Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TELEWIZJA KŁAMIE

Olgierd Jarosz



 


Były już próby lansowania na ekranie "gwiazd" różnych reality shows. Pozwolicie, że pominę je milczeniem. "Show" to zupełnie inny film. Jego reżyser, Maciej Ślesicki, obnaża wszystkie prymitywne cechy uczestników, producentów oraz widzów takich programów. Poczynając od motywacji przyszłych "idoli", poprzez pazerność szefa stacji telewizyjnej, skończywszy na manii podglądania i wścibstwie szarych (dosłownie!) obywateli.
Głównego bohatera gra Cezary Pazura. Ponieważ "Show" reklamowano jako komedię, a Pazura to ulubiony aktor Ślesickiego, bałem się, że obaj panowie zaserwują mi niewybredny humor rodem z "13 posterunku". Na szczęście jest inaczej. Pazura się nie wygłupia, gra dobrze. Zaryzykuję stwierdzenie, że wreszcie dostał rolę wprost wymarzoną dla siebie. To jego najlepsza rola w ciągu ostatnich dziesięciu lat.

Uczestnicy telewizyjnego show są zamknięci w domu na wyspie. To sytuacja, w której aż się prosi, żeby zaczęły się dziać dziwne rzeczy. I rzeczywiście, długo nie trzeba czekać. Nagle umiera jedna z uczestniczek. Wprawdzie widzowie przed telewizorami szybko dowiadują się, że to mistyfikacja i prowokacja, ale uczestnicy show tego nie wiedzą. Kiedy jednak wkrótce potem ginie druga osoba, komedia niespodziewanie przeradza się w thriller.
Ślesicki wydaje się z lubością celebrować budowanie suspensu. Ale przy okazji pozwala sobie na celną i przenikliwą obserwację. Mały chłopiec, który razem z rodzicami ogląda show, pyta: co to jest prawda? Matka tłumaczy mu, że prawda to jest to, co widać. Ale przecież chłopiec widział w telewizji panią, która umarła, a potem znów była żywa. No więc, co to jest prawda? Czy cokolwiek z tego, co pokazuje telewizja, jest prawdziwe?

Genialny jest chwyt, jakiego reżyser użył na samym końcu. Kiedy oglądamy ostatnie ujęcie, u dołu ekranu pojawia się tzw. time code, czyli po prostu licznik. Dokładnie w momencie, kiedy upływają równe dwie godziny, film się kończy. To takie przypomnienie, że historia, którą obejrzeliśmy, to też ekranowa fikcja, i niekoniecznie musimy ją kupić.
Maciej Ślesicki zrehabilitował się w moich oczach. Po miałkiej "Sarze" i odrobinę naciąganym "Tacie", a zwłaszcza po telewizyjnym nieporozumieniu pod tytułem "13 posterunek", wreszcie pokazał, że zasłużył na miano sprawnego rzemieślnika. Dlaczego rzemieślnika, a nie artysty? Bo Ślesicki programowo nie kręci dzieł sztuki, tylko filmy rozrywkowe. W tej dziedzinie jest niezły.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone