Bruksela? Wiadomo - stolica zjednoczonej Europy. Dla mnie
i mojego kolegi, Bruksela była jednak tylko przystankiem w
podróży na południe Francji. Szybko się okazało, że warto
było się tu zatrzymać, choćby przez dwa dni. Pogoda - dotąd
bardzo kapryśna - dała nam przez chwilę spokój. Było słonecznie
i ładnie. W sam raz do spaceru po tym pięknym mieście.
Dziś już nie pamiętam, jak to się stało, że wylądowaliśmy
od razu w samym sercu Brukseli, na Grand Place - Wielkim Placu.
W każdym razie nie ma chyba lepszego miejsca na rozpoczęcie
zwiedzania. Sęk w tym, że plac oszałamia i zniewala, i wcale
nie chce się stąd odchodzić. Kamienice, ratusz i tzw. Dom
Królewski są tak piękne, tak bogato zdobione, że wydają się
wprost ociekać złotem i kosztownościami! Nic dziwnego, że
po prostu usiedliśmy i... patrzyliśmy. Dobrą godzinę.
Zamek Królewski w porównaniu do kamienic mieszczańskich wygląda
skromnie. Przynajmniej z zewnątrz. Co innego Królewskie Muzea
Sztuk Pięknych, że wspomnę tylko dzieła Rubensa, Bruegla,
Gaugina, Chagala, Dalego... Ale i tak największe wrażenie
zrobił na nas Pałac Sprawiedliwości. Akurat remontowano elewację,
ale i tak przysiedliśmy i oniemieliśmy. Przede wszystkim dlatego,
że jest taki... ogromny! Jego projektant, Joseph Poelaert,
musiał mieć chyba manię wielkości (albo wręcz przeciwnie -
kompleks niższości). Fotografia tego nie odda, ale uwierzcie
- stojąc przed tą budowlą, człowiek czuje się malutki, niczym
mrówka. Na przekór powadze miejsca (w końcu mieści się tu
Trybunał Sprawiedliwości, najwyższy organ sądowy Unii Europejskiej)
zrobiliśmy sobie na schodach trochę filuterne zdjęcie.
Bruksela jest mieszaniną nowoczesnych biurowców i pięknych
zabytków. Od kiedy jest stolicą Unii Europejskiej, mieszka
tu i pracuje całe stado polityków i urzędasów. Miasto zachowało
jednak swój klimat. Wciąż jest tu wiele miłych, zacisznych
zaułków z knajpkami, pubami i kafejkami jazzowymi. W jednej
z kawiarenek piłem najsmaczniejszą w swoim życiu kawę!
Snuliśmy się wąskimi uliczkami Brukseli Górnej i Dolnej, natykając
się czasem na zabawne posągi, np. Sherlocka Holmesa z brązu,
o Manneken Pis nie wspominając. Zaciekawiły nas też dwujęzyczne
tabliczki z nazwami ulic, bądź instytucji (Belgia jest krajem
dwujęzycznym - mówi się tu po francusku i flamandzku). A kiedy
przyszedł czas odjazdu, żałowaliśmy, że były to tylko dwa
dni. Ale cóż, wzywało nas już ciepłe wybrzeże śródziemnomorskie...
|