Od
kiedy Woody Allen uparł się na kręcenie filmów w Londynie,
jego dzieła straciły swój metafizyczny wymiar, a nabrały ponurego
ciężaru ciemnych zaułków brudnego miasta. To w nich kryją
się mroczne tajemnice osobowości bohaterów, osobowości ewoluującej,
która to ewolucja zaskakuje ich samych.
Jednak Allen nie pyta o determinanty kształtowania ludzkiej
psychiki. Zarówno "Sen Kasandry", jak i jego przedostatni,
wybitny obraz - "Wszystko gra" mówią wyraźnie, że
to nie cechy osobowości, a położenie, w jakim znalazł się
bohater zmuszają go do podjęcia decyzji, jakich wcześniej
nigdy by nie podjął, i popychają do czynów, o które wcześniej
sam siebie nie podejrzewał. Reżyser już nie pierwszy raz eksperymentuje
z postaciami swoich bohaterów w sposób, za jaki behawioryści
mogliby mu bić gromkie brawa.
Podobny motyw został przed ćwierćwieczem po mistrzowsku wykorzystany
w komedii "Nieoczekiwana zmiana miejsc". Eddie Murphy
i Dan Aykroyd, ofiary okrutnego żartu dwóch stetryczałych
magnatów finansowych udowodnili, że człowiek jest istotą łatwo
sterowalną i dynamicznie ewoluującą. Wystarczy stworzyć mu
do tego odpowiednie warunki, a wykreują one nową i nieprzewidywalną
jakość.
"Sen Kasandry" to nazwa małej łodzi, którą za ciężko
zaoszczędzone pieniądze kupują dwaj bracia, spełniając tym
samym jedno ze swych marzeń. I to właśnie wokół marzeń i związanych
z nimi pieniędzy kręci się cała fabuła filmu. Niechlujny,
neurotyczny i uzależniony od hazardu Terry (Collin Farell)
ukrywa przed rodziną swoje stale rosnące długi, wykorzystując
do tego wybitną zdolność konfabulacji. Jego brat Ian (Ewan
McGregor, który już odebrał Hugh Grantowi miano najprzystojniejszego
i najpopularniejszego brytyjskiego aktora), rozważny intelektualista,
ma plany wychodzące daleko poza pracę w rodzinnej, niedochodowej
restauracji rodziców. Kiedy zakochuje się w kobiecie z wyższych
sfer, udaje kalifornijskiego biznesmena z branży hotelarskiej.
Dziewczyna z niecierpliwością czeka na możliwość osiedlenia
się z ukochanym w Kalifornii i rozpoczęcie życia na poziomie,
do jakiego aspiruje. Ian potrzebuje ogromnej sumy, by móc
zainwestować w hotel. Dzięki temu utrzyma miłość. W tym czasie
Terry przegrywa w kasynie duże pieniądze i traci pracę. Wierzyciele
zaczynają upominać się o zwrot długów. Obaj bracia dramatycznie
potrzebują wsparcia finansowego. W sukurs przychodzi im przypadek.
W ich zaniedbanym, londyńskim domu zjawia się dawno niewidziany
brat matki, milioner (Tom Wilkinson). Jest dla chłopców jedyną
szansą ratunku przed życiową katastrofą. Zgadza się na pożyczkę
wielkiej kwoty pieniędzy, ale stawia warunek, którego bracia
się nie spodziewali - muszą zabić człowieka, zagrażającego
pozycji wujka w świecie biznesu.
Zawódł mnie Tom Wilkinson ogromnie, bo jest go w filmie za
mało, a poza tym gra bez wdzięku, który tak fantastycznie
zaprezentował w "Goło i wesoło" i w "Dobrej
kobiecie". Jego rola jest epizodyczna, i nie ukrywam,
że liczyłam na większy dramatyzm, a przynajmniej odrobinę
kokieterii lub przewrotności. Wilkinson nie zakończył historii
granej przez siebie postaci - spodziewałam się, że okaże się
oszustem, który w rezultacie odmówi chłopcom wsparcia, albo
biedakiem udającym milionera. Tymczasem nie okazało się zupełnie
nic, tak jakby końcowe sceny z jego udziałem zostały niechcący
wycięte przez montażystę. Szkoda.
"Sen Kasandry" został okrzyknięty "najlepszym
filmem Allena", i jest to właściwy marketing, a zarazem
obietnica intelektualnej uczty dla kogoś, kto oglądał wcześniejsze
produkcje Woody'ego. Niestety, reżyser wypłukał z idealnie
konsekwentnego filmu "Wszystko gra" pomysł na klimat
i psychologię postaci, a to co zostało wlał w odmęty wód,
po których pływał "Sen Kasandry". Trudno nie zauważyć
podobieństw fabuły, której motywy są w obu filmach bliźniacze:
nagła szansa na poprawienie jakości życia, relatywizm zasad
moralnych i zbrodnia, przychodząca zaskakująco łatwo. Allenowskie
morderstwa są czyste, bez hollywoodzkich autopsji, wiwisekcji
życiorysów ofiar i żmudnych, policyjnych śledztw. Tu bohaterem
jest morderca, nie ofiara, która jest jedynie środkiem do
pokazania jak bardzo można zrelatywizować swoje zasady moralne,
by strzepać z ramienia okruchy kłopotów. Trywialność tego
schematu burzy jedna zasada: to zbrodniarz jest bohaterem
pozytywnym, a motywy jego postępowania są tak jasne i logiczne,
że siłą rzeczy widz identyfikuje się z nim i sympatyzuje z
jego działaniem.
Allen nie byłby sobą, gdyby do tego psychologiczno-klasowego
sosu nie dolał odrobiny Dostojewskiego. XIX-wieczna Rosja
wciąż jest dla niego pojęciem transcendentalnym i zarazem
egzotycznym, więc to dzięki Dostojewskiemu bohater "Wszystko
gra" wkupia się w łaski wyższych sfer, a w filmie "Mężowie
i żony", jako wykładowca literatury, określa Fiodora
"pełnym daniem z witaminą i ziarnem pszenicy". Z
Rosją przełomu XIX i XX wieku rozprawił się reżyser w komedii
"Miłość i śmierć", której akcja rozgrywa się w czasach
caratu, a domieszka allenowskiej filozofii i metafizyki zmieniły
obraz burleski w sen wariata. Swoją drogą ciekawe czy Puszkin
lub Karamzin byli aż tak przejęci Hawthornem i Twainem...
Ucieszyłam się, kiedy Woody Allen zapowiedział, że kolejne
swoje produkcje będzie realizował w Nowym Jorku. Przytłaczająca
atmosfera zapyziałego Londynu, eklektycznej architektury,
braku zieleni i wszechobecnej cegły pozostawia we mnie traumatyczne
wspomnienie najgorszej z europejskich klaustrofobii. Brakowało
mi ujęć ze spacerów po Manhattanie, które rozpychają miejską
przestrzeń, starając się wydobyć nie tylko pełny obraz nakręconych
scen, ale i oddech z często przyciężkawych monologów. Zresztą
Woody Allen jest w swojej filozofii bardzo amerykański i rezygnacja
z ciasnej, brytyjskiej pozy wyjdzie mu na dobre.
Ale wracając do "Snu Kasandry" - film jest niczym
innym jak zaproszeniem widza na kolację z Dostojewskim. Mamy
bowiem zbrodnię, jest kara, i sam Rodion Raskolnikow, który
siedzi w głowie Terry'ego i żąda nawrócenia.
Pozornie fabuła jest spójna i chronologiczna, ale w rzeczywistości
ten film nie ma zakończenia. Brakuje uwieńczenia wątków bogatego
wujka i narzeczonych obu braci, które były istotnym motorem
ich działań. Brakuje emocji rodziców, którzy najbardziej ucierpią
na odwiedzinach ukochanego krewnego. Gdzie się to wszystko
podziało? Każda historia powinna mieć swój koniec, więc proszę
- zagraj to jeszcze raz, Woody.
|