Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ROK PÓŹNIEJ

Sergiusz Zadorski




Świat zmienił się po 11 września 2001 roku. Tak mówią wszyscy. Jedno się jednak nie zmieniło nic a nic. Ameryka wciąż popełnia błędy, które doprowadziły do ataków terrorystycznych. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że niemal z premedytacją prowokuje kolejne zamachy. Czyni to w dodatku w imię walki z terrorystami. Oczywiście, skoro jest to "walka", to z zasady przewidziane są działania obu stron. Z tej perspektywy fakt, że Osama nie uderzył ponownie przez cały rok świadczy o tym, że jego siatka jest słaba, a on sam jest (był?) postacią względnie marginalną. Jest personifikacją zła, dokonaną na użytek akcji propagandowej, mającej podnieść na duchu ugodzone społeczeństwo amerykańskie.

Minął rok, a na celownikach pojawiła się już zupełnie inna osoba. Saddam Husajn to satrapa, który w pełni zasługuje na los szykowany mu przez Busha i Blaira. Co więcej, żałosne i asekuranckie reakcje innych przywódców państwowych wzbudzają wprost podejrzenia, że ich postawa to rodzaj transakcji: "my damy tobie spokój, a ty nam". Liczą, że terroryści ominą ich kraje szerokim łukiem. Bardzo słusznie jeden z publicystów zauważył, że jest to ta sama postawa jaką prezentował wobec Hitlera premier Chamberlain. Oczywiście, gdyby terroryści rozwalili wieżę Eiffla, reakcja byłaby inna. To obrzydliwy przykład tchórzostwa i egoizmu.
Spór o to, czy atakować Irak, nie stanowi jednak istoty problemu. Problemem są argumenty, jakie podnosi Bush. Atakować tego prowincjonalnego satrapę dlatego, że buduje broń jądrową? To jeden z największych kitów ostatnich miesięcy. Przecież od wielu miesięcy broń jądrową ma Pakistan! Co więcej, Pakistan przez całe lata wprost i bezpośrednio finansował talibów w Afganistanie! Nagle ustała dyskusja na temat żałosnego generała kierującego tym krajem, generała który władzę przejął w drodze zamachu stanu, który nie potrafi sobie poradzić z własnymi służbami specjalnymi udzielającymi schronienia niedobitkom talibów z Afganistanu. Dlaczego nie mówi się o tym, że ten człowiek nie pozwala działać w Pakistanie amerykańskiej armii, dając w ten sposób schronienie talibom? Nagle ucięta została dyskusja o wpływie islamskich radykałów na wojsko pakistańskie i groźbie przejęcia kontroli nad głowicami atomowymi przez ludzi pokroju Osamy. Dlaczego Stany Zjednoczone nie atakują Pakistanu??? Odpowiedź jest bardzo prosta. Pakistańskie rakiety nie dolecą do Izraela.

Parę miesięcy temu tygodnik Forum opublikował rysunek satyryczny. Było na nim dwóch Arabów. Pod każdym podpis "islamski fundamentalista, wpierający terrorystów". Nad jednym był jednak napis "wróg Ameryki", a nad drugim "przyjaciel Ameryki". Obie postacie różniły się tylko jednym detalem. Za drugim Arabem stała beczka z ropą. Arabia Saudyjska jest krajem, który szerokim strumieniem zasilał konta Osamy ben Ladena. To państwo jest zaprzeczeniem wszystkich wartości, jakie reprezentują Stany Zjednoczone. Ten kraj nie tyle stanowi zagrożenie, co raczej to zagrożenie już spełnił 11 września 2001 roku. Czy ktoś mówi o atakowaniu Arabii Saudyjskiej?
Trudno zrozumieć intencje Ameryki. Wygląda na to, że mamy za mało informacji, by właściwie ocenić działania. Bardziej prawdopodobne jest jednak to, że Ameryka wciąż działa według zasady "dziel i rządź". Na ołtarzu niejasnej sprawy walki z Saddamem poświęciła właśnie Gruzję. Nieprzerwanie udowadnia, że kieruje się raczej względami merkantylnymi niż deklarowaną walką o czyjąkolwiek wolność. Na dodatek widać wprost, że kluczowe decyzje zapadają nie w Waszyngtonie, lecz w Jerozolimie. Tak długo, jak kolejnym prezydentom Stanów Zjednoczonych zabraknie sił do tego, by przeciwstawić się lobby żydowskiemu, tak długo burzone będą amerykańskie ambasady i wieżowce, palestyńskie domy i slumsy, ginąć będą niewinni Amerykanie, niewinni Palestyńczycy i wreszcie Bogu ducha winni Żydzi na ulicach izraelskich miast.

 

 
Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone