Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



BEZ BILETU

Irek Nowak



 


Jestem legalistą. Przejawia się to na przeróżne sposoby. Nie piję w miejscach publicznych, nie przechodzę na czerwonym świetle, gdybym miał psa, to sprzątałbym po nim kupy (nie mam psa właśnie dlatego, żeby nie musieć tego robić), bez szemrania podporządkowuje się policjantom gdy wlepiają mi mandat.

Zapłaciłem nawet wtedy, gdy na szerokiej trasie w centrum miasta policjanci zaserwowali mi 4 punkty i sto złotych za jazdę 70 km/h. Sprawa jest jasna - dopuszczalna to 50 km/h, więc mandat przyjąłem, bo mi się należał.
Ponieważ jestem legalistą, zawsze kupuję bilet komunikacji miejskiej. Nie toleruję jazdy na gapę. W moim staroświeckim przekonaniu umacnia mnie strona dla gapowiczów "Na gapę". Zerknąłem tam, bo spodziewałem się jakiegoś ożywczego powiewu, zgrywy, żartu, hecy polegającej na przykład na tym, by kontrolerów wodzić za nos. Jakkolwiek nie pochwalam tego, to jednak mieściłoby się to w jakiejś zawadiacko-kozackiej logice. Tymczasem autorzy strony z kombatancką powagą deklarują, że ich działanie jest protestem przeciwko zakorkowanym ulicom, bądź przeciwko podwyżce cen biletów komunikacji miejskiej. Z jednej strony twórcy serwisu chcą nakłonić samorządy, by promowały komunikację miejską i zachęcały ludzi do korzystania z niej, z drugiej strony z premedytacją zamierzają sabotować te wysiłki podcinając jedno ze źródeł finansowania przedsiębiorstw transportowych. Ponieważ ten paradoks nigdzie nie został wyjaśniony stwierdzam, że pierwszy postulat deklarowany przez twórców witryny jest zwykłą zasłoną dymną. Ma to stępić ostrze ewentualnej krytyki. A o zarzuty nietrudno. Wszak tu zachęca się ludzi do - najłagodniej mówiąc, cwaniactwa, a używając dosadniejszego języka, do kradzieży. Niepłacenie za wykonaną usługę jest w moim odczuciu zwykłym złodziejstwem - i basta!
Na czym polega pomysł twórców serwisu "Na gapę"? Proponują oni przegląd poszczególnych linii tramwajowych i autobusowych pod kątem częstotliwości przeprowadzanych tam kontroli biletów. Takie zamierzenie ma sens wyłącznie przy zaangażowaniu internautów. Muszą oni zgłaszać, że danego dnia, w linii takiej to a takiej, między przystankiem x i y byli kontrolerzy. Zgłoszenie zostaje naniesione na specjalny wykres. Dostępne są linie tramwajowe i autobusowe z trzech miast: Warszawy, Krakowa i Poznania. Zgodnie z zamierzeniem po jakimś czasie spis będzie miarodajnie ilustrował "zagrożenie" kontrolą.
Wszystko to pozostaje jednak w sferze iluzji, albowiem najwyraźniej dane nie są wprowadzane. Na wykresach poszczególnych tras sporadycznie można spotkać czerwony pasek oznaczający kontrolę. Zgodnie z ilustracjami na zdecydowanej większości tras brakuje jakichkolwiek kontroli. Czy to oznacza, że kanary tymi trasami nie jeżdżą? Śmiem wątpić. Być może wkrótce informacji przybędzie - taką nadzieje daje ponad 600 zalogowanych użytkowników strony. To już jest jakiś potencjał.
Ale na razie pozostają co najwyżej porady teoretyczno-prawne. Sporo miejsca zabrało tu na przykład roztrząsanie dylematu, czy kontroler ma prawo fizycznie uniemożliwić gapowiczowi ucieczkę. Cóż... Sam pomysł, by uciekać przed kanarem wydaje mi się rozpaczliwie żenujący, poniżej mojej godności. Szanowni twórcy serwisu "Na gapę", czy nie łatwiej jest po prostu kupić bilet?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone