"Ortodoksyjni
żydzi nie mogą wejść do zbezczeszczonej synagogi. Podchodzą
do murów, dotykają ich i płaczą. Modlą się, by coś się tu
wreszcie zmieniło" - tak Alicja Kobus opowiada o grupach
rabinów, którzy od czasu do czasu odwiedzają Poznań.
Pani Kobus jest szefową poznańskiej filii Związku Gmin Wyznaniowych
Żydowskich, a budynek, o którym opowiada jest w samym sercu
miasta. Obchodzony co roku "Dzień Judaizmu" w Poznaniu
zawsze oznacza dyskusję o tym co zrobić z tą nieszczęsną budowlą.
Z zewnątrz prezentuje się tragicznie. Odrapany, szary budynek,
którego dziwaczna forma nie pasuje do niczego. Ani do pobliskiej
starówki, ani do średniowiecznych murów odsłoniętych dosłownie
dziesięć metrów obok. Paradoks sprawia, że właśnie tutaj jest
parking, na którym zatrzymują się wszystkie grupy turystów
zagranicznych wybierających się na spacer po Starym Rynku.
Co widzą najpierw? Zniszczony gmach o odpychającym wyglądzie.
Farba pojawiła się na nim wiele lat temu, więc ze sporych
połaci budynku już dawno odpadła. Jeśli ktoś zadrze głowę
do góry, to zobaczy miejsca, od których odpadł również tynk.
Gołe cegły uświadamiają, że z tym gmachem chyba nikt nigdy
niczego nie robił. Przewodnicy modlą się pewnie, by żaden
turysta z Niemiec nie zapytał ich o to co to jest. Można im
łatwo wytłumaczyć, że synagogę w basen zamienili hitlerowcy,
ale jak wyjaśnić, dlaczego tak już zostało...
"Budynek przy ulicy Wronieckiej zbudowali Niemcy wyznania
mojżeszowego. To miał być symbol panowania żywiołu niemieckiego
nad tymi ziemiami. Ten budynek nie ma żadnej wartości historycznej.
Nie jest nawet wpisany do rejestru zabytków. Należałoby go
zburzyć, teren, na którym się znajduje sprzedać gminie żydowskiej,
by mogła sobie wybudować bożnicę z prawdziwego zdarzenia"
- mówi poznański eurodeputowany Marcin Libicki. Trudno mu
odmówić logiki. Tyle tylko, że cały Poznań jest wręcz usiany
budynkami zbudowanymi przez zaborców. Czy zburzyć siedzibę
Muzeum Narodowego? Czy zrównać z ziemią Centrum Kultury Zamek
(jedyną istniejącą siedzibę Adolfa Hitlera!)? Czy zniszczyć
piękne budowle Uniwersytetu Adama Mickiewicza w centrum miasta?
Czy rozwalić wspaniałą Aulę Uniwersytecką? Nikt o zdrowych
zmysłach nie zaproponuje takiego rozwiązania. To dlaczego
burzyć dawną synagogę?
"Gdy ślady tej kultury są dzisiaj tak bardzo osierocone,
to trudno się dziwić, że wszystkim, komu jest ona bliska,
serce krwawi" - mówi z przejęciem Joachim Russek, prezes
krakowskiej Fundacji Judaica.
Co zatem zrobić z dawną synagogą w cetrum Poznania? Płacz
rabinów, czy krwawiące serce prezesa Russka to jedno, życie
toczy się jednak własnym torem. Synagoga-basen jest już własnością
gminy żydowskiej. Ta jednak jest biedna. Dlatego ciągle będzie
tu pływalnia. Umowa z firmą, która nią zarządza jest ważna
jeszcze co najmniej 2 lata. Jeśli pieniądze się nie znajdą
to może zostać przedłużona. Mimo to taki gmach to łakomy kąsek.
Batalia już się zaczęła. Do żenującego spektaklu doszło kilka
lat temu, gdy okazało się, że o nieruchomości należące przed
wojną do żydów roszczą sobie pretensje dwie konkurencyjne
gminy żydowskie. Ten problem udało się już rozwiązać. Mimo
to ciągle aktywni są ludzie, którzy nie odpuszczają. Ostatnio
uczestnikom poznańskich obchodów Dni Judaizmu wręczano na
ulicy ulotki z tekstem listu wysłanego do Adama Michnika -
redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej". Pismo sygnowane
jest przez organizację Poznań Synagogue Project. PSP zostało
założone przez Amerykanina Andrew Hingstona. W piśmie padają
ciężkie zarzuty pod adresem gminy żydowskiej. Streszczają
się do stwierdzenia, że nie ma ona pomysłu i możliwości zrobienia
czegokolwiek sensownego w Poznaniu. Waga zarzutów być może
byłaby istotna, gdyby nie fakt, że od PSP odwrócili się dawni
współpracownicy. Wśród nich na przykład rabin Michael Schudrich.
W liście pojawiają się uwagi na rynsztokowym poziomie, zarzucając
między innymi duchownym zaangażowanym w obchody Dni Judaizmu
przyjaźń, bądź znajomość z osobami pracującymi nad zmianą
oblicza poznańskiej synagogi. Co miałoby z tego wynikać, tego
już się z listu nie można dowiedzieć. Co ciekawe akurat tego
fragmentu "Gazeta Wyborcza" nie przedrukowała.
Ten głos był chyba niepotrzebnym zgrzytem poznańskich obchodów
"Dnia Judaizmu". Były jak zwykle bardzo bogate,
i pamiętano o nich również w dawnej synagodze. Poraz kolejny
na pływalni można było usłyszeć głos modlitwy bogobojnych
żydów. Dźwięki śpiewów z płyty były muzyczną ilustracją przedstawienia,
jakie po raz kolejny odbyło się w tych niezwykłych wnętrzach.
Na balkonach, które przed wojną były zajmowane przez modlące
się kobiety zamontowano prowizoryczną widownię, wokół tafli
wody rozstawiono krzesła, nad samym basenem rozwieszono ogromne
płotno. Na nim, niemal w kompletnych ciemnościach zaczęły
się pojawiać litery alfabetu hebrajskiego. Później Edward
Linde-Lubaszenko czytał teksty opisujące rozbijanie żydowskich
płyt nagrobnych.
Jedną z takich zbrukanych świętości jest poznańska synagoga.
Kiedy coś się zmieni? Nikt nie potrafi udzielić sensownej
odpowiedzi. Alicja Kobus szuka wsparcia gdzie tylko może.
Chce zamienić basen w miejsce kultywowania tradycji judaistycznej,
dialogu między religiami i modlitwy. Poprosiła o wsparcie
poznańskie władze. Chce się starać o dotacje z Unii Europejskiej.
Z prośbą o pomoc zwróciła się również do metropolity poznańskiego
arcybiskupa Stanisława Gądeckiego. Jedno jest pewne. Kiedyś
w Poznaniu synagoga będzie wyglądała tak samo pięknie jak
dawniej. Tylko kiedy?
|