Jest taki kawał o pijanym facecie, który wsiada do taksówki.
Taksówkarz pyta: "Dokąd?", a facet na to: "Ale
o sso choziii?". "No, dokąd jedziemy?" - "Ale
o sso choziii?" - "Panie, jestem kierowcą i mam
prawo wiedzieć, dokąd pojedziemy!" - "A jja jestem
klientem, i mam prawo wiedzieć, o sso choziii!". Ten
dowcip przypomniał mi się, kiedy wychodziłem z kina po obejrzeniu
"Nieba" Toma Tykwera. Wręcz chciało mi się
zawołać: "jestem widzem, i mam prawo wiedzieć, o co chodzi!".
Niestety, byłoby to wołanie na puszczy. Nie sądzę, by ktokolwiek
mógł mi pomóc.
"Niebo" to film nakręcony według scenariusza Krzysztofa
Kieślowskiego i Krzysztofa Piesiewicza. Ten duet stworzył
wiele interesujących historii, że wspomnę tylko trylogię "Trzy
kolory". Potrzeba było jednak obu ich umysłów, by powstały
dzieła znaczące. Kieślowski, jak wiadomo, nie nakręci już
żadnego filmu. Duet pozostawił jednak kilka niezrealizowanych
projektów. Teraz zabierają się za nie młodzi reżyserzy, którym
wydaje się, że wystarczy kilka zbliżeń, muzyka w klimacie
Preisnera, brązowy filtr na kamerę... i zdobędą pieniądze,
kobiety i sławę.
Niebo nie jest miejscem dla każdego, idą tam tylko wybrani.
Czy pójdzie do nieba Tom Tykwer? Za to, co zrobił ze scenariuszem
Kieślowskiego i Piesiewicza, powinien się po śmierci błąkać
po ziemi i szukać okazji do pokuty. W "Niebie" próbuje
nam opowiedzieć historię dziewczyny, która podkłada bombę
w biurze handlarza narkotyków, ale wskutek wybuchu giną cztery
niewinne osoby. Policja bierze ją za terrorystkę, a pewien
świeżo upieczony karabinier pomaga jej uciec. Uciec, ale dokąd?
- chciałoby się zacytować tytuł innego filmu. Dziewczyna deklaruje,
że chętnie poniesie karę za swój czyn, ale jakoś tego nie
widzimy. W ogóle ta historia sprawia wrażenie, jakby urywała
się w połowie. Jakby Tykwar zmęczył się albo zniechęcił do
dalszego ciągu. Zmęczona twarz Kate Blanchett i wystraszone
oczy Giovanniego Ribisi też niczego nie wnoszą.
Po co robić film, z którego nic nie wynika? W "Niebie"
nikt nie stawia ważnych pytań, a akcja toczy się sama dla
siebie. Wieszając psy na reżyserze, niczego oczywiście nie
dowiodę. Tom Tykwer nie jest złym filmowcem, tylko dokonał
niewłaściwego wyboru. W końcu mogło być i tak, że to scenariusz
dwóch panów K. był do niczego. Tak czy inaczej, ja tej historii
nie kupuję.
|