Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



LIZANIE MIASTA czyli BARCELONA W TRZY DNI

Olaf Ważyński



 

 

 

 


Są miasta, których nie da się zwiedzić w dwa, trzy dni. I to nie tylko dlatego, że są ogromne. Niektóre faktycznie mogą się pochwalić sporymi rozmiarami, ale na tym kończą sie ich powody do dumy. Ale przecież nie o to chodzi. Mam tu na myśli miasta zdobne zabytkami, tętniące barwnym życiem. Miasta, które się kocha. Albo przynajmniej szanuje.

Awangardowy klejnot

Katalonia to piękny kraj. Celowo piszę "kraj", a nie "kraina". Katalończykom wprawdzie daleko do separatystycznych zapędów Basków, ale poczucie odrębności narodowej jest u nich silne. Język kataloński słyszy się tu tak samo często, jak hiszpański (Katalończycy mówią z lekką drwiną i nie bez racji: kastylijski). No więc, Katalonia to piękny kraj. Nawet gdyby odebrano jej cały urok śródziemnomorskiego wybrzeża, do którego turyści lecą jak muchy na lep, to przecież pozostanie mu klejnot nad klejnoty - Barcelona.

To jedno z tych miast, na które trzeba poświęcić przynajmniej tydzień, a i tak wyjedzie się z uczuciem niedosytu. Barcelona kipi energią - jest nowoczesna i dynamiczna. Nie traci przy tym charakteru ośrodka turystycznego, pełnego zabytków i muzeów. Jest przy tym dość, hm... awangardowa.
Niestety, mimo że byłem świadomy tego, o czym napisałem na wstępie, poświęciłem Barcelonie tylko trzy dni, z czego prawie połowę spędziłem leniuchując na basenie. Można więc powiedzieć, że zaledwie liznąłem miasta. Ale przynajmniej celowałem językiem w najbardziej smaczne kawałki!

Zacznij od Ramblas!

Nie można inaczej. W końcu to największy deptak tej części Europy. W rzeczywistości to pięć ulic, które biegną jedna po drugiej. Ramblas zaczyna się na Placu Katalońskim, a kończy na nabrzeżu, przy gigantycznym pomniku Kolumba. Jest królestwem ulicznych sprzedawców, grajków, aktorów i kuglarzy. Nie sposób było zatrzymać się przy każdym z nich, choć kusiło. Ale kiedy zobaczyliśmy faceta z marionetką, aż przysiedliśmy. Jego spektakl budził zachwyt, zwłaszcza u najmłodszych widzów. Jaką miał marionetkę? Zobaczcie na zdjęciu obok.

W pobliżu Ramblas stoi pałac Güell. Zaprojektował go słynny architekt Antonio Gaudí. Jego ślady można tropić w całej Barcelonie, ale Palau Güell to chyba esencja jego niepowtarzalnego stylu. Zwiedzaliśmy pałac oszołomieni fantazją Gaudíego, jego dbałością o detale i umiejętnością przeobrażania każdego elementu konstrukcji domu w dzieło sztuki.
Zupełnie innych wrażeń dostarczył nam Mercat Sant Josep - targ żywności. Zapachy ryb, mięsa, ziół, owoców i serów, jakie się tam rozchodziły, wywołały u mnie ślinotok. Człowiek od razu sięga po portfel!

Rodzynki w cieście

Niedaleko portu wznosi się wzgórze zamkowe Montjuic. Oprócz zamku jest tam zatrzęsienie muzeów, ogrody i parki. Ale nas przyciągnęło coś innego. Pamiętacie igrzyska olimpijskie w 1992 roku? Odbyły się właśnie w Barcelonie. Na Montjuic stoi cały kompleks olimpijskich obiektów, a wśród nich wspaniały stadion. Mieści 65 tysięcy osób, a zbudowano go jeszcze w latach 20-tych, na Wystawę Światową. To tu odbyła się ceremonia otwarcia, a potem zamknięcia igrzysk.
O świątyni La Sagrada Familia słyszał chyba każdy. Można by o niej napisać długą książkę (pewnie napisano już niejedną). Olbrzymi kościół zaczęto budować w 1882 roku i nie skończono do dziś. Nadzór nad pracami objął w pewnym momencie sam Gaudí, i to jego wizji świątynia zawdzięcza swój odlotowy wygląd. Po wnętrzach nie spodziewajcie się zbyt wiele - to po prostu plac budowy. Ale za to trzeba koniecznie wspiąć się po 400 stopniach (liczyłem!) na 100-metrowe wieże. Widok niesamowity, wrażenia ze wspinaczki też!

Nie odmówiliśmy sobie również wizyty w najdziwniejszym i najsłynniejszym parku Barcelony. Parc Güell projektował Gaudí jako tereny rekreacyjne dla bogaczy. Dziś można go zwiedzać, ale by w pełni podziwiać geniusz architekta, też trzeba być bogatym. W wyobraźnię. Polecam zwłaszcza Salę Kolumnową i podcienia tuż obok. Zdjęcie nie oddało szalonej gry złudzeń optycznych, bo żona niestety nie zrozumiała mojej koncepcji...

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone