Jakiś czas temu oglądałem sobie "Wiadomości" w
TVP SA. Jeden z newsów zaczął się tak: "dobre wieści
z Brukseli", i dalej coś o postępie w negocjacjach z
Unią Europejską. Dobre wieści? Dobre dla kogo? Dla 40% przeciwników
wejścia Polski do Unii Europejskiej? Chyba nie. Ten przykład
najlepiej obnaża mentalną presję wywieraną od wielu miesięcy
na Polaków. Nie ma dyskusji: czy wejść do Unii, czy nie. Jaśnie
oświecone media wiedzą, że trzeba wejść, i nawet nie próbują
wyjaśnić dlaczego. Intelektualny szantaż polega na tym, że
jeśli ktoś jest eurosceptykiem, to natychmiast kojarzony jest
z ciemnotą z Samoobrony, albo z LPR.
Ja nie należę do sympatyków Leppera i Wrzodaka albo Giertycha.
Ale wkurza mnie, gdy ktoś próbuje wcisnąć mi coś za wszelką
cenę. Czuję się zaszczuty. Gdy ktoś mówi mi, że ma być tak,
a nie inaczej - dlatego tylko, bo tak ma być - bierze mnie
cholera! Nie mam się zastanawiać, ani zadawać pytań, nie wolno
mi mieć wątpliwości. To intelektualny terror.
Niektórym nieźle już odbiło. Na koncercie pewnej orkiestry
dętej usłyszałem, że ambicją muzyków z tego zaspołu jest przygotowanie
orkiestry do integracji z Unią. To nie był kabaret! Prelegent
mówił to na serio!
Negocjacje zamknięte. Jak zwykle największym problemem były
pieniądze, kwoty mleczne i jakieś inne bzdury. Rozumiem, że
nasi negocjatorzy walczyli jak lwy o każdy grosz. Zastanawia
mnie tylko, dlaczego pieniądze, o które walczyli, dotyczą
dopłat dla rolników? Dlaczego grupą uprzywilejowaną po wejściu
Polski do UE mają być tylko chłopi? Dlaczego nie ma dopłat
dla naukowców, motorniczych, filharmoników i aktorów? Zgodnie
z logiką naszych negocjatorów, motorniczy w tramwaju w Gorzowie
powinien za każdy przejechany kilometr mieć tyle samo co jego
kolega w Berlinie. Jakimś cudem zapomniano jednak o innych
grupach zawodowych. Robi się święte krowy z zacofanych rolników
- tylko dlatego, że mogą dać ileś tam poparcia w wyborach.
Po jaką cholerę istnieje coś takiego jak "wspólna polityka
rolna"? Dlaczego nie istnieje "wspólna politylka
produkcji filmów", albo "wspólna polityka kształcenia
studentów", albo chociażby "wspólna polityka sprzątania
ulic"? Czym się różni rolnik od motorniczego? Czy to
nie jest sprzeczne z konstytucyjną zasadą równości wobec prawa?
Czy ja aby nie jestem dyskryminowany?
Są jeszcze enklawy zdrowego rozsądku na świecie. Kilka lat
temu przy ogólnym lamencie Nowa Zelandia zrezygnowała z wszelkich
dopłat do rolnictwa. Dzisiaj Nowa Zelandia jest prężnym eksporterem
produktów rolniczych. Nowozelandzkie owoce można kupić na
straganie w najgłębszej polskiej dziurze. Gdyby jednak nadal
były tam dopłaty do rolnictwa, to ja zapewne owoce kiwi znałbym
tylko z encyklopedii.
W Polsce za Unią najgoręcej opowiadają się ci, co mają realne
szanse na objęcie lukratywnych posadek w tamtejszej biurokracji.
Będą się potem zajmować obliczaniem kąta krzywizny bananów,
będą nakładać kary na producentów papierosów i jednocześnie
wspierać finansowo plantatorów tytoniu. Strasznie Potrzebne
Urzędasy Kochanej Unii wbiją się w swoje fotele zębami i będą
dowodzić swojej użyteczności, pobierając pieniądze z mojej
kieszeni. Będą przesuwać pieniędze z jednej kupki na drugą,
i z powrotem. Oczywiście za każdym razem będą te kwoty troszeczkę
umniejszać. Tak się właśnie będą utrzymywać.
Nachalną propagandę "europejską" prowadzą ci sami
ludzie, którzy wcześniej tkwili w objęciach Moskwy. Zresztą
proponuję eksperyment: w wiadomościach proszę zmienić słówko
"Bruksela" na słówko "Moskwa", a nazwisko
"Verheugen" na "Breżniew". Pozostałych
słow kluczowych - np. "Miller", albo "Oleksy"
(szef Komisji Europejskiej w polskim Sejmie!) - nie trzeba
zmieniać. Efekt szokująco znajomy.
W przyszłym roku czeka nas referendum unijne. Nikt mnie nie
traktuje poważnie. Nie wiem, jak głosować - nie chcę ulec
propagandzie, nie chcę też robić czegoś tylko z przekory.
Żeby referendum było ważne, musi w nim uczestniczyć ponad
połowa uprawnionych do głosowania. Ja do głosowania nie pójdę.
Nie pozwolę sobą manipulować i chcę mieć czyste sumienie.
|