Jest gorąco. Zdecydowanie za gorąco. Upał nie sprzyja myśleniu.
Za to jest dobrą pożywką dla dezorientacji, frustracji i agresji.
Ludzie zaczynają skakać sobie do gardeł, albo wyżywają się
na innych werbalnie. Ale to tylko wymówka. Nie da się zwalić
na upał odpowiedzialności za tkwiące w nas paskudne cechy.
Po prostu tacy jesteśmy. Odrażający, brudni, źli.
W filmie "Upały" Ulricha Seidla oglądamy
sześć historii. Wszystkie rozgrywają się w bardzo upalne dni
gdzieś na przedmieściach Wiednia. Mamy tu psychopatę, który
maltretuje swoją dziewczynę, bo oglądają się za nią inni faceci.
Jest stary wdowiec, który wykłóca się w sklepie o parę fenigów,
chociaż na niczym mu nie zbywa. Jest nauczycielka śpiewu,
poniżana przez kochanka. Jest też para eks-małżonków, skłócona
po śmierci ich córeczki. Mamy wreszcie sprzedawcę systemów
alarmowych, w podły sposób odreagowującego swoje niepowodzenia
zawodowe. W każdej z tych historii ktoś cierpi, dlatego zadaje
ból komuś innemu. Nie przynosi to wcale ulgi, więc dręczy
go nadal. Zbrodnia wisi na włosku, i to bardzo cienkim.
Skąd się to wszystko bierze? Z samotności? Z głupoty? Anarchiści
powiedzą, że z dobrobytu (i nie będą bez racji). Część odpowiedzialności
spada na media. Dobitnie pokazują to sceny z szurniętą kobieciną,
która co chwilę prosi kogoś o podwiezienie. Dokąd? Do najbliższego
hipermarketu. Przygodnych znajomych zadręcza idiotycznymi
rankingami np. najchętniej kupowanych kosmetyków, albo najczęściej
stosowanych pozycji seksualnych. Kłaniają się kolorowe czasopisma,
które specjalizują się w takich wyliczankach. Wariatka śpiewa
też piosenki z reklam (niech mi nikt nie mówi, że telewizja
nie ogłupia!) i zadaje wścibskie pytania (zupełnie jak paparazzi).
Społeczeństwo austriackie należy do najbogatszych na świecie.
Może osiągnęło już jakąś masę krytyczną, powyżej której zaczyna
się dezintegracja - najpierw jednostek, potem ogółu. Czy można
jeszcze coś uratować? Reżyser daje nam cień nadziei. Niektóre
z historii kończą się tak, jakby ich bohaterom obiecano szansę
na wyjście z tego bagna. Czy będą umieli ją wykorzystać -
nie wiadomo.
"Upały" to nie jest film, który ogląda się przyjemnie.
Wręcz przeciwnie, króluje to odpychająca brzydota. Tak jakby
Ulrich Seidl chciał nam powiedzieć: "zobaczcie, też będziecie
tak wyglądać, ale wcale nie musicie się tak zachowywać".
|