Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



EKSKLUZYWNY RAJ

Bogdan Kaszpir




Oprah Winfrey nie wpisała cię na listę gości? Jagger nie zaprasza cię na imprezę? Nie przejmuj się. Prywatne wyspy są dostępne nie tylko dla milionerów i gwiazd showbusinessu.

Kiedy jacht dopływał do Petit St. Vincent, właśnie zachodziło słońce. Zrobiło się trochę romantycznie, a trochę... filmowo. Pół żartem, pół serio próbowałem zgadnąć, kim są ludzie na brzegach, których sylwetki widać było z oddali. Bratt Pitt? Elton John? Martha Stewart? Chwilę później okazało się, że to obsługa letniska. Na dobry wieczór dostałem zimną pina coladę, a chwilę potem moje bagaże i ja znajdowaliśmy się już w mini samochodzie, który wiózł mnie do mojego domku.
Kierowca tłumaczył gdzie jest restauracja i kawiarnia, gdzie mogę wypożyczyć sprzęt do nurkowania i narty wodne. Rozmarzyłem się, wyobrażając sobie, że oświadczam się jakiejś bogatej wdowie albo dołączam do świty któregoś ze znanych gości Petit St. Vincent (bywają tu np. członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, muzycy z U2 i Johnny Depp) i w ten sposób zyskuję stałą przepustkę do tego raju na Ziemi. Postanowiłem, że poszaleję na nartach wodnych na oczach kogoś sławnego i bogatego i dam się poznać jako niezbędny towarzysz życia (albo w najgorszym razie jako utalentowany instruktor sportów wodnych).
Po trzech nieudanych próbach na desce przypiąłem tradycyjne narty i dałem się ciągnąć po zatoce tam i z powrotem, aż rozbolały mnie ręce, a nogi zmiękły w kolanach. Wreszcie, po szczególnie spektakularnym skoku zakończonym upadkiem, dałem sobie spokój i postanowiłem, że resztę czasu spędzę jednak na wypoczynku... Tym bardziej, że wcale nie jest mi potrzebne towarzystwo high-life'u. W tym roku i mnie było stać na prywatną wyspę. Wprawdzie tylko przez tydzień, ale dobre i to.
Petit St. Vincent wypatrzył i kupił w latach 60-tych niejaki Haze Richardson. Dzięki samozaparciu i latom ciężkiej pracy udało mu się zbudować ośrodek dla wybranych. Wybrańcem może być każdy, pod warunkiem, że ma odpowiednio zasobny portfel. Jedna noc na wyspie kosztuje od 670 do 1045 dolarów.
Jeśli istnieje idealne miejsce do nic-nie-robienia, to wygląda właśnie tak jak Petit St. Vincent. Wyspa ta leży w małym i malowniczym archipelagu Grenadyn, który jest fragmentem Karaibów. Specjalnością Petit St. Vincent jest odosobnienie. Każdy z 22 domków znajduje się w takiej odległości od pozostałych, by nie były wzajemnie widoczne. Nie ma w nich telewizorów ani telefonów. Kiedy chce się wezwać obsługę, trzeba wciągnąć na maszt żółtą flagę. Czerwona oznacza, że nie życzysz sobie, by ktokolwiek zakłócał twój spokój.
Na wyspie jest ogród warzywny i sad, rybacy z Grenadyn dostarczają codziennie świeże ryby, homary i owoce morza. Raz w tygodniu goście ośrodka ucztują wspólnie na plaży, zajadając się potrawami z grilla importowanymi prosto z Bostonu.
Na brak zajęć ruchowych też nie ma co narzekać. Wachlarz propozycji jest szeroki: od nurkowania, przez wspomnianą jazdę na nartach wodnych i żeglowanie, po sporty naziemne jak np. tenis. A jeśli ktoś chce, może się wybrać na leżącą nieopodal Petit St. Richardson - bardziej łachę piasku niż wysepkę, na której jest tylko wielki słomiany parasol. Na piknik albo odpoczynek po wodnych szaleństwach - jak znalazł.
Nie dane mi było zaznajomić się ze sławami świata filmu, muzyki, czy mody. odosobnienie mojego domku sprawiło, że odciąłem się od świata. Leniuchowałem, wypoczywałem, bawiłem się, jadłem i piłem głównie sam. I wiecie co? Wcale nie żałuję. Człowiek musi się czasem odizolować. A że kosztowało mnie to kilka miesięcznych pensji? Co tam, raz się żyje.

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone