Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



WOJNA POLSKO-POLSKA POD KIBOLSKĄ FLAGĄ

Marek Ratajczak




30 marca, we Wrocławiu (był środek dnia), doszło do bitwy między chuliganami. Jeden z nich zginął, karetki nie nadążały z rozwożeniem rannych po szpitalach. Policja zatrzymała ponad dwustu najbardziej agresywnych kiboli. Dziewięciu postawiono zarzut udziału w bójce z wynikiem śmiertelnym. To nie była pierwsza śmierć uczestnika "ustawki", jak w slangu chuliganów nazywają się wcześniej umówione bójki. Nie pierwsza, i zapewne nie ostatnia.
Arka Gdynia, której kibicował dźgnięty nożem 24-latek, zapowiedziała zemstę na Śląsku Wrocław. Za Arką pójdzie poznański Lech i Cracovia (I koalicja). Śląskowi z odsieczą pośpieszy Wisła Kraków i Lechia Gdańsk (II koalicja). Kluby pójdą za sobą, bo tak stanowią zawarte niegdyś sojusze. Chuligańskim światem rządzą zasady niemalże wojenne. Jest miejsce na przyjaźń, ale i dziką nienawiść. Nawet między szalikowcami z tego samego miasta: ŁKS i Widzew (Łódź) czy Cracovia i Wisła (Kraków). Zdarza się, że kluby z sąsiednich miast nie cierpią się do tego stopnia, że jeżdżą na mecze sąsiada z inną drużyną, by wspomóc ją dopingiem czy udziałem w "ustawce". Tak było np. podczas spotkania KSZO Ostrowiec Świętokrzyski z Polonią Warszawa, kiedy to warszawiacy zostali wsparci przez ekipę Korony Kolportera Kielce.

Do III koalicji wchodzi Legia Warszawa, Pogoń Szczecin i Zagłębie Sosnowiec. Te trzy "przyjaźnie" (tzw. "wielkie zgody") są w Polsce najważniejsze. Nie brak też koalicji, które skupiają mniejsze miasta. Tworzone są fankluby większych drużyn (jak Górnika Zabrze w Knurowie i Czerwionce-Leszczynach, czy Lecha Poznań w Jarocinie i Ostrowie Wlkp.). Gdy szalikowcy różnych klubów sympatyzują ze sobą, ale nie przyjaźnią, mówi się o "układzie" (np. Lech Poznań - KSZO Ostrowiec Świętokrzyski; bo do “wielkiej triady”: Lecha-Arki-Cracovii, KSZO się nie zalicza). Im niższy piłkarsko poziom zajmuje drużyna, tym mniej prawdopodobne są bójki na terenie miasta. Bo w IV lidze jest raczej spokojnie.
Przynależność do klubu manifestowana jest noszeniem m.in. szalika w barwach drużyny. Jego utrata to dyshonor, dlatego należy go strzec, jak oka w głowie. Po kradzieży przez przeciwnika ("skrojeniu") jest wieszany na ogrodzeniu boiska, gdzie zbiera się najwierniejsza, ale i najniebezpieczniejsza dla otoczenia grupa kiboli. Kiedy klubowych szalików jest więcej lub uda się odebrać obce flagi (im większa i starsza, tym lepiej), następuje palenie trofeów. Wcześniej wszystko wiesza się górą do dołu; to oznaka pogardy dla drugiej strony (kiedy kilka miesięcy temu, w Utrechcie, zrobili to chuligani Legii, Holendrzy oszaleli z wściekłości - w efekcie mecz przerwano z powodu awantur).


Albert Jawłowski z Ośrodka Badań Młodzieży Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" nakreślił portret polskich chuliganów. Oprócz nich na mecze chodzą - jego zdaniem - "piknikowcy" (większość na stadionie) oraz "ultrasi" (dbają o atmosferę boiskową - race, pelerynki, kartony, konfetti). Chuligani mają swój kodeks stosowany m.in. podczas "ustawek" - unika się bójek z użyciem narzędzi i ciężkiego obuwia. Obecnie Śląskowi Wrocław zarzuca się jego złamanie - gdynianin został zasztyletowany. Nie zmienia to faktu, że - to upiorna prawda - Wrocław dzięki śmierci szalikowca Arki Gdynia, stał się mocniejszy w "lidze" chuliganów. Od dawna dominuje w niej wielkopolski Lech, co powodem do dumy jednak nie jest.

Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest atmosfera wytworzona wokół Lecha Poznań. Oprócz rzeszy kibiców, klub przyciąga też "kiboli". Na co dzień to zwyczajni ludzie - studenci, uczniowie, pracownicy firm i poznańskich zakładów. Na kilka godzin przed meczem przeistaczają się w karne oddziały. Mają strukturę niby-wojskową: są wodzowie, niżej od nich kwatermistrzowie, a na samym dole hierarchii żołnierze. Kwatermistrzowie działają na zapleczu. Są skarbnikami, pilnują rezerw budżetowych. Troszczą się o sprzęt bojowy dla żołnierzy. Niektóre grupy mają jeszcze zwiadowców - ci są odpowiedzialni za bank informacji o przeciwniku.
Niedawno podczas podróży pociągiem z Poznania byłem świadkiem rozmowy "kwatermistrza" Lecha. Dwumetrowy, wygolony na łyso i potężnie zbudowany konduktor w przedziale służbowym przez komórkę zbierał znajomych ("ekipę"), by wspomóc "Areczkę", jak pieszczotliwie mówi się w Poznaniu o klubie z Gdyni.

- Chuligaństwo to namiastka wojny. Może po prostu ludzie jej potrzebują - mówią socjologowie. - Sport jednoczy szalikowców, bo jest w nim element walki. Tylko że w sporcie nikt nikogo nie zabija, a walczy się dla idei, medali, czasem dla pieniędzy. Miłość do klubu piłkarskiego zamienia się często w nienawiść do zwolenników innego klubu. W rezultacie, kiedy na boisku zawodnicy walczą o punkty, obok stadionu rozgrywa się walka o... No właśnie, o co? Honor? Prestiż? W tumulcie ulicznych bójek te słowa tracą swe znaczenie.
Polsko-polsko wojna pod klubowymi flagami trwa. Ile jeszcze ofiar pochłonie?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone