Ten
tekst piszę ku przestrodze wszystkim, którzy nie chcą dołączyć
do niezbyt zacnego grona naiwniaków wystrychniętych na dudka.
Ja byłem już o krok od błędu, który mógł mnie kosztować kilkaset
złotych. Zapragnąłem bowiem kupić sobie zegarek.
Po cichutku marzyłem, by było to markowe urządzenie, które
mógłbym z dumą prezentować na nadgarstku. Na aukcji internetowej
znalazłem przepiękny zegarek firmy Hamberg & Soehne. Nazwa
manufaktury niewiele mi mówiła, dlatego zacząłem szukać w
internecie. Po wpisaniu nazwy firmy w przeglądarce ukazała
się strona domowa (www.hamberg-soehne.com)
- profesjonalna, gustownie zrobiona anglojęzyczna witryna.
Jakież było moje zdumienie, gdy w cenniku zobaczyłem cenę
mojego wybranego zegarka: 1290 euro. Oczywiście markowe zegarki
kosztują właśnie tyle albo nawet wielokrotnie więcej, ale
na aukcji ten zegarek został wystawiony w cenie pięciokrotnie
niższej! Ależ okazja, trzeba brać, póki ktoś mi jej nie sprzątnie
sprzed nosa!
Zanim zdecydowałem się wydać kilkaset złotych, tknięty jakimś
podświadomym ostrzeżeniem zacząłem jednak wertować dalej.
Zegarek wygląda wspaniale, firma ma świetną, budzącą zaufanie
stronę internetową, co więc wzbudziło mój niepokój? Okazja
była zbyt kusząca - to po pierwsze, po drugie nazwa firmy
jakoś za bardzo była podobna do nazwy ekskluzywnego producenta
niemieckiego A. Lange & Soehne. Zdecydowałem się więc
poświęcić parę dodatkowych minut na poszukiwanie informacji.
Ostatecznie zrobiło się z tego kilka godzin. Przez ten czas
wzbierało we mnie oburzenie, wściekłość, czułem także ulgę,
że nie dałem się nabrać. Rzekoma okazja to bowiem oszustwo,
przekręt wykorzystujący naiwność klientów z "aspiracjami".
Cała ta legenda, informacje o certyfikatach, tradycji w konstruowaniu
arcydzieł sztuki zegarmistrzowskiej mają prowadzić tylko ku
temu, by frajerom wcisnąć chińską tandetę, jako ekskluzywny
sprzęt. Oto najbardziej namacalny i konkretny dowód: zegarek
firmy Hamberg & Soehne, model "Paragon rosé".
Zdumiewającym zbiegiem okoliczności wygląda właściwie tak
samo jak zegarek firmy Giorgie Valentin. Ale to nie wszystko.
Taki sam czasomierz ma w swojej kolekcji firma Jacques Montegne.
Na stronie domowej ostatniego z wymienionych "producentów"
cena tego modelu wynosi już nie 1290, lecz 1850 euro! Dodatkowo
jest informacja, że to zegarek z limitowanej serii; rzekomo
wyprodukowano go tylko w liczbie 550 sztuk. 550 sztuk?! Wolne
żarty.
Prawdziwym producentem tej tandety są chińskie zakłady przemysłowe,
takie jak Iniwatch (www.ininwatch.com),
bądź Millionsmart (www.millionsmart.com).
Ta druga fabryczka bez owijania w bawełnę podaje, że produkuje
600 tysięcy zegarków miesięcznie!
Oczywiście zakłady przemysłowe oferują umieszczanie na zegarkach
dowolnych informacji. Nie ma różnicy, czy będzie to napis
Hamberg & Soehne, Giorgie Valentin, czy Jacques Montegne.
Zresztą lista "renomowanych manufaktur" jest nieskończenie
długa. Aeromatic 1912, Adee Kaye, Denacci, Jacques Cantani,
Jean Jacot, Joseph Gurbrü, Paul Stevens, Pierrini, Raschke
Glashütte, Tom Tuder, Torgeon, Steinhausen, Wilhelm Rühling,
Vidar... Czego dusza zapragnie. Niektóre "firmy"
podają w swoim logo nawet datę powstanie. Rok 1912 sugeruje
blisko stuletnią tradycję wyrobów zegarków. Może da się złowić
leszcza na taką ściemę?
Nie mam nic przeciwko chińskim zegarkom. Protestuję jednak
przeciwko wprowadzaniu w błąd kupców informacjami o fałszywej
cenie, o rzekomym szwajcarskim rodowodzie, o niezwykłej jakości
produktów, których prawdziwa wartość oscyluje zapewne wokół
50 złotych za sztukę. Tymczasem oferuje się je u nas za 900
złotych. Za tę cenę można już kupić oryginalny szwajcarski
zegarek renomowanej firmy Tissot, albo produkty takich firm
jak Festina, czy Seiko.
|