Nie
dość, że kwiecień i początek maja były zimne, to na dodatek
wiatry doszczętnie wysuszyły resztki wilgoci. Aż strach chodzić
po leśnej ściółce, która pod stopami strzela niczym sylwestrowe
fajerwerki.
Jeśli nie spadnie deszcz, może być kiepsko dla całej przyrody.
I kiepsko dla rolników, którzy wypatrują najmniejszej chmurki
w nadziei, że ta uroni choć odrobinę zbawiennej wody. Niestety,
ciągle sucho. Prognozy - kto w nie dziś wierzy?...
Tu i ówdzie odprawiane są msze z intencją modlitwy o deszcz.
W nadziei na poprawę pogody, czyli majowy ciepły deszcz, z
ciekawości udałem się i ja na takie nabożeństwo. Kościół spory,
ludzi też niemało. Młody ksiądz sprawnie prowadził mszę. Jeszcze
przed Podniesieniem w głośnikach zabrzmiał sygnał nadchodzącej
wiadomości na telefon komórkowy. Czyj? Jak się miało chwilę
później okazać, akurat było to telefon księdza. Ów, nie bacząc
na nic przyspieszył ceremoniał i msza popołudniowa skończyła
się nieco wcześniej, a sam pośrednik Boga ledwo co wyszedł
z plebanii, sięgnął pod sutannę i wyjął nieźle wypasioną komórkę,
chyba Motoroli. Chwilę rozmawiał. Na jego twarzy pojawiła
się bliżej nieokreślona ekscytacja. Rozmowę skończył wyraźnym
"no to pa"...
Niezwracający na nic uwagi wierni rozeszli się. Już miałem
zamiar i ja opuścić pobliże uświęconego miejsca, kiedy z plebanii
wyszedł młody czlowiek, który kogoś mi przypominał.
A!, to ksiądz, który chwilę wcześniej celebrował mszę. Ubrany
był prawie nie do poznania. Widać ma facet gust. Na jedwabną
zielonkawą koszulę założył szykowną marynarkę, też z jedwabiu.
Spodnie, pierwsza klasa, pod kolor marynarki; skórzany ciemnobrązowy
pasek ze złotą klamrą i do tego solidne skórzane buty. Wszystko
"firmowe". Na pierwszy rzut oka wyceniłem, że miał
na sobie ciuchy za trzy, może nawet cztery tysiące. No nieźle,
pomyślałem.
Już po chwili ten dobrze ubrany, przystojny młodzieniec zniknął
w środku... jeszcze bardziej niż komórka wypasionej bryki.
Samochód odjechał szybko, ale bez zbędnych pisków. Brama garażu
plebani zamknęła się automatycznie. Ja również odjechałem.
Na pierwszych światłach stanąłem tuż za autem eleganta księdza.
Widocznie jechaliśmy w tym samym kierunku.
Ruch na drodze był spory. Mieszało się to wszystko jak w kalejdoskopie:
jednych wyprzedzałem, inni wyprzedzali mnie, niektórzy nawet
na trzeciego! Minąłem sporą kawalkadę rozmaitych aut. Na rondzie
rozjeżdżały się w cztery strony świata. Po ujechaniu około
osiemdziesięciu kilometrów, na parkingu koło eleganckiego
zajazdu nieco na uboczu głównej trasy ujrzałem samochód wspomnianego
księdza. Po chwili zobaczyłem i jego samego. Wpadł w objęcia
jakiejś dziewczyny. Siostra? Krewna? Nie bardzo na nią wyglądała.
Hmm, całe szczęście, że choć ten hetero - pomyślałem i popędziłem
w swoją stronę.
Teraz już wiem dlaczego ciągle nie pada. Wierni może modlą
się i gorliwie, a nawet na pewno, bo dlaczego nie? A skoro
ksiądz nie bardzo się przykłada, to może niech o deszcz pomodlą
się rząd i parlament. Mają już wprawę.
|