - w 205. rocznicę urodzin poety. Urzędnicy zapewniają, że skwer zostanie przedtem odnowiony i zrekonstruowany.
Skąd ta nagła miłość do Adasia? Otóż Mickiewicz urodził się w Nowogródku, a to miasto leży dziś na Białorusi. Sąsiedzi najwyraźniej przesiąkają ideą internacjonalistycznego zbliżania się do bratnich narodów (jak dotąd ćwiczyli to tylko z Rosją).

Jak pisały agencje prasowe, o wzniesienie w Mińsku pomnika wieszcza od kilku lat zabiegały polskie środowiska w tym kraju. Związek Polaków na Białorusi przygotował nawet własny projekt pomnika, ale władze miasta uznały, że będzie on za mały i "niegodny wielkości poety". Niech żyje wieczna przyjaźń polsko-liewsko-białoruska!
Pomnik będzie przedstawiać siedzącego na ławeczce, zamyślonego Mickiewicza. Jest już prawie gotowy. Do uzgodnienia pozostała treść napisu, który znajdzie się na cokole. Rozmowy w tej sprawie prowadzą ministerstwa kultury Białorusi i Polski. Na zdrowie!

Z drugim pomnikiem, o którym chcę napisać, rzecz ma się zupełnie inaczej. Właściwie to nawet nie pomnik, tylko po prostu rzeźba. Wybuchła wokół niego niezła awantura. Chodzi o popiersie Nefretete, wykopane niegdyś w Egipcie przez niemieckich archeologów. Egipski minister kultury Faruk Hosni domaga się od Niemiec zwrotu tego jednego z najcenniejszych starożytnych eksponatów, znajdującego się od blisko stu lat w berlińskim Muzeum Egipskim. Jego zdaniem w Berlinie Nefretete nie jest bezpieczna i musi wrócić do swej ojczyzny. Egipski minister zarzucił dyrektorowi Muzeum Egipskiego Dietrichowi Wildungowi realizację "zwariowanych pomysłów" i obrazę egipskiej historii.
Otóż Wildung zgodził się na udostępnienie popiersia do artystycznego happeningu w związku z czerwcowym biennale sztuki w Wenecji. Dyrektor muzeum zezwolił dwóm węgierskim rzeźbiarzom na postawienie popiersia Nefretete na wykonanym przez nich z brązu kobiecym torsie. Władze w Kairze uznały to za prowokację. Happening spotkał się też z nieprzychylnymi komentarzami prasy egipskiej. Przytoczę tylko jeden z tytułów: "Królowa Nefretete nago w berlińskim muzeum"...

Niemieccy archeolodzy znaleźli popiersie Nefretete podczas prac wykopaliskowych w 1912 r. Władze Egiptu wielokrotnie podejmowały próby odzyskania cennego eksponatu. Zdaniem strony niemieckiej, Nefretete przypadła Niemcom zgodnie ze stosowaną wówczas zasadą podziału eksponatów znalezionych w czasie wykopalisk. No cóż, takie to były czasy. Gdyby starożytni Egipcjanie mogli przewidzieć, dokąd trafi jedna z ich najpiękniejszych rzeźb, pewnie wynaleźliby bombę atomową i zrzucili ją na Europę.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone