CZĘŚĆ
PIERWSZA - W POPRZEDNIM NUMERZE
Zbliżając
się do Centralii mija się fragment zniszczonej drogi nr 61.
Przy dawnej Byrnesville Road stały kiedyś łaźnia i magazyn
lamp górniczych. W późniejszych latach składowano tu popiół
używany do posypywania zaśnieżonych dróg. Dziś zabudowania
są opuszczone i powoli popadają w ruinę.
W miejscu gdzie Byrnesville Road ponownie łączy się z drogą
nr 61, wjeżdżamy do Centralii. Gdyby teraz skręcić w prawo,
dojedzie się do starego cmentarza Goodfellows Cemetery. Obok
niego znajdowała się kiedyś kopalnia odkrywkowa, używana jako
wysypisko śmieci. Ground Zero, jak mówią Amerykanie. To tu
wszystko się zaczęło...
Ślady po pożarze
Jak to się właściwie stało? W 1962 roku zapadła decyzja uporządkowania
terenu w pobliżu cmentarza. Powszechną praktyką było wówczas
palenie śmieci. W zasypanej odpadkami odkrywce po prostu podłożono
ogień. Kiedy płomienie strawiły część wysypiska, zagaszono
je. Okazało się jednak, że ogień tlił się nadal wewnątrz stosu
odpadków. Płomienie wybuchły po kilku dniach. Kolejny raz
ugaszono je, i kolejny raz nieskutecznie. Kiedy podjęto próbę
przekopania się przez śmieci w celu dotarcia do żaru, było
już za późno. Przez otwór w ścianie zagłębienia ogień przedostał
się do starej sztolni górniczej i wgryzł w pokłady węgla...
Dziś ten teren jest płaski, odkrywka została dawno zasypana.
W kilku miejscach sterczą z ziemi stare rury instalacji wentylacyjnych.
Pod ziemią nie ma już ognia, od tamtego czasu przesunął się
w kilku kierunkach. Jednak kilkadziesiąt metrów dalej na zachód,
po drugiej stronie szosy widać ślady pozostawione przez pożar.
Setki drzew - bezlistnych i martwych, wyznacza szlak płomieni.
Wprawdzie wędrowały one pod ziemią, ale na tyle blisko powierzchni,
że wysoka temperatura spaliła korzenie okolicznej roślinności.
Tu i ówdzie ze szczelin wydobywają się smugi dymu. Lepiej
nie podchodzić zbyt blisko - opary składające się głównie
z tlenku węgla są toksyczne.
Na wschód od Centralii, u stóp jednego ze wzgórz można znaleźć
miejsca, w których ogień wydostał się na powierzchnię. Widać
wyraźnie rozżarzone kawały węgla. Spod ziemi zaś wydobywa
się budzący dreszcz odgłos - ryk buzujących płomieni, jakby
znajdował się tam gigantyczny piec hutniczy. Nocą w kilku
miejscach zbocza widać czerwono-złote żyłki żaru...
Nawiedzone miasto?
Widok opuszczonego, niemal w całości wyburzonego miasta robi
niesamowite wrażenie. Jedyne ślady, jakie pozostały po dawnych
mieszkańcach to fragmenty schodków, kawałki krawężników, słupy
telegraficzne, kilka znaków drogowych. I dosłownie parę zamieszkanych
domów oraz budynek urzędu gminy, w którym jest także posterunek
policji i - o, ironio - straż pożarna.
Kilkudziesięcioletni pożar nie pochłonął bezpośrednio żadnych
ludzkich istnień. Umarła jednak dusza miasta. Zastąpiły ją
opowieści rozpowszechniane przez tych, którzy odwiedzają Centralię.
Kiedy spaceruje się wśród ruin, człowiekowi cały czas towarzyszy
nieodparte wrażenie, że piekło szalejące pod ziemią nie jest
naturalnego pochodzenia. Niektórym turystom wydaje się, że
słyszą jakieś dziwne odgłosy, innym - że cały czas ktoś ich
obserwuje. Byli i tacy, którzy odjeżdżali stąd w panice, wystraszeni
przez rzekome zjawy. Ktoś nazwał nawet Centralię bramą piekieł.
Krążą plotki, że pozostałości miasta są nawiedzone.
Niewątpliwie przyczynił się do tego film "Silent Hill".
Nakręcony na podstawie gry komputerowej, opowiada o górniczym
mieście owładniętym przez siły zła, które wychodzą z płonącej
kopalni. Scenarzyści tego horroru zresztą byli zainspirowani
po części dziejami Centralii.
Być może to tylko wybujała wyobraźnia niektórych turystów
sprawiła, że uwierzyli w obecność kogoś, lub czegoś. Podobno
widziano postacie w hełmach górniczych, które wynurzały się
z dymiących dziur w ziemi. Ze szczelin dochodziły głosy, a
w opuszczonych domach słyszano kroki niewidzialnych osób.
Tak czy inaczej, sława miasta duchów jednych przyciąga, dla
innych jest powodem, by nigdy tu nie przyjechać.
|