Z ekranizacjami dzieł literackich bywa różnie. Przeważnie
do kin trafiają powieści, dramaty, ewentualnie pamiętniki.
Rzadziej - krótkie opowiadania, nie mówiąc na przykład o wierszach
(czy ktoś słyszał o filmie "Stepy Akermańskie"?).
Łatwiej wycinać niepotrzebne wątki niż dopisywać nowe. Trudno
nakręcić półtoragodzinny film na podstawie kilkustronicowego
tekstu. A jednak upartych scenarzystów nie brakuje. Ostatnio
kilkoro z nich przemaglowało opowiadanie Philipa K. Dicka
"Impostor" ("Oszust").
Dick bywa nazywany klasykiem fantastyki i nie sposób się z
tym nie zgodzić. Być może dlatego lubią go filmowcy. "Pamięć
absolutna", "Tajemnica Syriusza" i przede wszystkim
"Łowca androidów" - to tytuły znane każdemu szanującemu
się fanowi science fiction. Dwa pierwsze filmy powstały właśnie
na podstawie opowiadań i - co tu dużo mówić - były słabe.
Okazało się, że nie wystarczy bujna wyobraźnia. Żeby poprawiać
lub uzupełniać Dicka, trzeba być... Dickiem. A wskrzeszanie
umarłych to jak na razie domena wyłącznie postaci książkowych.
Na naszych ekranach gości film Gary'ego Fledera "Impostor:
Test na człowieczeństwo". Ludzkość walczy w nim z
obcą cywilizacją. W obawie przed atakami rakietowymi ziemskie
miasta otoczono kopułami pół siłowych. Społeczeństwo żyje
w ciągłym strachu, a strach rodzi nieufność, podejrzliwość
i paranoję. Oto zostaje aresztowany główny bohater filmu,
twórca potężnej broni, znany naukowiec Spense Olham. Siły
bezpieczeństwa są pewne, że mają do czynienia z cyborgiem,
który zabił prawdziwego Olhama, a teraz chce zamordować kanclerza
globalnego rządu. Wiwisekcja ma wykazać, że w ciele robota
skrywa się groźna bomba. Naukowiec nie jest jednak jajogłowym
mięczakiem. Sytuacja rodem z Kafki przeraża go, ale nie paraliżuje.
Ucieka, walczy, próbuje udowodnić, że to pomyłka, że jest
niewinny.
Opowiadanie, które posłużyło za materiał do scenariusza,
powstało w 1953 roku. Świat był pogrążony w zimnej wojnie,
paranoja stanowiła nieodłączny element codzienności. Dziś
jest podobnie, po 11 września znów zjada nas strach. Wtedy
za każdym rogiem czaił się szpieg, teraz - terrorysta. "Impostor"
jest projekcją tego leku, przepuszczoną przez filtr fantastyki.
Trochę blado wypadająw filmie interakcje między poszczególnymi
postaciami. A przecież Fleder zatrudnił nie byle kogo: w Olhama
wcielił się Gary Sinise, jego żoną jest Madeleine Stowe, a
w roli oficera śledczego oglądamy Vincenta D'Onofrio. Jednak
nic tu nie iskrzy, nie ma napięcia. Słowo pochwały należy
się natomiast za wizję miasta przyszłości. Kreatorzy światów
z "Gwiezdnych wojen" mogliby się z niej dużo nauczyć!
|