Pierwszym filmem Luca Bessona jaki zobaczyłem była "Nikita".
Ten film jest dla mnie jednym z najlepszych jakie widziałem.
Następne produkcje były również znakomite. "Leon zawodowiec",
"Piąty element", "Joanna D'Arc" - palce
lizać! Z ciekawości obejrzałem nawet "Wielki błękit"
- w końcu to film "kultowy" - dla mnie nudy na pudy,
ale niech będzie. Pierwszy raz trochę się zmieszałem, gdy
zobaczyłem "Taxi". Kompletnie się załamałem - czego
dałem wyraz w "Sprawie" - gdy obejrzałem "Pocałunek
smoka". Do tej pory jeśli przy jakimś filmie pojawiało
się nazwisko Besson, było dla mnie oczywiste, że obowiązkowo
trzeba ten film zobaczyć. "Pocałunek smoka" to przekonanie
zniszczył. Mam jednak słabość do tego gościa. A niech tam!
Postanowiłem pójść na "Transportera". I co?
Wtopa!
To już nie ten Besson. Zero klimatu, zero humoru, zero jakiejkolwiek
refleksji, wzruszenia, tylko sieczka. OK, lubię sieczkę, ale
nawet z sieczki można zrobić arcydzieło (vide "Leon zawodowiec").
Frank Martin zadarł z okrutną mafią. Ta chce go wykończyć,
a on chce tylko przeżyć. Towarzyszy mu urodziwa Chinka. No
i mamy rozpierduchę bez żadnego powodu, uzasadnienia, jakiejkolwiek
logiki. Akcja polega na tym, że bohaterowie przenoszą się
z miejsca na miejsce i co chwilę są przez kogoś napadani.
Tragedia! Ten scenariusz wyszedł spod pióra Luca Bessona!!!
Kompletna katastrofa. Nie rozumiem, co się stało temu facetowi.
Niektóre teksty w "Transporterze" były tak debilne,
że nie wiedziałem gdzie mam się schować. Pod tym względem
Besson zrównał się z twórcami brazylijskich seriali.
Teraz spróbuję napisać coś pozytywnego. "Pozytywizm".
No dobra, będę poważny... Po pierwsze: Jason Statham grający
Franka Martina. Kurczę, facet ma coś w sobie. Jest wprawdzie
kolejnym mięśniakiem, ale jego gęba przyciąga. To drugi film
po rewelacyjnym "Przekręcie", w którym można Stathama
u nas zobaczyć - i czekam na następny. Po drugie: wspomniana
sieczka. Miło się patrzy na te wszystkie wybuchy, strzelaniny,
pościgi samochodowe. Bójki już nie. Przypominają to, co robi
Jackie Chan. Tylko, że Chan żartuje sam z siebie, więc można
patrzeć i się bawić. W "Transporterze" cyrkowe akrobacje
pokazane są w konwencji "na serio". W sumie efekt
jest więc troszkę żenujący. Nawet znalezienie pozytywnych
cech mi nie wychodzi. Bo to film do bani jest!!!
Teraz mam dylemat. Czy za parę tygodni pójść na "Huberta
zawodowca"?
|