Jak to dobrze, że od czasu do czasu pojawiają się w kinach
filmy nie tylko dla dwunastolatków, albo wprost nie dla dwunastolatków.
Mogę chodzić, na "Mumię", "Spidermana"
czy "Zabójczą broń"... Ale psia krew! Czasami chcę
poczuć, że jestem traktowany poważnie, a nie jak gówniarz.
Mam wrażenie, że twórcy "Niewiernej" potraktowali
mnie poważnie. Jest to film opowiadający o problemach dorosłych
ludzi. Ten fakt sam w sobie jest już ewenementem, choć nie
spodoba się to panienkom w stringach i ich absztyfikantom.
O klimacie filmu sporo powiedzą tytuły wcześniejszych filmów
zrealizaowanych przez reżysera "Niewiernej" - Adriana
Lyne'a. Ma on na swoim koncie "Dziewięć i pół tygodnia",
"Fatalne zauroczenie", "Niemoralną propozycję",
czy "Lolitę".
Richard Gere gra u Lyne'a "grzeczną" głowę rodziny.
Chwała mu za to, że zdecydował się na taki krok! Wprawdzie
mam wrażenie, że tą rolą nie rzuci nikogo na kolana, nie udało
mu się z niej wycisnąć zbyt wiele. Scenariusz nie pozwolił
na rozwinięcie skrzydeł, ale to i tak postęp w porównaniu
z "Przepowiednią", "Uciekającą panną młodą",
nie mówiąc już o "Pretty Woman". W każdym razie
fakt, że Gere tak dalece odchodzi od swego wizerunku, jest
rzeczą godną podkreślenia.
Diane Lane zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie. Chyba nie
jest przesadą stwierdzenie, że przyćmiewa swoją osobą nawet
Gere'a. Poza tym to po prostu dojrzała, piękna kobieta. Warto
wspomnieć, że Lane spotkała się już wcześniej z Gere'm na
planie "Cotton Club". Zapewne dostała rolę w "Niewiernej"
dlatego, że inne damy nie chciały się zgodzić na niektóre
sceny. Cóż, to smutne, że aktorki w okolicach czterdziestki
muszą sobie torować drogę do kariery w taki sposób jak parę
lat temu Sharone Stone, albo teraz Diane Lane.
Dochodzimy wreszcie do tego, co stanowi jeden z istotniejszych
elementów tego filmu, czyli seksu - w końcu to thriller erotyczny.
Otóż jest to jedynie wabik co najwyżej na wspomnianych absztyfikantów
panienek w stringach. To nie jest "Nagi instynkt".
Seksu tu trochę, "śmiałych" scen wbrew pozorom tylko
szczypta, nagiego ciała niewiele - jak komuś zależy, to niech
sobie lepiej pożyczy w wypożyczalni pornola. Tak naprawdę
"Niewierna" to smutny film o tragicznych dla miłości
konsekwencjach szarej codzienności i małżeńskiej rutyny. Ci,
którzy na randki wybierali się na "Pretty Woman",
dziś już wiedzą o co chodzi, stąd "Niewierna" jest
obrazem skierowanym właśnie do tego pokolenia. W pewnym sensie
to najbardziej prorodzinny film, jaki widziałem w ostatnim
czasie.
Wreszcie ostatni niezwykle ważny powód, dla którego trzeba
zobaczyć ten film - muzyka. Nie nachalna, spokojna, skromna
aranżacyjnie, bardzo klimatyczna, fantastycznie budująca nastrój,
zwłaszcza w pierwszej scenie filmu. Skomponował ją Jan A.P.
Kaczmarek, nasz rodak mieszkający od kilkunastu lat w Stanach.
To ogromna radość widzieć, że stajemy się "muzyczną potęgą".
Kaczmarek, który skomponował muzykę do mojego ulubionego "Trzeciego
cudu" Agnieszki Holland, a ostatnio do "Quo Vadis"
- zaczyna podążać ścieżkami przetartymi przez Wojciecha Kilara.
Wygląda na to, że kompozytorzy (obok operatorów) są naszym
najlepszym towarem eksportowym w przemyśle filmowym. Oby tak
dalej!
|