Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



TRZEBA BYĆ DICKIEM

Krzysztof Bartnicki



 


Z ekranizacjami dzieł literackich bywa różnie. Przeważnie do kin trafiają powieści, dramaty, ewentualnie pamiętniki. Rzadziej - krótkie opowiadania, nie mówiąc na przykład o wierszach (czy ktoś słyszał o filmie "Stepy Akermańskie"?). Łatwiej wycinać niepotrzebne wątki niż dopisywać nowe. Trudno nakręcić półtoragodzinny film na podstawie kilkustronicowego tekstu. A jednak upartych scenarzystów nie brakuje. Ostatnio kilkoro z nich przemaglowało opowiadanie Philipa K. Dicka "Impostor" ("Oszust").
Dick bywa nazywany klasykiem fantastyki i nie sposób się z tym nie zgodzić. Być może dlatego lubią go filmowcy. "Pamięć absolutna", "Tajemnica Syriusza" i przede wszystkim "Łowca androidów" - to tytuły znane każdemu szanującemu się fanowi science fiction. Dwa pierwsze filmy powstały właśnie na podstawie opowiadań i - co tu dużo mówić - były słabe. Okazało się, że nie wystarczy bujna wyobraźnia. Żeby poprawiać lub uzupełniać Dicka, trzeba być... Dickiem. A wskrzeszanie umarłych to jak na razie domena wyłącznie postaci książkowych.

Na naszych ekranach gości film Gary'ego Fledera "Impostor: Test na człowieczeństwo". Ludzkość walczy w nim z obcą cywilizacją. W obawie przed atakami rakietowymi ziemskie miasta otoczono kopułami pół siłowych. Społeczeństwo żyje w ciągłym strachu, a strach rodzi nieufność, podejrzliwość i paranoję. Oto zostaje aresztowany główny bohater filmu, twórca potężnej broni, znany naukowiec Spense Olham. Siły bezpieczeństwa są pewne, że mają do czynienia z cyborgiem, który zabił prawdziwego Olhama, a teraz chce zamordować kanclerza globalnego rządu. Wiwisekcja ma wykazać, że w ciele robota skrywa się groźna bomba. Naukowiec nie jest jednak jajogłowym mięczakiem. Sytuacja rodem z Kafki przeraża go, ale nie paraliżuje. Ucieka, walczy, próbuje udowodnić, że to pomyłka, że jest niewinny.

Opowiadanie, które posłużyło za materiał do scenariusza, powstało w 1953 roku. Świat był pogrążony w zimnej wojnie, paranoja stanowiła nieodłączny element codzienności. Dziś jest podobnie, po 11 września znów zjada nas strach. Wtedy za każdym rogiem czaił się szpieg, teraz - terrorysta. "Impostor" jest projekcją tego leku, przepuszczoną przez filtr fantastyki.
Trochę blado wypadająw filmie interakcje między poszczególnymi postaciami. A przecież Fleder zatrudnił nie byle kogo: w Olhama wcielił się Gary Sinise, jego żoną jest Madeleine Stowe, a w roli oficera śledczego oglądamy Vincenta D'Onofrio. Jednak nic tu nie iskrzy, nie ma napięcia. Słowo pochwały należy się natomiast za wizję miasta przyszłości. Kreatorzy światów z "Gwiezdnych wojen" mogliby się z niej dużo nauczyć!

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone