W jaki
sposób nie stracić pracy, gdy grozi zwolnienie? W jaki sposób
uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytania dziennikarza? W jaki
sposób uciec przed burą od wkurzającego szefa? Jest na to
metoda stara jak umowy o pracę. Potrzebne jest zwolnienie
lekarskie.
Wiadomo, choroba to stan nie do pozazdroszczenia. Gdy ktoś
niedomaga nie wolno go nękać. Zwolnienie chorobowe jest jak
tarcza, od której odbijają się wszelkie ataki, uszczypliwości
i obowiązki. Osoba chora jest chroniona swoistym immunitetem.
Jest nietykalna. Nikt nie ośmieli się zburzyć spokój cierpiącego.
I bardzo dobrze! Żeby nie było najmniejszej wątpliwości podkreślę:
osobie chorej należy się święty spokój od wszystkiego! Jedyne
zadanie jakie spoczywa na nieszczęśniku to troska o własny
organizm, z pożytkiem dla rodziny, sąsiadów, pracodawcy i
tłumu w środkach komunikacji miejskiej.
Rzecz w tym, że nie wszyscy chorzy są naprawdę chorzy. Wiem,
to poważne oskarżenie, ale czyż nie uzasadnione? Proszę zrobić
uważną kwerendę gazet. Wystarczy przejrzeć łamy prasy, by
zauważyć, że każdego tygodnia "w chorobowe" uciekają
politycy, urzędnicy, policjanci, gangsterzy, a nawet dziennikarze.
W ostatnich dniach szczególnie głośno było o przypadku pewnej
pani piastującej wysokie stanowisko w TVP. Dopóki jej posada
była niezagrożona, dopóty pracowała - zapewne ile jej talentu
i sił w ramach obowiązującego prawa pracy starczyło. Gdy jednak
nad jej losem zawisły ciemne chmury to okazało się, że jest
chora. Proszę mnie nie oskarżać o podłe insynuacje. Mam świadomość,
że to mógł być niezwykły (choć częsty) zbieg okoliczności.
Dręczą mnie jednak wątpliwości. Jak bowiem nazwać nagły powrót
do obowiązków w dniu, w którym do budynku na Woronicza nie
wszedł już Bronisław W.? Cudowne ozdrowienie? Widać wyraźnie,
że jedyne na co cierpiała ta pani, to uczulenie na byłego
prezesa. O ile się jednak orientuję, to reakcje alergiczne
na poszczególne osoby, mimo że spotykane na każdym kroku,
są ciągle poza oficjalną wiedzą medyczną i jako takie nie
mogą być pretekstem do ubiegania się o zwolnienie lekarskie.
Zatem wspomniana pani albo nie była wcale chora, albo też
była chora zanim poszła na zwolnienie. Być może jest więc
chora w dalszym ciągu, mimo że ze zwolnienia wróciła. Mówiąc
dobitniej - albo jest chora i cierpi, albo jest oszustką.
Tak w jednym jak i w drugim przypadku powinna być zwolniona
z pełnienia jakichkolwiek obowiązków w instytucji utrzymywanej
w znacznej części z pieniędzy płatników abonentu. W jednym
przypadku zwolnienie z pełnienia obowiązków powinno być czasowe
- aż do wyzdrowienia, w drugim bezterminowe i dyscyplinarne.
Zastanawiam się tylko, gdzie w tym momencie jest minister
sprawiedliwości? Gdzie samorządy lekarskie? Dlaczego nikt
nie zbada komisyjnie tej pani? Dlaczego nikt nie sprawdza,
kto wydał jej zwolnienie? Jeśli lekarz wydał fałszywe zwolnienie,
to jaką przyjął gratyfikację? I gdzie, do jasnej cholery,
jest Centralne Biuro Antykorupcyjne?!
|