Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



MUZYCZNY KOŁCHOZ

Paweł Seso



 

 


Zachwyty nad filmami Spielberga albo Lucasa zawsze idą w parze z zachwytami nad muzyką do nich. Co więcej, nawet jeśli film okazuje się knotem, John Williams zawsze wychodzi obronną ręką. Przez wielu uważany jest za geniusza, najoryginalniejszego kompozytora muzyki filmowej wszechczasów. Niektórzy posuwają się nawet do stwierdzeń, że John Williams jest najlepszym współczesnym symfonikiem - wszak orkiestrą symfoniczną posługuje się jak mało kto. Dodatkowo jest jednym z rekordzistów oscarowych. Nie zliczę, ile ma statuetek - chyba nikt nie sprosta mu w tej konkurencji. Ale dla mnie Williams spadł już z ołtarza. Jego muzykę lubię - tak jak tysiące miłośników kina - spostrzegłem jednak, że kompozytor karmi nas wciąż tym samym daniem. W każdej wersji różni się ono co najwyżej przyprawami.

Kiedyś w osłupienie wprawiała mnie nieprawdopodobna sprawność muzyków zmagających się z partyturami Williamsa. Pierwsze rozczarowanie przyszło, gdy na oryginalnej płycie z filmu "Indiana Jones i ostatnia krucjata" usłyszałem metronom (ścieżka 13, 6'25''). Prawdopodobnie mikrofon "zdjął" stukanie, które miał w słuchawkach któryś z muzyków. Oznacza to, że płyta nie była nagrywana przez całą orkiestrę, lecz osobno przez wszystkich muzyków - najpierw skrzypce, potem instrumenty dęte, itd. Drugie, już znacznie bardziej poważniejsze rozczarowanie pojawiło się, gdy usłyszałem, że Williams ma kilkoro współpracowników. Ich zadaniem jest rozpisywanie partytury zgodnie z zaleceniami kompozytora. Mają gotowy szablon przygotowany przez swojego pracodawcę i rozpisują go. Na usta ciśnie się tylko jedno słowo - kombinat. Efektem pracy takiego muzycznego kołchozu jest nieustannie ten sam produkt, różniący się doprawdy wyłącznie detalami. Dowodem na to może być zestawienie trzech nagrań Williamsa. Będzie to soundtrack ze wspominanego już filmu "Indiana Jones i ostatnia krucjata" sklejony z muzyką z "Mrocznego widma" i "Ataku klonów". Warto zaznaczyć, że pierwszy z wymienionych powstał 10 lat przed "Mrocznym widmem". Pierwszy przykład pokazuje, że Williams wciąż niezmiennie stosuje te same zasady orkiestracji. Można mieć problemy z rozpoznaniem, w którym miejscu kończy się "Mroczne widmo", a w którym zaczyna "Ostatnia krucjata" . Zdarza się też stosowanie podobnych chwytów dla uzyskania takiej samej atmosfery. Porównajmy inny motyw z"Ostatniej krucjaty" i z "Mrocznego Widma" - tu i tu mamy marsz rytmicznie odbębniony przez orkiestrę symfoniczną. Melodia oczywiście nie ta sama, ale efekt identyczny . Nie inaczej jest z kolejnymi "klimatami". "The Keeper Of The Grail" z "Ostatniej krucjaty" to przecież nic innego, jak temat miłosny z "Ataku klonów". Wprawdzie zamiast tonacji dur mamy tonację moll, i kilka nutek jest zmienionych, ale wystarczy odbić starszą partyturę na ksero i wprowadzić kilka zmian ołówkiem, a w miejsce oboju wstawić skrzypce - i chwytająca za serce nowa melodyjka już jest gotowa .

Pal licho, gdyby można to było nazwać rozwijaniem pomysłów albo - nieco bardziej elegancko - łatwo rozpoznawalnym stylem. Niestety, to nie jest ani jedno ani drugie, to po prostu wciąż ten sam schemat. Tylko schemat. Można się zastanawiać czy to dobrze, czy źle. W końcu fachowcy w koncertach Vivaldiego wciąż słyszą te same motywy, a Vivaldi przeszedł mimo to do historii muzyki. Może tak samo będzie z Johnem Williamsem? A może jednak do annałów przejdą inni depczący mu po piętach genialni kompozytorzy muzyki filmowej, tacy jak Ennio Morricone, James Horner, Hans Zimmer, albo nasz Wojciech Kilar. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że każdy z wymienionych zasługuje na co najmniej takie samo uznanie, co Williams.

John Williams jest geniuszem tak czy siak. "Duel of the Fates" z "Mrocznego widma" to fantastyczny kawałek. Nie zmieni to jednak faktu, że kiedy robi się kilka ścieżek filmowych w roku, komponowanie zamienia się w produkcję taśmową. Ale nawet wtedy lubię Johna Williamsa.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone