Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PRZEPIS NA BEZROBOCIE

Natalia Wiśniewska




Jakiś czas temu pewien amerykański biznesmen pojechał z wizytą do Chińskiej Republiki Ludowej. Odwiedził inżyniera nadzorującego budowę tamy, przy której pracowało około stu osób z łopatami. Zdziwiony zasugerował, jak wielkie oszczędności można poczynić stosując koparkę zamiast zatrudniać tylu ludzi. W odpowiedzi usłyszał: "Pomyśl, jak bardzo by to zwiększyło bezrobocie". Biznesmen jeszcze bardziej zdziwiony odpowiedział: "A ja myślałem, że wy chcecie budować tamę. Jeśli chcecie tworzyć miejsca pracy, to zabierzcie pracownikom łopaty i dajcie im łyżki". Trudno o lepszy przykład, który ukazałby, jak bezsensowne są pomysły naszego rządu. Najwyraźniej rząd wybrał taką właśnie metodę walki z bezrobociem - sztuczne tworzenie nowych miejsc pracy. Paradoksalnie jest to doskonały przepis na bezrobocie.

Absurd tego myślenia jest najlepiej widoczny w fantazyjnych pomysłach w rodzaju "pierwsza praca" oraz w ściśle powiązanym z nią projekcie, znanym bliżej jako "akcja dobicia emerytów". Najwidoczniej rząd jest przekonany, że młodzi ludzie kończący studia, mający wyższe wykształcenie będą się bić ze schorowanym emerytem o miejsce stróża na parkingu. Najgorsze jest to, że wszystkie te egzotyczne pomysły są finansowane z naszej kieszeni - kieszeni podatników. Kosztuje to niemało, a jeśli dodać do tego inne projekty, np. "akcja kubek gorącego mleka", czy "co piąte dziecko moczy się w nocy", to suma wydatków niebezpiecznie rośnie. Sęk w tym, że kiedy w naszej kieszeni jest mniej pieniędzy, to jednocześnie mniej przeznaczamy na konsumpcję, a jeśli mniej kupujemy, to nie ma sensu więcej produkować (czyli zatrudniać więcej ludzi). Koło się zamyka. Ku zmartwieniu rządu, nie pomoże już wtedy żadna akcja, gdyż relacji popyt-podaż nie kształtują plakaty, broszurki i infolinie, tylko rynek.
Oczywiście sponsorowanie takich programów to tylko kropla w morzu wszechobecnego etatyzmu, który jest wręcz wyśmienitym przepisem na bezrobocie. I właśnie interwencjonizm państwowy skutkuje obecną sytuacją - niemal 20-procentowym bezrobociem. Wśród polskiej klasy politycznej panuje przekonanie, że podatki mają niewielkie znaczenie dla rozwoju gospodarczego kraju i zmniejszenia bezrobocia. Najważniejsze są stopy procentowe, potem pakiety ustaw rządowych, kodeks pracy, czy wreszcie uszczelnienie granic. O podatkach mówi się niewiele, a gdy już się o nich wspomni, to pada argument, że nie ma żadnych dowodów na to, że ich obniżka powoduje ożywienie gospodarcze. Tymczasem dowody te są oczywiste.

Załóżmy, że mam pecha i płacę 40-procentowy podatek dochodowy w myśl zasady: "im lepiej pracujesz, tym większą grzywnę zapłać!". Jeśli zamiast tego do kasy państwa oddawałabym np. 15% własnych dochodów, to pozostanie mi 25-procentowa nadwyżka, którą mogę wykorzystać w różny sposób, np. zatrudniając dodatkowe osoby. A jeśli jednocześnie niski podatek obowiązywałby wszystkie podmioty gospodarcze i tym samym każdy z nich mógłby sobie pozwolić na poszerzenie rynku pracy, to widać, że owe 20-procentowe bezrobocie zacznie topnieć, tak jak było chociażby w Irlandii, czy Rosji.
Tak więc, aby nie tworzyć kolejnych recept na bezrobocie, wystarczy... wsłuchać się w rynek. I pozwolić, by relacje tworzące ten rynek mogły się w końcu swobodnie kształtować. Zyskamy na tym wszyscy. Rząd też.

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone