W krajach cywilizowanych próba jakiejkolwiek ingerencji państwa
w życie obywatela budzi gorący sprzeciw. Polakom nie zawsze
łatwo to zrozumieć. Na przykład niedawno burzę wywołała propozycja,
by w Wielkiej Brytanii wprowadzić dowody osobiste (nie ma
ich tam od czasu zakończenia II wojny światowej). Pomysł na
razie upadł. Ale oto doszły nas podobne w tonie wieści z Japonii.
Wymyślono tam, że każdy obywatel dostanie 11-cyfrowy numer
identyfikacyjny. Dla nas to właściwie nic nowego, PESEL ma
każdy od pierwszych chwil po urodzeniu. Ale w Japonii zaraz
pojawili się przeciwnicy tego programu. Protestują, bo obawiają
się, że skomputeryzowany system będzie prowadził do naruszania
prywatności i narazi ludzi na ataki hackerów. A o co w ogóle
chodzi? Otóż każdy Japończyk dostanie własny, 11-cyfrowy numer
identyfikacyjny, pod którym do specjalnej sieci komputerowej
(tzw. "Juki Net") zostaną wprowadzone jego dane
osobowe: imię, nazwisko, adres, data urodzenia, itd. Powstała
w ten sposób sieć ma połączyć wszystkie biura meldunkowe w
Japonii i będzie dostępna dla uprawnionych organów władzy
na wszystkich szczeblach.
Grupa naukowców i działaczy złożyła już w ministerstwie spraw
wewnętrznych żądanie, aby rząd wstrzymał ten program. "Nie
chcemy nadzoru!" - krzyczeli protestujący przed ministerstwem.
Obrońcy praw obywatelskich obawiają się, że zebrane przez
państwo w sieci komputerowej informacje o wszystkich obywatelach
mogą trafić w niepowołane ręce. W kilku miejscowościach burmistrzowie,
pod presją lokalnych społeczności, żądają gwarancji - czyli
uchwalenia ostrzejszych przepisów o ochronie danych osobowych,
zanim system zacznie funkcjonować. Z badań opinii społecznej
wynika, że sieć "Juki Net" niepokoi większość Japończyków.
Przeciwnicy obawiają się, że system rejestracji daje władzom
narzędzie nękania i uciszania ludzi nastawianych wobec nich
krytycznie. Podejrzewają też, że dane przechowywane w różnych
miejscach staną się łatwe do wykradzenia przez hackerów, a
ci mogą posłużyć się nimi w niecnych celach.
Tak naprawdę chodziło o cos zupełnie innego. System rejestracji
mieszkańców miał w założeniu ograniczyć biurokrację, tak by
nie były już potrzebne różne procedury do otrzymania dokumentów
wymaganych w sprawach urzędowych, np. takich jak uzyskanie
przez bezrobotnych zasiłku. Społeczeństwo japońskie jest jednak
czujne. W końcu duch Orwella krąży po świecie.
|