Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



NAJURODZIWSZE DZIECKO JOHNA MCLAUGHLINA

Anna W.



Kliknij, by powiększyć

 


John McLaughlin (gitarzysta Milesa Davisa). Zwróćcie uwagę na nawias. Od niego wszystko się zaczyna. A właściwie od tego, co zostało spoza niego wyłączone. Wskutek decyzji pozornie pochopnej i nieprzemyślanej. Wiadomo - pozory mylą.

Zapewne zdaniem wielu melomanów, którym twórczość McLaughlina nie jest obca, w miejsce trębacza wszechczasów w ów nieszczęsny nawias powinnam była wstawić Mahavishnu Orchestra. Ona bowiem stanowi dopełnienie McLaughlina, a tym samym znakomicie spełnia funkcje nawiasu. Co się tyczy Milesa - piętno, które odcisnął na całokształcie twórczości McLaughlina jest nieporównywalnie słabsze od tego "orkiestrowego". Nie da się przecież ukryć, ze Orkiestra Mahavisnhu to jego "najurodziwsze dziecko". Czy aby na pewno? Czy John McLaughlin może sobie rościć prawa rodzicielskie do jednego z najbardziej wpływowych w historii muzyki zespołów jazzowo-rockowych?
Mahavishnu Orchestra zadebiutowała w 1970 roku albumem "The Inner Mountain Flame". Tworzyli ją wówczas Billy Cobham ( perkusja), Rick Laird (bas), Jan Hammer (klawisze), Jerry Goodman (skrzypce) i John McLaughlin (gitara elektryczna). Styl, który zaproponowali był bezprecedensowy Sister Andrea. Stanowił bowiem niespotykaną dotąd w świecie muzyki fuzję rocka rodem spod palców Jimi'ego Hendrixa, funku i europejskiej oraz indyjskiej muzyki klasycznej. Początkowo twórczość Orkiestry stanowiły kompozycje wyłącznie instrumentalne - z biegiem lat i kolejnymi albumami wzbogacone o utwory z pogranicza R&B, czy gospel. Zespół w swoim pierwotnym składzie wydal kolejno: "Birds Of Fire", "The Last Trident Session" Stepping Tones oraz "Between Nothingness And Eternity", po czym zżerany wewnętrznymi sporami zmienił swój skład. Pozostał tylko John McLaughlin, do którego dołączyli m.in. basista Ralphe Armstrong, wokalista Gayle Maron, czy grający na skrzypcach Jean-Luc Ponty. Zespół w nowym składzie przetrwał niespełna trzy lata, wydając takie albumy jak "Apocalypse", "Vision Of Emerald Beyond" czy "Inner Worlds".
Jest jednak coś, co bez względu na skład Orkiestry pozostało jej znakiem rozpoznawczym - otóż rewers okładek jej albumów. To na nim bowiem pojawiały się kolejne wiersze autorstwa Sri Chinmoy, indyjskiego guru medytacji, który nota bene wymyślił także nazwę zespołu.
Po nitce do kłębka... Chinmoy Kumar Ghose, indyjski filozof, do Stanów Zjednoczonych wyemigrował w 1964 roku, gdzie początkowo pracował w dziale paszportowym indyjskiego konsulatu. Dwa lata później założył pierwsze, ze stu rozsianych po całym świecie, centrum medytacji i filozofii ducha. Po dziś dzień popularyzuje w nim styl życia - brahmacharya, polegający na wegetariańskiej diecie, wstrzemięźliwości w spożywaniu alkoholu, celibacie, czy wreszcie ascezie. W kwietniu 1970 roku otworzył "Medytacje Pokoju", organizację pozarządową w siedzibie ONZ, świadczącą bezpłatne usługi dla członków i delegatów ONZ z zakresu medytacji.
Sztuka, poezja, a w szczególności muzyka pełnią ważną rolę na drodze rozwoju duchowego - mawia Sri Chinmoy. Jak dodaje, "sztuka, piękno i radość są jak trzej bracia". Sam słynie z wykonania prac przedstawiających ptaki - symbol "wolności duszy". Na Uniwersytecie Waszyngtońskim wyliczono, że w latach 1991-1997 wykonał ich ponad siedem milionów.
Wprawdzie nie można mierzyć talentu muzycznego wedle prestiżowych sal koncertowych, ale Sri Chinmoy jako muzyk występował w londyńskiej Royal Albert Hall, nowojorskiej Carnegie Hall, tokijskim Nippon Budokan, czy australijskiej operze w Sydney. Koncerty, medytacje i biegi to jego sposób na promowanie pokoju na świecie. Wszystko to piękne hasła, w imię których - jak pokazuje historia, wielu ludzi się pogubiło. Sam Chinmoy miewa też kłopoty z prawem. W 2004 roku został oskarżony o molestowanie seksualne i zmuszanie do aborcji swoich wyznawczyń. W Polsce jego ruch został zaliczony do sekciarskich.
Wracając do sprawy nawiasu... Mahavishnu Orchestra, znana z 30-minutowych jazzowo-rockowych improwizacji, czy ze ścieżki dźwiękowej do "Miami Vice", została przeze mnie pominięta przy okazji nazwiska Johna McLaughlina - fakt. Dlatego, że za każdym razem gdy o niej myślę, nie potrafię tego robić bez związku z działalnością Sri Chinmoya, gdy tymczasem dokonania Milesa Davisa są dla mnie prostsze do ogarnięcia - jest to zwyczajnie muzyka per se.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone