22
kwietnia minęła 20. rocznica katastrofy tankowca m/t "Athenian
Venture", na którym spłonęło żywcem 24 polskich marynarzy
i żony 5 z nich. Żadna ze słynnych katastrof tankowców nie
poniosła za sobą tyle ofiar. Żadna z nich nie kosztowała armatora
tak mało.
Palący się statek, krzyk smażących się żywcem ludzi, odór
spalonego mięsa miesza się ze swędem benzyny. Co robili w
ostatnich sekundach życia ci, którzy umierali tak straszną
śmiercią? Modlili się o cud? Nie zdarzył się. Przeklinali
swój los? Być może... Być może też przysięgali, że przyjdzie
dzień, kiedy za ich śmierć odpowiedzą winni...
Wypadek ten nigdy nie okupował pierwszych stron gazet. Ładunek
benzyny, który wiózł statek, spłonął nie zanieczyszczając
plaż, nie zagrażając hodowlom ostryg, nie zginął żaden ptak,
foka, wydra morska, łosoś, ziarnko ikry, co więcej nikt nikomu
nie wypłacił miliardowego odszkodowania. Jedynymi ofiarami
byli polscy marynarze, ich żony i, oczywiście pośrednio, 19
wdów i 43 sieroty, które po nich zostały.
Katastrofa sama w sobie zostałaby pogrzebana w mrokach dziejów
gdyby nie dwóch ludzi - syn jednej z ofiar, który do dziś
nie może się pogodzić z bezsensowną śmiercią ojca i biedą,
jaka towarzyszyła jego rodzinie przez długie lata, oraz emerytowany
kapitan pływający na tankowcach, znający brudny światek morskich
interesów od podszewki. Oni to właśnie zainicjowali dochodzenie
aby wyjaśnić, co naprawdę stało się z tankowcem "Athenian
Venture". Dziś szukających prawdy jest znacznie więcej.
Dzieci ofiar wspólnie zdecydowały, że śmierci ich bliskich
nie można puścić w niepamięć. Wspólnie też szukają przyczyn
katastrofy.
Tankowiec "Athenian Venture" pływał pod banderą
cypryjską, technicznie był pod nadzorem Polskiego Rejestru
Statków, a po wypadku dochodzenie prowadziła cypryjska administracja
morska. Tam też skierowano pierwsze kroki w poszukiwaniu odpowiedzi.
Polscy majsterkowicze
M/t "Athenian Venture" to były polski tankowiec
"Karkonosze", zbudowany dla Szczecińskiej Żeglugi
Morskiej przez stocznię w Szwecji w 1975 roku. Osiem lat później
został sprzedany armatorowi z siedzibą na Cyprze. Właścicielem
statku został Minos X. Kyriakou, Grek, który pierwszą wiedzę
o morzu otrzymał od swego ojca, pracownika Polskich Linii
Oceanicznych z Gdyni.
Minos X. Kyriakou był jednym z kilku tysięcy greckich emigrantów,
którzy uciekając przed antykomunistyczną czystką w ich ojczyźnie
znaleźli azyl w PRL. Nie zabawił tam jednak długo, wrócił
do Grecji po odwilży politycznej w 1958 r., jednak więzi z
Polską nigdy nie stracił. W 1978 r. Minos X. Kyriakou został
właścicielem zakupionych w ZSRR (jak wieść niesie - przy pomocy
Polskiej Żeglugi Morskiej), dwóch małych tankowców do przewozu
olejów roślinnych. Jego firma Athenian Tankers nie poprzestała
jednak na olejach. Skupowała nadgryzione zębem czasu tankowce,
a za pomocą świeżo założonej w 1983 roku filii w Warszawie,
w 1992 r. przemianowanej na Intestra Poland SA [siedziba główna
Intestry mieści się w Grecji, a jej dyrektorem naczelnym i
jedynym właścicielem jest oczywiście Minos Kyriakou - przyp.
autor], rozpoczęła kaperunek polskich marynarzy.
W Athenian Tankers mawiano z dumą, że na 23 tankowcach należących
do Kyriakou pływało okresami nawet do 1000 Polaków. Polscy
marynarze byli znani jako majsterkowicze, a na statkach zawsze
wożono rury, zawory i blachy, które nasi rodacy wymieniali
podczas rejsu, dzięki czemu statki firmy Athenian Tankers
nie rozleciały się, były w stanie pływać i zarabiać miliony.
I to grube miliony, zgodnie z artykułem, który ukazał się
w amerykańskim "Journal of Commerce", w sierpniu
1988 r., zatytułowanym "The Greek has Midas touch"
(Grek, jak król Midas zamienia co dotknie w złoto). Minos
Kiriakou zarabiał 1,6 mld dolarów rocznie. O tym czy sprawa
"Athenian Venture" była jednym z przykładów "złotego
dotknięcia", tego, napisany niedługo po katastrofie,
panegiryczny artykuł nie wspomina.
Marynarze zatrudnieni przez pana Kiriakou, remontujący na
morzu jego statki, pracowali za to samo wynagrodzenie, jakie
otrzymywali członkowie załogi wykonujący tylko regulaminowe
obowiązki. Pensje na statkach Greka wynosiły od 350 do 2300
dolarów (najwięcej zarabiał kapitan). Zaznaczyć tu należy,
że Polacy za czasów PRL-u byli najtańszymi marynarzami na
świecie i, śmiem twierdzić, jednymi z najlepiej kwalifikowanych.
Kyriakou doskonale wiedział o możliwościach wynikających z
zatrudnienia Polaków. W 1983 roku kupił od PŻM tankowiec "Karkonosze".
Statek ten cieszył się bardzo złą sławą. Po Szczecinie chodziły
plotki, że już w dziewiczej podróży na kadłubie zarysowały
się pęknięcia, marynarze bali się nim pływać i ta, pogłębiająca
się z czasem, zła opinia była, być może, powodem, że sprzedano
"Karkonosze" za granicę.
Pływający wrak
M/t "Athenian Venture" miał 12 lat gdy zatonął.
Raport cypryjskich dochodzeniowców wspomina o bardzo złym
stanie technicznym jednostki, między innymi bazując na listach
spalonych marynarzy do rodzin, które znalazły się w posiadaniu
Cypryjczyków. Oto fragmenty dwóch z nich, napisanych na krótko
przed katastrofą.
Z listu motorzysty Zbigniewa Jurszy do żony: "27 stycznia
wyjście z portu, płyniemy do Stanów. Koniec stycznia w sztormie.
Pęka pokład, dziurki w burcie, gubimy ładunek".
Z listu marynarza Ryszarda Stelmaszczyka: "Obecnie nasz
statek doznał małego załamania na śródokręciu i my nie wiemy,
co się stanie. Na pewno statek pójdzie do stoczni, przypuszczalnie
w Grecji, lecz jest tylko problem dotarcia tam bezpiecznie,
gdyż w wypadku, gdy napotkamy złą pogodę, statek może nie
wytrzymać, złamać się na pół i zatonąć. Armator obawia się,
że może stracić statek".
Był jeszcze inny, ważniejszy dowód. Otóż rufowa część "Athenian
Venture" nie zatonęła od razu, tylko płonąc dryfowała
po morzu. Gdy ogień wreszcie strawił wszystko co mógł, na
burtę jako pierwsi weszli hiszpańscy rybacy, którzy odkryli
samotny kadłub; na rufie statku znaleźli dwa dzienniki, które
prowadziła załoga maszynowa. Z nich to dowiedziano się o tragicznym
stanie technicznym statku, wielu naprawach, spawaniu pęknięć,
słowem o całej masie problemów, z którymi borykała się załoga
w ostatnich tygodniach przed katastrofą.
Wzbudziło to podejrzenie tych, którzy zdecydowali się wyjaśnić
sprawę zatonięcia tankowca do końca. Otóż statek miał tylko
12 lat. Przez osiem lat był własnością polskiego armatora,
a Polacy dbali o swoje statki. Był, powiedzmy, w średnim wieku
- zakładając, że wiek tankowca liczy się na 25-30 lat. Wszystkie
te, które zatonęły - "Amoco Cadiz", "Torrey
Cannyon", "Erika", "Prestige", miały
więcej niż 20 lat. Poszły na dno, bo ząb czasu tak nadgryzł
ich żelazne wręgi i kadłuby, że w pewnym momencie odmówiły
posłuszeństwa, a właściciele nie kwapili się łożyć na ich
konserwację.
"Athenian Venture" nie był tak starym statkiem.
Jeżeli miał problemy z rozlatującym się i co chwila spawanym
kadłubem, to nie była to kwestia wieku. Był to problem, którego
kolebką mogła być albo stocznia albo wypadek morski, który
solidnie naruszył strukturę konstrukcyjną jednostki. Wypadku
takiego jednak nie zanotowano. Pozostaje stocznia, a skoro
tak, to plotki na temat pękającego już w dziewiczej podróży
kadłuba nabierają innego formatu.
Kto złamał prawo?
Zgodnie z raportem cypryjskim polskie organa administracji
morskiej aktywnie uczestniczyły i pomagały w dochodzeniu.
Jeden z jego uczestników, znany ekspert budowy statków, profesor
Doerffer stwierdził: "Armator zrzuca winę na sztorm,
ale zwracam uwagę, że zbiornikowce posiadają dostateczne zabezpieczenia.
Na "Athenian Venture" do tragedii doszło, ponieważ
statek był w bardzo złym stanie technicznym. To jedno jest
pewne".
Nikt nigdy nie zapytał Minosa Kiriakou, dlaczego statek został
własnością firmy Patron Marine Co. Ltd., a nie jak reszta
jego statków własnością firmy Athenian Tankers Ltd., również
z siedzibą na Cyprze i biurem w Pireusie. Patron Marine Ltd.
innych jednostek nie posiadała. Zasada "jeden właściciel
- jeden statek", to najstarszy przekręt w świecie FOC
(Flag of Convenience / "tanich bander"). W razie
czego, firma odpowiada prawnie tylko do wysokości majątku
jaki jest w jej posiadaniu, a skoro posiada tylko jeden statek,
który właśnie zatonął...
Nikt też nie zapytał ludzi z PŻM, dlaczego młody, bo tylko
8 letni tankowiec, został sprzedany armatorowi cypryjskiemu?
I za ile?
Dodatkową ciekawostką jest, że statek był budowany przez stocznię
szwedzką, pod nadzorem dwóch towarzystw klasyfikacyjnych Det
Norske Veritas i Polskiego Rejestru Statków. Dlaczego pod
kontrolą DNV, a nie tylko PRS-u? Przecież tankowiec był budowany
dla polskiego armatora. Dziwne i niespotykane, chyba że...
statek ten był oryginalnie zamówiony przez kogoś innego, tyle
że ten ktoś odmówił przyjęcia jednostki z powodu odkrytych
wad konstrukcyjnych. Wtedy stocznia zdecydowała się sprzedać
tankowiec komukolwiek, kto się nawinie - a nawinął się polski
armator, zawsze chętny zapłacić tanio. Zaraz po przyjęciu
statku odrzucono usługi DNV i pozostano przy PRS. Być może
doskonale wiedziano, że "Karkonosze" to bomba z
opóźnionym zapłonem. Być może również dlatego sprzedano stosunkowo
młody tankowiec Grekowi, bo lepiej wygląda kiedy Polacy giną
pod inną, niż polska, banderą.
PRS wystawił ostatnie świadectwo klasyfikacyjne "Athenian
Venture" w listopadzie 1887 roku, pół roku przed katastrofą.
Czy robili to inspektorzy polscy, czy też zlecono to komuś
innemu (np. greckiemu towarzystwu klasyfikacyjnemu), nie wiadomo.
Faktem niezbitym jest, że w świetle dowodów problemy techniczne,
które nawarstwiły się na początku 1988 roku były powodem,
że statek swoją klasę utracił. Czy PRS został powiadomiony
przez Patron Marine o pękającym kadłubie? Tego nie wiem. Armator
musiał o tym wiedzieć, gdyż we francuskim porcie La Lavandou
zakupiono blachy, drut spawalniczy i spawarkę, a było to w
obecności przedstawiciela z Pireusu. Jeżeli PRS nie był powiadomiony
o planowanych naprawach, armator dopuścił się zasadniczego
przekroczenia elementarnych zasad bezpieczeństwa żeglugi.
Na dodatek wszelkie uszkodzenia, które mogą mieć wpływ na
zachowanie pływalności statku, muszą być naprawiane pod nadzorem
i za aprobatą towarzystwa klasyfikacyjnego, a przeciekający
i pękający kadłub zdecydowanie się do takich zaliczał. Tak
więc, zakładając, że w momencie gdy kapitan otrzymał polecenie
opuszczenia Amsterdamu i udania się w podróż do Nowego Jorku,
armator zdawał sobie sprawę z sytuacji technicznej statku,
popełnił jedno z najbardziej karalnych przez prawo morskie
wykroczeń - wypuścił z portu statek, który nie był zdolny
do pełnomorskiej żeglugi, a tym samym ponosi pełną odpowiedzialność
za śmierć załogi i utratę jednostki.
"Złoty" Grek kontynuuje karierę
Rodziny ofiar po ciągnących się sprawach sądowych otrzymały
za śmierć najbliższych "psie pieniądze". Polacy
dalej pływali dla firmy Athenian Tankers, a więzy Minosa Kyriakou
z Polską zaciskały się coraz mocniej. W 1984 roku otrzymał
Order Zasługi dla PRL czwartej klasy, po odwilży politycznej
otworzył w RP firmę Technosystem z polskim, włoskim i zapewne
jego własnym kapitałem obrotowym. Założył też Aegean Foundation,
tym razem z siedzibą w Lichtensteinie, z biurami w Waszyngtonie,
Nowym Jorku, Londynie, Istambule i Moskwie. Gościem fundacji
był między innymi były premier RP Tadeusz Mazowiecki.
W 1993 Minos Kyriakou za zasługi dla swej przybranej ojczyzny
Polski otrzymał jedno z wysokich odznaczeń państwowych i stanowisko
honorowego Konsula RP w Tessalonikach, w 1995 zaś Komandorski
Krzyż Zasługi, a od prezydenta Kwaśniewskiego, jak mówiono,
otrzymać miał honorowe obywatelstwo polskie.
Kyriakou jest znanym kolekcjonerem dzieł sztuki a jego dzieci,
dwaj synowie Xenofon, Teodor i córka Atena zajmują wysokie
pozycje w stworzonym prze tatę imperium.
Piękna kariera i świetlana postać magnata okrętowego. Jest
tylko małe ale... To bielejące na dnie Atlantyku kości 24
członków załogi Athenian Venture i 5 ich żon. A te, które
owdowiały, i ich dzieci przez następne lata żyły o suchym
skropionym wdowimi łzami sierocym chlebie, tak długo aż same
nauczyły się zarabiać na życie. Ich ojcowie nie mieli kwitnących
interesów, zginęli w imieniu cudzych.
Teraz jest czas, aby o "Athenian Venture" raz jeszcze
przypomnieć. Należy rozliczyć się z demonami i grzechami przeszłości.
A powinniśmy, gdyż ci co odeszli wołają z góry o sprawiedliwość.
|