Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Tomasz Bagiński, niedoszły
architekt i wirtuoz komputerowej grafiki, szukał dobrego scenariusza,
który chciał przerobić na jeszcze lepszy film. Film wyprodukowany
w domu, we wnętrzu i na monitorze zwykłego peceta. Komputery
lubią tematy nieziemskie, więc Bagiński sięgnął po fantastykę.
A ściślej po "Nową Fantastykę". Za pośrednictwem
tego czasopisma skontaktował się z Jackiem Dukajem, jednym
z najlepszych współczesnych fantastów polskich. Wspólna burza
mózgów i twórczy ferment zrodziły "Katedrę".
Nie liczcie na to, że opowiem wam treść filmu. Ani mi się
śni! Szczęściarze, którzy już widzieli "Katedrę",
sami wiedzą, że słowa bez obrazu nie będą miały sensu. Napomknę
więc tylko: jest kosmonauta, jest obcy świat, jest tajemnica.
I jest Katedra.
Technicznie jest w zasadzie bez zarzutu. Bagińskiego chcę
i muszę skomplementować. Okazało się bowiem, że można zrobić
film na wysokim poziomie (twórczym i realizacyjnym) w warunkach
- powiedzmy sobie szczerze - chałupniczych. Autor dziergał
scenę po scenie w przerwach między różnymi zadaniami zleconymi.
Film pokazywano między innymi podczas ostatniego Warszawskiego
Festiwalu Filmowego. W niektórych kinach poprzedza też projekcje
innych obrazów. Szkoda, że nie wszedł do szerszej dystrybucji.
"Katedra" zawędrowała za to na targi Siggraph -
do mekki wszystkich grafików komputerowych. I co? I sukces!
Bagiński zgarnął nagrodę w kategorii "Najlpeszy krótkometrażowy
film animowany". Brawo! A może by tak Oscara?
|