Opowiem wam bajkę, jak kot palił fajkę. No dobra, żartowałam.
Zaraz przybiegliby różni tacy "wegetarianie i kociarze"
(jak pisał poeta) i spuściliby mi manto. Bajka będzie więc
o kimś innym, kto zresztą nie pali ani fajki ani papierosów.
Bo to w ogóle święty człowiek. Oho, teraz mnie ukamienują
ortodoksi. Może lepiej daruję sobie idee i metafory, i przejdę
do suchych faktów. One w końcu obronią się same.
Urodził się w bardzo muzykalnej rodzinie. Zaczął śpiewać,
kiedy jeszcze był bardzo mały. I tak mu zostało. Nawet wtedy,
kiedy jako gorliwy chrześcijanin zaczął naukę w Biblijnym
Instytucie. Wspólne śpiewy, uwielbianie Pana, i tak dalej.
Wkrótce zjawił się wysłannik wydawnictwa płytowego Reunion
Records i... dalej poszło jak z płatka.
No to pora wyjawić wreszcie, kto zacz. Gość nazywa się Matt
Brouwer. Pochodzi z Kanady, ale się przeprowadził do Houston
w USA. Marzył mu się lot w kosmos? Nie, dostał posadę w tamtejszym
kościele. Jest - jak to sie fachowo nazywa - liderem uwielbienia.
Niewtajemniczonym wyjaśniam, że chodzi o zagrzewanie wiernych
do wspólnych śpiewów i modlitwy. Matt skacze więc po scenie,
krzyczy i nawołuje, a lud intonuje zbożną pieśń.
W świątyni więc Matt śpiewa dla idei, a płyty nagrywa dla
kasy. No i OK. Jego najnowszy album nosi tytuł "Immagerical".
Słowa i muzykę Matt napisał sobie sam. Piosenki ma całkiem
skoczne .
Oto przykład, że można śpiewać o Bogu radośnie i gorąco.
P.S.
W zeszłym roku Matt był w Polsce, podobno bardzo mu się podobało.
|