Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



PŁACZ RABINÓW

Michał Kopczyk




"Ortodoksyjni żydzi nie mogą wejść do zbezczeszczonej synagogi. Podchodzą do murów, dotykają ich i płaczą. Modlą się, by coś się tu wreszcie zmieniło" - tak Alicja Kobus opowiada o grupach rabinów, którzy od czasu do czasu odwiedzają Poznań.

Pani Kobus jest szefową poznańskiej filii Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich, a budynek, o którym opowiada jest w samym sercu miasta. Obchodzony co roku "Dzień Judaizmu" w Poznaniu zawsze oznacza dyskusję o tym co zrobić z tą nieszczęsną budowlą.
Z zewnątrz prezentuje się tragicznie. Odrapany, szary budynek, którego dziwaczna forma nie pasuje do niczego. Ani do pobliskiej starówki, ani do średniowiecznych murów odsłoniętych dosłownie dziesięć metrów obok. Paradoks sprawia, że właśnie tutaj jest parking, na którym zatrzymują się wszystkie grupy turystów zagranicznych wybierających się na spacer po Starym Rynku. Co widzą najpierw? Zniszczony gmach o odpychającym wyglądzie. Farba pojawiła się na nim wiele lat temu, więc ze sporych połaci budynku już dawno odpadła. Jeśli ktoś zadrze głowę do góry, to zobaczy miejsca, od których odpadł również tynk. Gołe cegły uświadamiają, że z tym gmachem chyba nikt nigdy niczego nie robił. Przewodnicy modlą się pewnie, by żaden turysta z Niemiec nie zapytał ich o to co to jest. Można im łatwo wytłumaczyć, że synagogę w basen zamienili hitlerowcy, ale jak wyjaśnić, dlaczego tak już zostało...
"Budynek przy ulicy Wronieckiej zbudowali Niemcy wyznania mojżeszowego. To miał być symbol panowania żywiołu niemieckiego nad tymi ziemiami. Ten budynek nie ma żadnej wartości historycznej. Nie jest nawet wpisany do rejestru zabytków. Należałoby go zburzyć, teren, na którym się znajduje sprzedać gminie żydowskiej, by mogła sobie wybudować bożnicę z prawdziwego zdarzenia" - mówi poznański eurodeputowany Marcin Libicki. Trudno mu odmówić logiki. Tyle tylko, że cały Poznań jest wręcz usiany budynkami zbudowanymi przez zaborców. Czy zburzyć siedzibę Muzeum Narodowego? Czy zrównać z ziemią Centrum Kultury Zamek (jedyną istniejącą siedzibę Adolfa Hitlera!)? Czy zniszczyć piękne budowle Uniwersytetu Adama Mickiewicza w centrum miasta? Czy rozwalić wspaniałą Aulę Uniwersytecką? Nikt o zdrowych zmysłach nie zaproponuje takiego rozwiązania. To dlaczego burzyć dawną synagogę?
"Gdy ślady tej kultury są dzisiaj tak bardzo osierocone, to trudno się dziwić, że wszystkim, komu jest ona bliska, serce krwawi" - mówi z przejęciem Joachim Russek, prezes krakowskiej Fundacji Judaica.
Co zatem zrobić z dawną synagogą w cetrum Poznania? Płacz rabinów, czy krwawiące serce prezesa Russka to jedno, życie toczy się jednak własnym torem. Synagoga-basen jest już własnością gminy żydowskiej. Ta jednak jest biedna. Dlatego ciągle będzie tu pływalnia. Umowa z firmą, która nią zarządza jest ważna jeszcze co najmniej 2 lata. Jeśli pieniądze się nie znajdą to może zostać przedłużona. Mimo to taki gmach to łakomy kąsek. Batalia już się zaczęła. Do żenującego spektaklu doszło kilka lat temu, gdy okazało się, że o nieruchomości należące przed wojną do żydów roszczą sobie pretensje dwie konkurencyjne gminy żydowskie. Ten problem udało się już rozwiązać. Mimo to ciągle aktywni są ludzie, którzy nie odpuszczają. Ostatnio uczestnikom poznańskich obchodów Dni Judaizmu wręczano na ulicy ulotki z tekstem listu wysłanego do Adama Michnika - redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Pismo sygnowane jest przez organizację Poznań Synagogue Project. PSP zostało założone przez Amerykanina Andrew Hingstona. W piśmie padają ciężkie zarzuty pod adresem gminy żydowskiej. Streszczają się do stwierdzenia, że nie ma ona pomysłu i możliwości zrobienia czegokolwiek sensownego w Poznaniu. Waga zarzutów być może byłaby istotna, gdyby nie fakt, że od PSP odwrócili się dawni współpracownicy. Wśród nich na przykład rabin Michael Schudrich. W liście pojawiają się uwagi na rynsztokowym poziomie, zarzucając między innymi duchownym zaangażowanym w obchody Dni Judaizmu przyjaźń, bądź znajomość z osobami pracującymi nad zmianą oblicza poznańskiej synagogi. Co miałoby z tego wynikać, tego już się z listu nie można dowiedzieć. Co ciekawe akurat tego fragmentu "Gazeta Wyborcza" nie przedrukowała.
Ten głos był chyba niepotrzebnym zgrzytem poznańskich obchodów "Dnia Judaizmu". Były jak zwykle bardzo bogate, i pamiętano o nich również w dawnej synagodze. Poraz kolejny na pływalni można było usłyszeć głos modlitwy bogobojnych żydów. Dźwięki śpiewów z płyty były muzyczną ilustracją przedstawienia, jakie po raz kolejny odbyło się w tych niezwykłych wnętrzach. Na balkonach, które przed wojną były zajmowane przez modlące się kobiety zamontowano prowizoryczną widownię, wokół tafli wody rozstawiono krzesła, nad samym basenem rozwieszono ogromne płotno. Na nim, niemal w kompletnych ciemnościach zaczęły się pojawiać litery alfabetu hebrajskiego. Później Edward Linde-Lubaszenko czytał teksty opisujące rozbijanie żydowskich płyt nagrobnych.
Jedną z takich zbrukanych świętości jest poznańska synagoga. Kiedy coś się zmieni? Nikt nie potrafi udzielić sensownej odpowiedzi. Alicja Kobus szuka wsparcia gdzie tylko może. Chce zamienić basen w miejsce kultywowania tradycji judaistycznej, dialogu między religiami i modlitwy. Poprosiła o wsparcie poznańskie władze. Chce się starać o dotacje z Unii Europejskiej. Z prośbą o pomoc zwróciła się również do metropolity poznańskiego arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Jedno jest pewne. Kiedyś w Poznaniu synagoga będzie wyglądała tak samo pięknie jak dawniej. Tylko kiedy?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone