30 marca, we Wrocławiu (był środek dnia), doszło do bitwy
między chuliganami. Jeden z nich zginął, karetki nie nadążały
z rozwożeniem rannych po szpitalach. Policja zatrzymała ponad
dwustu najbardziej agresywnych kiboli. Dziewięciu postawiono
zarzut udziału w bójce z wynikiem śmiertelnym. To nie była
pierwsza śmierć uczestnika "ustawki", jak w slangu
chuliganów nazywają się wcześniej umówione bójki. Nie pierwsza,
i zapewne nie ostatnia.
Arka Gdynia, której kibicował dźgnięty nożem 24-latek, zapowiedziała
zemstę na Śląsku Wrocław. Za Arką pójdzie poznański Lech i
Cracovia (I koalicja). Śląskowi z odsieczą pośpieszy Wisła
Kraków i Lechia Gdańsk (II koalicja). Kluby pójdą za sobą,
bo tak stanowią zawarte niegdyś sojusze. Chuligańskim światem
rządzą zasady niemalże wojenne. Jest miejsce na przyjaźń,
ale i dziką nienawiść. Nawet między szalikowcami z tego samego
miasta: ŁKS i Widzew (Łódź) czy Cracovia i Wisła (Kraków).
Zdarza się, że kluby z sąsiednich miast nie cierpią się do
tego stopnia, że jeżdżą na mecze sąsiada z inną drużyną, by
wspomóc ją dopingiem czy udziałem w "ustawce". Tak
było np. podczas spotkania KSZO Ostrowiec Świętokrzyski z
Polonią Warszawa, kiedy to warszawiacy zostali wsparci przez
ekipę Korony Kolportera Kielce.
Do III koalicji wchodzi Legia Warszawa, Pogoń Szczecin i
Zagłębie Sosnowiec. Te trzy "przyjaźnie" (tzw. "wielkie
zgody") są w Polsce najważniejsze. Nie brak też koalicji,
które skupiają mniejsze miasta. Tworzone są fankluby większych
drużyn (jak Górnika Zabrze w Knurowie i Czerwionce-Leszczynach,
czy Lecha Poznań w Jarocinie i Ostrowie Wlkp.). Gdy szalikowcy
różnych klubów sympatyzują ze sobą, ale nie przyjaźnią, mówi
się o "układzie" (np. Lech Poznań - KSZO Ostrowiec
Świętokrzyski; bo do wielkiej triady: Lecha-Arki-Cracovii,
KSZO się nie zalicza). Im niższy piłkarsko poziom zajmuje
drużyna, tym mniej prawdopodobne są bójki na terenie miasta.
Bo w IV lidze jest raczej spokojnie.
Przynależność do klubu manifestowana jest noszeniem m.in.
szalika w barwach drużyny. Jego utrata to dyshonor, dlatego
należy go strzec, jak oka w głowie. Po kradzieży przez przeciwnika
("skrojeniu") jest wieszany na ogrodzeniu boiska,
gdzie zbiera się najwierniejsza, ale i najniebezpieczniejsza
dla otoczenia grupa kiboli. Kiedy klubowych szalików jest
więcej lub uda się odebrać obce flagi (im większa i starsza,
tym lepiej), następuje palenie trofeów. Wcześniej wszystko
wiesza się górą do dołu; to oznaka pogardy dla drugiej strony
(kiedy kilka miesięcy temu, w Utrechcie, zrobili to chuligani
Legii, Holendrzy oszaleli z wściekłości - w efekcie mecz przerwano
z powodu awantur).
Albert Jawłowski z Ośrodka Badań Młodzieży Instytutu Stosowanych
Nauk Społecznych UW w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej"
nakreślił portret polskich chuliganów. Oprócz nich na mecze
chodzą - jego zdaniem - "piknikowcy" (większość
na stadionie) oraz "ultrasi" (dbają o atmosferę
boiskową - race, pelerynki, kartony, konfetti). Chuligani
mają swój kodeks stosowany m.in. podczas "ustawek"
- unika się bójek z użyciem narzędzi i ciężkiego obuwia. Obecnie
Śląskowi Wrocław zarzuca się jego złamanie - gdynianin został
zasztyletowany. Nie zmienia to faktu, że - to upiorna prawda
- Wrocław dzięki śmierci szalikowca Arki Gdynia, stał się
mocniejszy w "lidze" chuliganów. Od dawna dominuje
w niej wielkopolski Lech, co powodem do dumy jednak nie jest.
Jednym z powodów tego stanu rzeczy jest atmosfera wytworzona
wokół Lecha Poznań. Oprócz rzeszy kibiców, klub przyciąga
też "kiboli". Na co dzień to zwyczajni ludzie -
studenci, uczniowie, pracownicy firm i poznańskich zakładów.
Na kilka godzin przed meczem przeistaczają się w karne oddziały.
Mają strukturę niby-wojskową: są wodzowie, niżej od nich kwatermistrzowie,
a na samym dole hierarchii żołnierze. Kwatermistrzowie działają
na zapleczu. Są skarbnikami, pilnują rezerw budżetowych. Troszczą
się o sprzęt bojowy dla żołnierzy. Niektóre grupy mają jeszcze
zwiadowców - ci są odpowiedzialni za bank informacji o przeciwniku.
Niedawno podczas podróży pociągiem z Poznania byłem świadkiem
rozmowy "kwatermistrza" Lecha. Dwumetrowy, wygolony
na łyso i potężnie zbudowany konduktor w przedziale służbowym
przez komórkę zbierał znajomych ("ekipę"), by wspomóc
"Areczkę", jak pieszczotliwie mówi się w Poznaniu
o klubie z Gdyni.
- Chuligaństwo to namiastka wojny. Może po prostu ludzie
jej potrzebują - mówią socjologowie. - Sport jednoczy szalikowców,
bo jest w nim element walki. Tylko że w sporcie nikt nikogo
nie zabija, a walczy się dla idei, medali, czasem dla pieniędzy.
Miłość do klubu piłkarskiego zamienia się często w nienawiść
do zwolenników innego klubu. W rezultacie, kiedy na boisku
zawodnicy walczą o punkty, obok stadionu rozgrywa się walka
o... No właśnie, o co? Honor? Prestiż? W tumulcie ulicznych
bójek te słowa tracą swe znaczenie.
Polsko-polsko wojna pod klubowymi flagami trwa. Ile jeszcze
ofiar pochłonie?
|