Okładka - Jest taka sprawa... - Sprawy i zlewy - Tu byłem... - Podgląd - Podsłuch
Wizja lokalna - Zasady współpracy - Archiwum - Sprawcy

 



NIENOWA ŚWIECKA TRADYCJA

Agnieszka Krupak



 


Magiczny, jedyny taki czas w roku trwa, więc i sezon narzekań, można by rzec - już w pełni. Żadna okazja w ciągu roku nie daje malkontentom i frustratom tylu możliwości czy środków wyrazu swojego ogólnego niezadowolenia, co święta.

Jak nakazuje staropolski obyczaj, spotykamy się w domach w gronie rodziny czy znajomych, przy suto zastawionych stołach, i między zachwalaniem nadludzkich zdolności kulinarnych pani domu i wybitnego talentu stolarskiego jej męża - rozpoczynamy typową świąteczną sesję terapeutyczną zaczynającą się tradycyjnie od słów "nie jest lekko"...
Taki wstęp sugeruje podjęcie tematu, który pozwoli na włączenie się w dyskusję wszystkich pełnoletnich członków biesiady, bez względu na płeć, wiek, stosunek do polityki czy zamiłowania kulinarne. Syndrom wykrzywionej polskiej gęby towarzyszy nam bowiem od pokoleń, a wiadomo, że dopóty naród, dopóki tradycja. I tak, między jednym a drugim kawałkiem karpika dowiadujemy się o zmaganiach cioci z rejonową przychodnią reumatologiczną, o problemach wujka z ZUS-em, o chorobie sąsiadki, drożyźnie w supermarketach, i o tym, że z emerytury nie da się już wyżyć, i że Unia nas wykończy w krótkim czasie... Więc nasze myśli całkiem naturalnie schodzą na zaległe podatki i podwyżkę czynszu, zapowiedzianą przez spódzielnię na odwrotnej stronie przesłanych nam świątecznych życzeń... I nawet trzy identyczne żele do kapieli, podrzucone pod choinkę przez najhojniejszego ze świętych nie są w stanie rozświetlić naszych twarzy uśmiechem, ani dodać animuszu przed kolejnym spotkaniem w gronie najbliższych, choć wypadałoby zbierać siły, jako że przed nami przecież Sylwester i Nowy Rok, czyli doskonałe okazje, by pożalić się, jakim niesprawiedliwym ignorantem jest nasz przełożony, że dziecko ma próchnicę, a kotka znów okazała się być kurtyzaną.
Polacy narzekanie mają w genach, z radością i zapałem oddają się mu przy każdej nadarzającej się okazji. Nie może cieszyć nowy samochód, ponieważ sąsiad ma podobny, tylko lepszej klasy. Nie bawi długi, wolny weekend, skoro akurat na ten czas odłożyliśmy sobie zaległe sprawy remontowo-porządkowe w domu i obejściu. Moglibyśmy z radością planować urlop, ale skoro wiemy, że wyjedziemy do tego samego ośrodka z tymi samymi znajomymi, którzy jak co roku będą narzekać na swoje dzieci, pracę, wyżywienie w ośrodku, pogodę, komary i wszystko co im się w życiu do tej pory przytrafiło lub przytrafić może - radość z wakacji zabijamy natychmiast po ustaleniu ich terminu.
Moglibyśmy wyjechać też na wymarzony, zagraniczny urlop, tylko we dwoje, skoro planujemy go już od wielu lat i tak pieczołowicie odkładamy na niego ciężko zarobione przez nas walory. Jednak nie ma sensu cieszyć się na zapas, skoro jak co roku wypadnie nam przed samym wyjazdem jakiś niezbędny wydatek, który pożre nasze marzenia o rozgrzanej słońcem plaży i uroczych szeptach pod palmami. Więc skoro tyle tyraliśmy, i znów nic z tego nie wyjdzie, jaki sens wpadać w euforię przy rodzinnym stole, skoro nawet ten nieszczęsny karp kosztował tyle, że aż ością w gardle staje?
Polacy mają też we krwi biedę, ktróra uwarunkowana genetycznie tkwi sobie w naszych mózgach, czekając na okazję do wynurzenia się z nich w pełnej krasie. Napompowani na lekcjach języka polskiego dziełami o bogatych, złych na wskroś panach i biednych a uczciwych chłopach pańszczyźnianych, z utrwalonym schematem zamożnego podłego kułaka, polityka-złodzieja czy sąsiada-spekulanta, pocieszamy się myślą, że u nas wprawdzie biednie, ale przynajmniej zasłużyliśmy na tę biedę ciężką i uczciwą pracą, i nikt nam nic zarzucić nie może. Znałam kobietę, której narzekanie na niedostatek zajmowało tyle czasu, że nie starczyło go jej na przejrzenie ogłoszeń prasowych w poszukiwaniu dodatkowej pracy.
Twórcza niemoc Polaka wyraża się właśnie w zaniechaniach, które są zawsze usprawiedliwiane w sposób, jakiego mógłby pozazdrościć największy lawirant w szkole. "Pieniądze śmierdzą i nie dają szczęścia" - wpajano w nas przez całe życie, więc powtarzamy te wytarte slogany jako formę usprawiedliwenia naszej niemocy i niechęci, by zmienić w życiu to, co jeszcze choć odrobinę zmienić można. Oczywiste jest, że dodatkowego źródła zarobku szukają ludzie pazerni i chciwi, a skoro my do nich nie należymy, nie będziemy sobie zawracać głowy próbami podnoszenia naszego statusu materialnego nawet w minimalnej cześci.
Jak katharsis działają też na naszą psychikę złe wieści z rubryki towarzyskiej świata bogatych, a im gorsze, tym bardziej krzepią. Co po fortunie znanej aktorce, skoro zachorowała na raka? Sławna piosenkarka, tak piękna i bogata, a straciła męża w wypadku samochodowym. Dzięki Bogu, nas nie stać na samochód, więc taki dramat nigdy nas nie spotka. Popularny jest też przedkarnawałowy ranking towarzyski, ze swoistą czystką w tle. Może w tym roku nie zapraszać dawnego przyjaciela, który ostatnio dorobił się na handlu warzywami? Przecież nie będziemy utrzymywać przyjacielskich stosunków z badylarzem... Wyszukujemy więc z naszego otoczenia ludzi o podobnym nam statusie materialnym i podobnym zamiłowaniu do wszystkiego co szare, bure i ponure - i mamy kolejną okazję do dania wyrazu naszemu niezadowoleniu z życia, pracy, dzieci i wszystkiego, co nas otacza.
Zastanawiacie się, czemu w święta siedzę przy komputerze i narzekam? Bo jestem Polką z dziada pradziada, wychowaną w poszanowaniu narodowych tradycji, więc jakże mogłabym przeoczyć tak wspaniałą okazję do lekkiej frustracji w gronie Czytelników Sprawy?

 

Góra
 
Okładka



www.sprawa.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone