Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch - Wizja lokalna
Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZDRAJCY I NIESPRZEDAJNI

Irek Nowak



 


Kilkanaście dni temu na jednym z tematycznych kanałów telewizyjnych zobaczyłem film o historii hip-hopu. W gruncie rzeczy był to obszerny wywiad z kilkunastoma osobami, które były obecne przy narodzinach muzycznej rewolucji.

Byli to ludzie, którzy gdzieś w połowie lat 70., w podłych dzielnicach Nowego Jorku zaczęli bawić się mową tworząc rap. Ale nawet te osoby nie potrafiły dać jasnej odpowiedzi na proste pytanie: co to jest hip-hop? Niemniej wspomnianą zagadkę próbuje rozwikłać twórca strony "Stop hiphopolo".
Autorem jest niejaki Maciek - Bardzo Bezkompromisowy Buntownik, Wojownik o Sprawę Czystego Hip-Hopu. Z powagą godną lepszej sprawy rozprawia się z tymi twórcami, którzy w jego mniemaniu odeszli od rdzenia gatunku. Rozprawia się z nimi ostro. Tworzy listę zdrajców. Tropi ich zaciekle niczym Macierewicz agentów. Nietrudno się domyślić, że pierwsze miejsce na liście zajmuje Mezo. Na kolejnych są mniej lub bardziej znane postacie rodzimej sceny muzycznej. Żeby być umieszczonym na czarnej liście trzeba odnieść sukces komercyjny, oddalić od gatunku, albo też nagrywać dla znienawidzonej wytwórni UMC. Najzabawniejsza jest obecność na liście grupy Sistars. Autor sam przyznaje, że muzyka sióstr to w zasadzie nie hip-hop. Skoro tak, to w tym towarzystwie powinien się znaleźć również Placido Domingo.
Czarna lista wyznacza grupę muzyków, którzy tworzą nowy styl muzyczny - hiphopolo. Narzucające się odniesienie do disco-polo jest o tyle adekwatne, że również ma charakter pejoratywny, nieco ośmieszający, pozwalający spoglądać na twórców z wyższością, a nawet lekką pogardą. Dalibóg, nie pojmuję jednak co łączy Wiśnixa z Sistars.
Na witrynie jest również lista tych, którzy się "nie sprzedali". Co ciekawe, jest ona również gradacyjna. Na pierwszym miejscu jest więc Peja, który - wynika z tego, najbardziej się nie sprzedał. Logicznie rzecz biorąc na kolejnych miejscach są osoby, które nie sprzedały się nieco mniej.
Autor w kilku miejscach podkreśla, że "prawdziwy" hip-hop to nie pop. Twórca hip-hopowy ma w pogardzie konwenanse, odrzuca kawiarniano-uczelniany tryb życia. Na prawo i lewo sypie słówkami powszechnie uważanymi za niecenzuralne, co rzuca się zresztą w oczy również na tej stronie. Rodzi się więc wizerunek hip-hopowych osobowości, które swoją twórczość zamieniają w afirmację upadku i nędzy. Taplają się w ciągłych opowieściach o tym jak to bardzo zostali oszukani, jak bardzo brzydzą się establishmentem. Przykro to przyznać, ale to tylko ciągłe usprawiedliwianie własnej frustracji. Czy zatem jest to "prawdziwy" hip-hop? Wątpię. Definicja hip-hopu jest znacznie szersza niż sugeruje to autor strony. Podobnie zresztą jak definicja hiphopolo, która obejmuje nie tylko rymokletów z czarnej listy zdrajców. Autor witryny zapomina, że źródłem hip-hopu jest nie tylko bunt, ale zwyczajnie także dobra zabawa.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone