Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



UBEZPIECZENIE NA WIECZNOŚĆ

Lucjan Bilski



 


"Nie wierzy w Boga. Nie znosi księży, nie uznaje Watykanu i chyba samego papieża. Jest komunistą i zagorzałym wrogiem burżuazji. Kocha się w prowokacji i lubi kąsać. Na co dzień kręci filmy." Tak mogłaby wyglądać skrócona sylwetka włoskiego reżysera Marco Bellocchio. Tak napisałby ją pewnie on sam. Byłby jednak narcyzem, gdyby podjął się oceny swoich filmów. Nie wątpię, że nie szczędziłby wówczas pochwał. A może się mylę, może to skromny człowiek, który po prostu krytykuje społeczeństwo...
W jego ostatnim filmie, "Czas religii", dostaje się katolikom. A właściwie oportunistom, którzy węsząc dobry interes, dają się ochrzcić. Pretekstem jest rozpoczęty proces beatyfikacyjny kobiety, którą zaszlachtował obłąkany syn. Fakt, że do obłędu doprowadziła go przesadna pobożność matki, zdaje się na nikim nie robić wrażenia. Liczy się to, że w rodzinie będzie osoba błogosławiona (w filmie wszyscy mówią: święta), a to oznacza splendor, a potem także zyski. Dla nich krewni są gotowi przyjąć wiarę, ulec władczemu kardynałowi i na kolanach pójść do papieża.

W samym środku tego zamętu kręci się jeden z braci matkobójcy, utalentowany malarz. Mierzi go obłuda krewnych, którzy na gwałt chcą go nawrócić. Zatwardziały ateista okazuje się - o, ironio - jedynym sprawiedliwym, który jest zmuszony mocno bronić swej niewiary. Jest jednak w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Z żoną żyje w separacji, a jego mały syn właśnie odkrywa swoją religijną tożsamość. Starcie malarza z resztą rodziny może się więc okazać walką o duszę chłopca. Przy czym, wbrew pozorom, to nie ci, co niosą sztandar Boga, są po stronie Dobra.
Część krytyków i recenzentów chwaliła Marco Bellocchio za "Czas religii". Inni powybrzydzali, jeszcze inni (tych było niewielu) zmieszali go z błotem. Spodziewano się pikiet pod kinami, protestów i oskarżeń o bluźnierstwo. Do niczego takiego nie doszło, bo i nie ma ku temu powodu. To po prostu jeszcze jeden film o zachowawczym społeczeństwie, które jest nastawione na konsumpcję, a w wierze szuka tylko "ubezpieczenia na wieczność". Reżyser obnaża bezsens rodzinnych i społecznych rytuałów. Wprawdzie stara się przy tym zbudować specyficzny klimat niepokoju, ale sprowadza się to tylko do spotkań bohatera z dziwnymi postaciami, wziętymi jakby z innych bajek. Widz trochę się w tym może pogubić, Bellocchio to jednak nie Kieślowski.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone