Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



ZAPOMNIANY ZABYTEK

Jan Klosz




Niewiele jest kościołów, które mogą się równać z paryską katedrą Notre Dame. Bez wątpienia należy do nich jednak bazylika Saint-Denis. Są nawet tacy, którzy twierdzą, że kościół na obrzeżach Paryża jest piękniejszy od słynnej świątyni na wyspie Île de la Cité nad Sekwaną w sercu stolicy Francji. Coś w tym jest.

Z zewnątrz bazylika zwraca uwagę swoją asymetryczną formą. Jednak dopiero po przekroczeniu progu z zachwytu odbiera mowę. Potężny gotycki gmach jest przepełniony światłem! Zupełnie inaczej niż Notre Dame. Tam jest ponury półmrok rozświetlany przez reflektory i błyskające co chwilę flesze. Tu światło wpada swobodnie przez gęsto rozsiane okna z witrażami, a jasne kamienie, które były budulcem używanym tu przez średniowiecznych inżynierów, dodatkowo rozjaśniają ogromną przestrzeń.
Historia tego miejsca jest niesamowita. To jakby baśniowe i jednocześnie wstrząsające dzieje. Nazwa kościoła i miasteczka, w którym on się znajduje pochodzi od świętego Dionizego. Ów kaznodzieja żył 1800 lat temu. Został wysłany z terenu dzisiejszych Włoch do Galii - czyli dzisiejszej Francji. Osiadł w Paryżu i uważany jest za pierwszego biskupa tego miasta. Zgodnie z podaniami Dionizy został skazany na śmierć przez namiestnika Rzymu. Został ścięty na wzgórzu Montmartre. Lecz dekapitacja nie zakończyła życia męczennika. Ten bowiem wstał, podniósł głowę i trzymając ją pod pachą przeszedł dystans kilku kilometrów.
Zmarły w 258 roku Dionizy stał się patronem Francji. Dla uczczenia niezwykłych okoliczności śmierci Dionizego w miejscu jego pochówku zbudowano kaplicę, a później ogromną bazylikę, która była wzniesiona w nowatorskim na owe czasy stylu gotyckim. Kościół stał się miejscem koronacji królów francuskich. Drogę na najważniejszą w swoim życiu uroczystość pokonywali zawsze pieszo - tym samym szlakiem, którym setki lat przed nimi przeszedł ścięty Dionizy. Tu też było tradycyjne miejsce pochówku monarchów. Saint-Denis dla Francuzów ma więc podobne znaczenie co Wawel dla Polaków, czy Opactwo Westminsterskie dla Anglików. Jednak to, co dla tych dwóch nacji jest świętością, dla Francuzów świętością nie musi być.
W czasie rewolucji groby zostały otwarte, a szczątki w barbarzyński sposób zbezczeszczone. Dzisiaj groby są odtworzone, a prochy królów wydobyte ze zbiorowych mogił znalazły godne siebie miejsce. Pośród dziesiątek grobowców podziwiać można wizerunki par królewskich. Wśród nich najbardziej charakterystyczne są chyba rzeźby Ludwika XVI i Marii Antoniny. Co ciekawe, niektórych władców uwieczniono nie w lśniących zbrojach. Przeciwnie, są nadzy. To zapewne wyraz pokory i jednocześnie pogardy dla doczesności.
Zdawać by się mogło, że historyczne zawieruchy powinny już dalej oszczędzić zabytek i wiążącą się z nim historię. Nic bardziej błędnego. Miejscem, w którym stoi bazylika, jest proletariackie miasteczko St-Denis. To od dziesiątek lat matecznik francuskich komunistów. W kilkadziesiąt lat po wojnie lewackie władze miasta zdecydowały, że okolice świątyni trzeba przebudować. Zniszczono historyczną tkankę architektoniczną, po szlaku świętego Dionizego nie ma już żadnego śladu. Jakby tego było mało, architektom (bądź ich zleceniodawcom) najwyraźniej przeszkadzało, że centralnym punktem Saint Denis jest potężny kościół katolicki. Obudowano go więc nowoczesnymi klockami. Aż nie chce się wierzyć, że doszło do tego nie w PRL-u, ale we Francji! W szkaradnych budynkach stojących kilkanaście metrów od miejsca pochówku królów francuskich są jakieś urzędy. Jest też siedziba komunistycznej gazety "l'Humanité". Przed wejściem do redakcji wiszą dwie flagi: francuska i czerwona. Warto zauważyć, że do podobnego barbarzyństwa doszło właśnie w Rzymie. Pod pretekstem budowy muzeum Ara Pacis w miejscu historycznego antycznego portu nad Tybrem wzniesiono klocek, który skutecznie przesłonił widok na dwa znajdujące się tam barokowe kościoły.
Wróćmy do Saint Denis. Dzisiaj miasteczko zamieniło się w jedną z podmiejskich dzielnic Paryża. To smutne miejsce opanowane przez przybyszów z Afryki. Uchodzi za najgorszy teren w całej stolicy Francji. Nędzny targ, blokowisko i opinia raczej podłej dzielnicy, po której lepiej nie spacerować po zmierzchu. W tym czasie kiedy przez Notre Dame przewalają się tysiące gości ze wszystkich zakątków świata, w bazylice Saint-Denis ludzi z aparatami fotograficznymi na szyi można policzyć na palcach jednej dłoni. To przygnębiające, ale dziś miasteczko kojarzone jest przede wszystkim z arabsko-murzyńską społecznością, ewentualnie częściej ze stadionem piłkarskim, niż z miejscem pochówku francuskich królów.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone