Międzynarodową karierę robi hasło "polityczna poprawność"
oraz jej rodzimy odpowiednik: "sprawiedliwość społeczna".
Hasła na tyle nośne, że już niejednego wyniosły na wyżyny,
a co niektórych nawet wywiozły. Na taczkach. Czym się różni
sprawiedliwość od sprawiedliwości społecznej? Ano, zastanówmy
się.
Jako przykład niech posłużą nam feministki i odwieczny konflikt
pomiędzy płcią mądrą i piękną. Włączając telewizor w dowolnym
momencie swego życia, usłyszymy bliższe lub dalsze echa tych
zmagań. Na przykład dyskusję mądrych pań o bezrobociu, które
ponoć ma kobiecą twarz, o szowinistycznych facetach w polityce
(w parlamencie nie ma ani jednej posłanki PSL!), albo o kierowniczych
stanowiskach, które masowo obejmują mężczyźni, a jak już jedno
oddadzą kobiecie, to z trzydziestoprocentową różnicą w wypłacie,
oczywiście na niekorzyść Gładkolicej. Krótko mówiąc: skandal!
Konieczna jest natychmiastowa interwencja międzynarodowych
sił, najlepiej mocno antyglobalistycznych.
Siły umiarkowane Kobiecego Korpusu Wyrównywania Szans mówią,
że wystarczy powołanie kilku rzeczników, na przykład do spraw
kobiet i przemocy w rodzinie. W zasadzie idea nie wygląda
źle i można by powiedzieć, że jest słuszna. Metoda ta ma jednak
pewną wadę. Wiadomo, że kobiety, poza dużo większym poczuciem
sprawiedliwości, trochę łatwiej ulegają pokusom. A pokusa
powołania kolejnych rzeczników jest przeogromna. I jak grzyby
po deszczu zaczynają wyrastać kolejni reprezentanci pokrzywdzonych
Polek: rzecznik do spraw kobiet czarnoskórych, rzecznik do
spraw kobiet o wyznaniu mojżeszowym, rzecznik do spraw kobiet
pozbawionych orientacji, rzecznik do spraw przemocy w rodzinach
wielodzietnych, rzecznik do spraw przemocy w rodzinach górniczych
itp., itd.
Cały ten zgiełk bierze się z przekonania, że ludzie są sobie
równi, że wszyscy są tacy sami, a jeśli nie są, to tylko z
winy zaniedbań wcześniejszych pokoleń. Wspomina się tu też
coś o trwającej tysiąclecia męskiej dominacji i kobiecej niedoli.
Co prawda pierwszy z brzegu rolnik spod ostrołęckiej wsi może
przez kilka godzin wyliczać dość istotne różnice pomiędzy
nim a babą, ale w tym sporze pod uwagę bierze się raczej zdanie
miastowych. Niestety.
A ludzie równi nie są. Czy tego chcemy, czy nie, w koszykówce
wygrywają Murzyni, przepraszam - Afroamerykanie. Francuzi
jedzą żaby, homoseksualiści, przepraszam - geje, nadal nie
rodzą dzieci, a średni wzrost wśród Pigmejów jakoś nie osiągnął
europejskich standardów. Po bożym świecie ciągle chodzi więcej
szwaczek niż szwaczy, a prawdopodobieństwo, że w sobotę na
działce macha łopatą kobita, a nie jej zestresowany mąż, też
nie jest za duże. No, a w szachy nadal wygrywają mężczyźni
i nie zmienią tego żadne ustawy. Choć w tym przypadku mogę
się mylić.
|